– Jejku, Zboże, ale daj już spokój, bo zaraz dziurę w nim wywiercisz tym wzrokiem! Dobrze, może i ten Borsuk coś knuje i jak już się dowiesz co, to się z nim rozprawimy, ale na razie wojna na spojrzenia nic nie da. Jeszcze ci oczy wyschną, czy coś.
Popchnął ją lekko w bok, kładąc jej łapę na barku. Warknęła.
– Co w ciebie wstąpiło! – jęknął, stając jej przed nosem, żeby nie mogła już patrzeć na tego Borsuka.
– Bo mówię ci, że z tego nie wyjdzie nic dobrego!
Przewrócił oczami.
– Dobrze, chodźmy wymyślać i zgadywać jego teorie spiskowe poza obozem.
Zboże westchnęła ciężko, jakby czajnik upuszczał z siebie gorące powietrze, ale w końcu dała się namówić. No, prawie dobrowolnie.
Przepchał ją jak najdalej od tego śmierdzącego kocura, a jak już stanęła w wejściu do obozu, to zaczęła iść sama.
Skierowali się do lasu, zważając na to, że lada dzień miała nadejść Pora Zielonych Liści, a już było nieznośnie gorąco. Zapowiadał się ciężki sezon… Dziurawy cień drzew dawał przyjemny chłód, a szum ich liści przyjemnie muskał uszy. Zielona, długa już trawa łaskotała łapy dwóch przedzierających się przez nią kotów. Szli w ciszy, może delektując się chwilą, a może będąc zbyt zdenerwowanymi, aby się odezwać. Wieczornikowe Wzgórze nie lubił, kiedy Zboże była taka poważna. I w ogóle, kiedy coś robiło się poważne. Po co to komu? Zerknął w górę, jakby szukając odpowiedzi na swoje pytanie w koronach drzew, akurat wtedy, kiedy jakiś niesforny promyk słońca przedostał się na drugą stronę liściastej zasłony, prosto w oczy wojownika, oślepiając go natychmiast. Opuścił wzrok, trzepać głową.
– No, to jak myślisz, co niby ten Borsuczy Warkot kombinuje? Jakiś zamach na lidera? Na cały klan? Czym ci w ogóle zalazł za skórę, że myślisz, że chce komuś zaszkodzić? – zaczął zadawać masę pytań, już nie mogąc znieść tej ciszy.
No jak już ją tu wyciągnął, to chciałby się czegoś dowiedzieć!
<Zboże?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz