*uwaga drastyczne sceny*
Wiedział, że to na nic. Spory przyniosłyby tylko niepotrzebne cierpienie. Borsuczy Warkot miał rację, to była jego wina. Starał się być dobrym liderem, ale to wszystko go przytłoczyło. Już i tak czuł się jak wronia strawa.
— Masz wybór. Albo rezygnujesz sam, albo sam ci w tym pomogę. — wysunął pazury i zmierzył lidera chłodnym spojrzeniem.Wtedy spojrzał na niego ten jeden raz i już wiedział. To on... on stał za tym wszystkim. Za tymi plotkami... Czemu tego wcześniej nie dostrzegł? To żądne władzy spojrzenie widział ostatni raz u Lisiej Gwiazdy. To pełne zadowolenia, wygranej... Nie mógł w to uwierzyć. Stał przed nim kot, który umyślnie zniszczył mu życie. Paląca złość wkradła się pod jego skórę, a coś szeptało mu w głowie: "zabij go, niech zapłaci za wszystko, niech poleje się krew". NIE! Nie był w stanie... Był za słaby, aby mierzyć się z Borsuczym Warkotem, kiedy ten przyprowadził ze sobą grono wyznawców.
— Dobrze... Rezygnuję - miauknął tylko. Wierzył, że Zbożowy Kłos lepiej poradzi sobie z tym brzemieniem. Jednak... tu kolejna niespodzianka. Nie zarejestrował momentu, kiedy wszystko poszło nie tak. Atak jego zastępczyni, zaraz wygnanie jej z klanu. Jak to było dobrze rozplanowane! Nie słuchał przemowy Borsuka... Chciał tylko odpocząć... Coś jednak czuł, że nie będzie mu to dane.
***
- Jesion musimy porozmawiać. - Nowy lider zjawił się w legowisku starszych.
Czuł, że ta rozmowa nie będzie za przyjemna. Mógł domyślać się o czym chciał rozmawiać. Dlatego też siedział i czekał na jego paplaninę.
- Nie tu. Chodzi o twoją... partnerkę - miauknął widząc, że ten się opiera przed wyjściem.
O Brzoskwiniową Bryzę? Zaniepokojony wstał i udał się za Borsuczą Gwiazdą. Czy coś zrobiła głupiego? Oby nie! Chciał już wylać z siebie masę pytań, ale kocur chciał o tym pogadać na osobności. Dziwne tylko, że wychodzili z obozu. A może... ona znalazła sobie już kogoś innego i szli, aby ich nakryć? Oby nie! Ta myśl zabolałaby go po stokroć bardziej.
Dziwnie się czuł idąc z nim sam. Ptaki zamilkły i szczerze nie wiedział, czy to był jakiś znak, czy może zdawało mu się. Otulił ich las, który budził się po Porze Nagich Drzew do życia. Pachniało kwiatami... świeżą ziemią. Lider zatrzymał się i odwrócił w jego stronę.
- Tu będzie dobrze - miauknął, po czym... zaatakował go.
- Nie tu. Chodzi o twoją... partnerkę - miauknął widząc, że ten się opiera przed wyjściem.
O Brzoskwiniową Bryzę? Zaniepokojony wstał i udał się za Borsuczą Gwiazdą. Czy coś zrobiła głupiego? Oby nie! Chciał już wylać z siebie masę pytań, ale kocur chciał o tym pogadać na osobności. Dziwne tylko, że wychodzili z obozu. A może... ona znalazła sobie już kogoś innego i szli, aby ich nakryć? Oby nie! Ta myśl zabolałaby go po stokroć bardziej.
Dziwnie się czuł idąc z nim sam. Ptaki zamilkły i szczerze nie wiedział, czy to był jakiś znak, czy może zdawało mu się. Otulił ich las, który budził się po Porze Nagich Drzew do życia. Pachniało kwiatami... świeżą ziemią. Lider zatrzymał się i odwrócił w jego stronę.
- Tu będzie dobrze - miauknął, po czym... zaatakował go.
Poczuł jego kły na szyi. Zaczął się szarpać, chciał walczyć, ale ucisk był tak mocny! Przypomniało mu się aż zgromadzenie, na którym stracił swoje pierwsze życie. Czy teraz straci drugie?
Czarny jednak puścił go, jakby nie tak chciał zakończyć jego żywot, dzięki czemu mógł złapać w płuca powietrze. Zaniósł się kaszlem, nie zauważając jak młodszy rozrywa mu pazurami grzbiet. Wrzasnął. Rozpoczęła się walka. Kłęby futra, syknięcia, trysk krwi. Chwiał się na łapach, nie dawał rady. Czuł niemoc spowodowaną przez ciągłe leżenie w legowisku, brak treningów. Kiedy Borsuk zadał ostateczny cios, obudził się na polanie utkanej z Gwiazd.
***
Drżał nadal, nie wierząc w to co miało miejsce. Dlaczego chciał go zabić? Czyżby nie wiedział, że miał jeszcze wiele żyć? W strugach światła dostrzegł Aroniową Gwiazdę. Biegł uciekając nadal przed piorunami Pstrągowej Gwiazdy. Ich spojrzenia się spotkały.
- Uciekaj! - wrzasnął do niego. - Uciekaj mysi móżdżku, uciekaj!
Uciekaj... poczuł dreszcz. Kazano mu uciekać. Uciekać. Uciekać.
***
Kiedy złapał oddech, coś ciężkiego przygniotło go do ziemi, nie pozwalając się podnieść.
Uciekaj.
- Wybacz za takie środki... Lecz jako nowy lider muszę udać się po życia. Jednak ty jeszcze się ich nie pozbyłeś, więc... pomogę ci.
Kolejny ból. Ból w uszach, kopnięcia w żebra, dławienie się krwią, pazury na pysku, orające mściwie skórę. Wszystko szumiało, rozmazywało się, upadł boleśnie do dołu, a nad sobą dojrzał mrok. Pigwowy Kieł stał i patrzył na niego z pogarda. Nie... to były tylko zwidy... to Borsuk. Borsucza Gwiazda.
- Miłej kolejnej podróży - powiedział zaczynając sypać na niego ziemię.
Uciekaj.
Głos w głowie rozpalał jego mięśnie do wysiłku.
Uciekaj.
Uciekaj.
Klanie Gwiazdy ratuj!
Coraz więcej ziemi, więcej i więcej. Był zasypywany. Miał umrzeć we własnym grobie.
Nagle to ustało. Strząsnął z głowy piach i spróbował wygramolić się spod ziemi. Nie zasypał go na szczęście całego. Co się stało? Czemu przerwał?
- Wytłumacz mi! - Usłyszał głos Ognistego Języka.
Nie wierzył, że ten uratował mu życie.
Borsuk zaczął coś do niego mówić, po czym oboje się oddalili. To była jego szansa. Sapiąc zaczął się czołgać, rany go paliły, krew ciekła mu po sierści, a on szedł.
"Poddaj się. Tu twoje miejsce."
Uciekaj.
- Wybacz za takie środki... Lecz jako nowy lider muszę udać się po życia. Jednak ty jeszcze się ich nie pozbyłeś, więc... pomogę ci.
Kolejny ból. Ból w uszach, kopnięcia w żebra, dławienie się krwią, pazury na pysku, orające mściwie skórę. Wszystko szumiało, rozmazywało się, upadł boleśnie do dołu, a nad sobą dojrzał mrok. Pigwowy Kieł stał i patrzył na niego z pogarda. Nie... to były tylko zwidy... to Borsuk. Borsucza Gwiazda.
- Miłej kolejnej podróży - powiedział zaczynając sypać na niego ziemię.
Uciekaj.
Głos w głowie rozpalał jego mięśnie do wysiłku.
Uciekaj.
Uciekaj.
Klanie Gwiazdy ratuj!
Coraz więcej ziemi, więcej i więcej. Był zasypywany. Miał umrzeć we własnym grobie.
Nagle to ustało. Strząsnął z głowy piach i spróbował wygramolić się spod ziemi. Nie zasypał go na szczęście całego. Co się stało? Czemu przerwał?
- Wytłumacz mi! - Usłyszał głos Ognistego Języka.
Nie wierzył, że ten uratował mu życie.
Borsuk zaczął coś do niego mówić, po czym oboje się oddalili. To była jego szansa. Sapiąc zaczął się czołgać, rany go paliły, krew ciekła mu po sierści, a on szedł.
"Poddaj się. Tu twoje miejsce."
Głos w głowie, obcy, inny, kusił go do zaśnięcia. Tak bardzo chciał odpocząć...
Uciekaj!
Ten krzyk Aroniowej Gwiazdy... Nie! Musiał uciekać! Nie mógł tu zostać. To śmierć! Wkładał w swoje ruchy całą swoją determinację, jedna łapa, druga łapa. Ziemia osuwająca się spod niego. Wszystko jakby we mgle. To był chyba cud, kiedy udało mu się wyjść z dołu.
Uciekaj.
Wstał ociężale na łapy. Jeden krok, drugi, potknięcie, chwiał się świat. Szedł.
Krew ciągnąca się po ziemi. Znajdzie go... pójdzie po śladach.
Dyszał.
Śmierć szła ponownie w jego stronę.
Krok kolejny.
Coraz dalej.
Uciekaj.
Nie zasypiaj. Brnij do przodu.
Uciekaj.
- Raz, dwa, trzy... - zaczął liczyć pod nosem, aby nie stracić przytomności.
Szelest.
Zamarł.
Śmierć się zbliżała.
Uciekaj.
Kolejne kroki.
Nie wiedział gdzie szedł. Daleko. Byle daleko.
Byle uciec przed Pstrągową Gwiazdą i jej piorunami.
Byle uciec od śmierci.
To za dużo. Za dużo dla niego... Już nie mógł iść. Upadł i leżał. Śmierć się zbliżyła. Czuł ją na karku, zabrała go z powrotem na gwieździstą polane, gdzie kolejny raz Aroniowa Gwiazda biegł i biegł przez nieskończoność, aby tylko nie stracić życia. Patrzył na to jaśniejszym rozumiem. Śmierć leczyła jego rany na tyle, aby przeżył. Siła... ta siła wypełniła go i wiedział jedno.
Tym razem ucieknie. A śmierć go nie znajdzie.
- Obudź się! - wołał wujek. - Obudź i biegnij! Za tobą...
Nie dosłyszał, bo już otwierał oczy. Już zbierał się na łapy. Za nim... co było za nim? Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie. Borsuk... złapał jego trop? Krew już tak nie ciekła, wiele z niej zaschło na sierści. Czuł siłę. Teraz mógł ją wykorzystać do jednego. Zerwał się i biegł co tchu. Jak za dawnych czasów. Biegł i biegł nie zwracając uwagi na zmęczenie czy słabość, krążył próbując zmylić pościg. Zostawiał krew tam, gdzie mieli się udać, a nie tam gdzie on podążał. Nie wiedział ile czasu to trwało, ale był sam, a niedaleko wyczuwał odór lisów. Granica... nie zamierzał jednak pakować się do kolejnej paszczy lwa. Pobiegł dalej, za granice Klanu Nocy, z dala od lisów, na nieznane tereny.
- Upadłeś. Jesionowy Upadku, twój brat musi być dumny.
Ocknął się ze snu. Nie rozumiał co to było. Ten szept w głowie... upadł. Brat? Wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Jego brat kiedyś zwał się Gruszkowy Upadek... Nigdy nie rozumiał, dlaczego tak został nazwany. Pamiętał jakie miał ambicję, lecz... został zniszczony przez porwanie. Upadł.
Teraz i on dzielił ten los...
Rozejrzał się po norze, która chwilowo służyła mu za schronienie. Pościg go nie znalazł. Na rany udało mu się nałożyć mech. Nic więcej, bo nie znał się na roślinach. Piekły już mniej. Że też na starość przyszło mu być wygnańcem!
"Sam sprowadziłeś na siebie ten los. Zasługujesz"
Zasłonił uszy łapami, a raczej to co z nich pozostało. Zasługiwał.
Tak. Racja.
To była jego wina.
Nowe imię wybrane przez głos, idealnie mu pasowało.
Uciekaj!
Ten krzyk Aroniowej Gwiazdy... Nie! Musiał uciekać! Nie mógł tu zostać. To śmierć! Wkładał w swoje ruchy całą swoją determinację, jedna łapa, druga łapa. Ziemia osuwająca się spod niego. Wszystko jakby we mgle. To był chyba cud, kiedy udało mu się wyjść z dołu.
Uciekaj.
Wstał ociężale na łapy. Jeden krok, drugi, potknięcie, chwiał się świat. Szedł.
Krew ciągnąca się po ziemi. Znajdzie go... pójdzie po śladach.
Dyszał.
Śmierć szła ponownie w jego stronę.
Krok kolejny.
Coraz dalej.
Uciekaj.
Nie zasypiaj. Brnij do przodu.
Uciekaj.
- Raz, dwa, trzy... - zaczął liczyć pod nosem, aby nie stracić przytomności.
Szelest.
Zamarł.
Śmierć się zbliżała.
Uciekaj.
Kolejne kroki.
Nie wiedział gdzie szedł. Daleko. Byle daleko.
Byle uciec przed Pstrągową Gwiazdą i jej piorunami.
Byle uciec od śmierci.
***
To za dużo. Za dużo dla niego... Już nie mógł iść. Upadł i leżał. Śmierć się zbliżyła. Czuł ją na karku, zabrała go z powrotem na gwieździstą polane, gdzie kolejny raz Aroniowa Gwiazda biegł i biegł przez nieskończoność, aby tylko nie stracić życia. Patrzył na to jaśniejszym rozumiem. Śmierć leczyła jego rany na tyle, aby przeżył. Siła... ta siła wypełniła go i wiedział jedno.
Tym razem ucieknie. A śmierć go nie znajdzie.
- Obudź się! - wołał wujek. - Obudź i biegnij! Za tobą...
Nie dosłyszał, bo już otwierał oczy. Już zbierał się na łapy. Za nim... co było za nim? Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie. Borsuk... złapał jego trop? Krew już tak nie ciekła, wiele z niej zaschło na sierści. Czuł siłę. Teraz mógł ją wykorzystać do jednego. Zerwał się i biegł co tchu. Jak za dawnych czasów. Biegł i biegł nie zwracając uwagi na zmęczenie czy słabość, krążył próbując zmylić pościg. Zostawiał krew tam, gdzie mieli się udać, a nie tam gdzie on podążał. Nie wiedział ile czasu to trwało, ale był sam, a niedaleko wyczuwał odór lisów. Granica... nie zamierzał jednak pakować się do kolejnej paszczy lwa. Pobiegł dalej, za granice Klanu Nocy, z dala od lisów, na nieznane tereny.
***
- Upadłeś. Jesionowy Upadku, twój brat musi być dumny.
***
Ocknął się ze snu. Nie rozumiał co to było. Ten szept w głowie... upadł. Brat? Wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Jego brat kiedyś zwał się Gruszkowy Upadek... Nigdy nie rozumiał, dlaczego tak został nazwany. Pamiętał jakie miał ambicję, lecz... został zniszczony przez porwanie. Upadł.
Teraz i on dzielił ten los...
Rozejrzał się po norze, która chwilowo służyła mu za schronienie. Pościg go nie znalazł. Na rany udało mu się nałożyć mech. Nic więcej, bo nie znał się na roślinach. Piekły już mniej. Że też na starość przyszło mu być wygnańcem!
"Sam sprowadziłeś na siebie ten los. Zasługujesz"
Zasłonił uszy łapami, a raczej to co z nich pozostało. Zasługiwał.
Tak. Racja.
To była jego wina.
Nowe imię wybrane przez głos, idealnie mu pasowało.
ah, Pigwa cię ukocha w tej norze Jesionku
OdpowiedzUsuń