Kocurek otarł łzy zbierające się w kącikach jego oczu. Bluszczyk był naprawdę z niego dumny! Przytulił go nawet do siebie! Van był jednym z ważniejszych kotów w życiu burego, nie tylko stanowili dla siebie oparcie w trudnych chwilach, ale i Sroczek zauważył, że przebywanie z bratem jest dla niego czymś w rodzaju terapii. Przy Bluszczowej Łapie mniej się bał, nie panikował też tak, a gdy rozmawiał z kimś obcym, wyobrażał sobie, że Bluszczyk jest tuż obok i wspiera go.
Mimo, że nadal miał żal do brata, że nie trenują razem, nie potrafił długo chować urazy. Nie chciał zepsuć relacji z jedynym członkiem ich małej rodziny, którzy szczerze go kochał. Jemiole może zależało na synach, jednakże... Srocza Łapa nie potrafił pozbyć się wrażenia, że kotka czuje względem nich swego rodzaju niechęć, że gdyby mogła, to by ich nie urodziła.
Mimo, że nadal miał żal do brata, że nie trenują razem, nie potrafił długo chować urazy. Nie chciał zepsuć relacji z jedynym członkiem ich małej rodziny, którzy szczerze go kochał. Jemiole może zależało na synach, jednakże... Srocza Łapa nie potrafił pozbyć się wrażenia, że kotka czuje względem nich swego rodzaju niechęć, że gdyby mogła, to by ich nie urodziła.
— P-pokazać c-ci, c-czego n-nauc-czyła m-mnie, O-olcha? — miauknął nieśmiało, szurając łapką po ziemi. Zielone ślepia brata rozbłysły jakoś tak jaśniej.
* * *
Wschód słońca gonił kolejny wschód słońca. Srocza Łapa powoli już tracił rachubę w długości jego treningu na wojownika. Co prawda Olchowe Serce powtarzała uparcie, że nie musi się spieszyć, że ukończy szkolenie w swoim czasie. Widział jednak rosnący brzuch mentorki, nie był głupi. Poród zapewne miał nadejść lada dzień a świadomość kocurka, że dostanie kolejnego mentora, może nawet tak okropnego jak Śnieżna Zamieć, napawała go przerażeniem.
Wykonywał więc każde polecenie rudej kotki, starał się ze wszystkich sił, czasem nawet bardziej niż powinien. Dwa razy prawie się przetrenował, co w połączeniu z jego strachem przed chorobą, gwarantowało okropne efekty. Napady paniki, hiperwentylacja a także wyparcie faktów - nie było to miłe do oglądania.
Gdy słońce powoli chyliło się ku zachodowi, wrócili do obozu. Zdziwieni, że zebrano klan, wmieszali się w tłum. Olcha natychmiast przyszła do swojej ukochanej, wtulając się w szylkretowe futro. Sroczek natomiast skulił się, przytłoczony całym gwarem.
— Tu jesteś! — nastroszył futro, gdy ktoś szturchnął go łapą w grzbiet. Zaraz jednak rozluźnił mięśnie, widząc przed sobą Kalinkową Łodygę.
— C-co s-się s-st-tało...? — wydusił z siebie na jednym wdechu, kuląc uszy.
— Słoneczna Polana miała wypadek, spadła z drzewa na polowaniu — kotka machnęła ogonem, stając na tylnych łapach, by wyjrzeć ponad tłum — A Zajęczy Omyk spodziewa się kolejnych kociąt. Lwia Gwiazda ma wyznaczyć mentorów — dodała zaraz, przebierając łapkami. Sroczek skinął jej głową, wsłuchując się w słowa lidera, który wskoczył na wzniesienie.
Dreszcz przebiegł mu po karku, gdy Mroźny Oddech została wyznaczona na mentorkę Dzikiej Łapy. Szczerze współczuł czarnemu uczniowi...
* * *
Srocza Łapa wpadł do legowiska medyków, dysząc ciężko. Piskliwym głosem na półwdechu zaczął nawoływać swojego brata, niczym jakaś zraniona sroka. Zdziwiony Bluszczowa Łapa wyłonił się z tunelu, który prowadził do legowiska uzdrowicieli klanu klifu. Buras niespokojnie machał ogonem, starając się wziąć głębszy wdech, by jakoś wydusić z siebie chociażby słowo.
— B-bluszczyku! — stęknął, próbując ponaglić brata. Van podszedł do niego spokojnym krokiem, za bury po prostu wytargał go na zewnątrz, niespokojnie uderzając ogonem o ziemię — P-pom-móż m-mi! O-ol-lchowe S-serc-ce m-mówi, ż-że b-będ-dę d-dzisiaj m-mianowany!
< Bluszczyku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz