Kocur zamyślił się, nie bardzo wiedział co odpowiedzieć uczniowi. W planach miał spokojne obejście wszystkich granic klanu wilka tak, aby młodzik mógł zaznajomić się z zapachami obcych klanów. Im szybciej to zrobi, tym łatwiej będzie mu rozpoznać wroga. Leszczynowa Bryza westchnął spokojnie, idąc wzdłuż wydeptanej przez wojowników ścieżki. Wiatr przeciskał się między drzewami, tworząc charakterystyczny szum.
Gdzieś niedaleko powinna być jakaś polana, na której mogliby kontynuować trening. Rudzielec kątem oka popatrzył na swojego ucznia, który rozemocjonowany dreptał tuż obok, rozglądając się dookoła z ekscytacją wymalowaną na mordce.
— Pokażę ci podstawowe ruchy przy polowaniu, zgoda? — kocur zamruczał, gdy w odpowiedzi usłyszał radosne miauknięcie.
* * *
Śnieg sypał jak szalony, utrudniając poruszanie się praktycznie każdemu. Najgorzej było jednak w momencie, kiedy jakiś dół został zasypany przez biały puch. Leszczynek sam doświadczył tego jakże "przyjemnego" zjawiska już dwa razy w ciągu tego samego dnia. Najpierw wpadł do opuszczonej nory bosruka, innym razem wpadł w wyżłobienie w ziemi, które podobnie jak nora, pokryte było miękkim, świeżym śniegiem.
Wojownicy narzekali na problemy w łapaniu zdobyczy, zaś uczniowie na zimno, podczas którego musieli odbywać treningi. Chyba tylko kociaki cieszyły się na widok tego białego cholerstwa.
Leszczynowa Bryza machnął ogonem, o wschodzie słońca wyczekując na swojego ucznia. Kątem oka obserwował kilka kotów, które wróciło z porannego spaceru. Z miejsca, w którym siedział, miał też doskonały widok na legowisko starszyzny. Skulił uszy, gdy dostrzegł swojego ojca, wychylającego nos na zewnątrz i zaraz wracającego do środka. Starość nie była dla kocura łaskawa, jego sylwetka zmizerniała do tego stopnia, że im więcej wschodów mijało, tym bardziej Iglasty Krzew przypominał szkielet pokryty skórą. Jego sierść pozostała lśniąca tylko dzięki Miedzianej Iskrze.
— Leszczynowa Bryzo? — Mleczowa Łapa trącił łapą mentora w bok.
Rudzielec drgnął, wracając umysłem do rzeczywistości. Wymusił na pysku łagodny uśmiech, wstając powoli. Śnieg skutecznie odmroził mu tyłek.
— Wybacz, Mleczowa Łapo, zamyśliłem się — miauknął bardziej do siebie, aniżeli do liliowego kocurka — Dzisiaj poćwiczymy polowanie. Pamiętasz formułkę łowcy?
— Oczywiście! Mysz cię wyczuje, ptak zobaczy a... a zając usłyszy! — Mlecz wybiegł do przodu, prężąc się dumnie. Leszcz uśmiechnął się pod nosem, tym razem szczerze.
— Bardzo dobrze — pochwalił ucznia, przeskakując przez leżącą na ziemi spróchniałą gałąź. Przystanął na moment, węsząc oraz nasłuchując. Coś zaskrobało między zaroślami jeżyny, które rosły pięć lisich skoków przed nimi. Ruchem ogona nakazał uczniowi podejść do niego cicho — Tam, przy jeżynie, spróbuj ją złapać. Pamiętaj, zadek nisko, łapy swobodnie ugięte — szepnął, uważnie nasłuchując.
< Mleczu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz