Kotka przerażona ledwo rozumiała co mówił do niej wojownik. Ciężko dyszała, próbując uspokoić szalejące serce. Stres był silniejszy. Cała dygotała niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Wdech i wydech. To jedyne co była wstanie zrobić.
— ...mogło... stać… iść razem... medyka... I bardzo... zależy… boję... zrobiłem. — wyłapała z trudem niektóre słowa wojownika.
Nic z tego nie rozumiała. Przerażona wpatrywała się jedynie we własne łapy. Nastała cisza. Niepokojąca cisza. Przerażająca cisza. Dotyk.
Odskoczyła jak poparzona. Niebieskie ślipia. Niepokój w nich. Obawa. Zmartwienie.
Chaos buzował w jej głowie. Pokręciła łbem. Zbyt szybko. Zakręciło jej się w głowie. Czarne plamki wkradły się na miejsce trawy. Obraz stał się niewyraźny. Łapczywie łapała powietrze. Musiała uciec stąd zanim zjawi się jeszcze więcej kotów. Albo co gorsza Piaskowa Gwiazda. Na samą myśl o kremowej dreszcz przeszedł przez drobne ciało kotki.
— ...ją... medyka... — znów do jej uszu dotarły słowa.
Skuliła się bardziej. Zamknęła oczy. Tak bardzo pragnęła, by ziemia wciągnęła ją do środka. Coś złapało ją za kark. Pisnęła cicho. Śmierć? Nie bolało. Ktoś uniósł ją. Straciła grunt pod łapami. Była niesiona. Niechętnie uchyliła jedno ślipie. Biała sierść. Orlikowy Szept? Nie, pachniał inaczej. Nie kwiatami.
— ...ją... medyka... — znów do jej uszu dotarły słowa.
Skuliła się bardziej. Zamknęła oczy. Tak bardzo pragnęła, by ziemia wciągnęła ją do środka. Coś złapało ją za kark. Pisnęła cicho. Śmierć? Nie bolało. Ktoś uniósł ją. Straciła grunt pod łapami. Była niesiona. Niechętnie uchyliła jedno ślipie. Biała sierść. Orlikowy Szept? Nie, pachniał inaczej. Nie kwiatami.
Dotarli do miejsca wypełnionego zapachem kwiatów. Położono ją na legowisku. Dobrze znała to posłanie. Legowisko medyków. Skuliła się bardziej przerażona wizją rozmowy z medykiem. Ktoś rozmawiał. Wilcza Łapa nie potrafiła wyłapać słów. Może nawet nie chciała. Pragnienie walki już dawno w niej umarło. Ktoś podszedł do niej. Jego kroki były ciężkie. Jeżowa Ścieżka. Skuliła się jeszcze bardziej. Nie odszedł. Położył coś przed jej posłaniem i wyszedł z drugim kotem na zewnątrz. Odczekała parę uderzeń serca. Cisza. Zdjęła powoli łapę z pyska i zerknęła na legowisko medyków. Nikogo nie było. Niepewnie i bardzo ostrożnie rozejrzała się. Intensywny zapach. Jakieś ziele leżało przed jej posłaniem. Kotka spojrzała na nie. Nie znała się na roślinach.
Trucizna?
Możliwe. I tak nie miała wyboru. I tak nie miała gdzie uciec. Powoli schyliła się po zioło i wzięła je do pyska. Nie smakowało dobrze. Nic dziwnego. Może właśnie dobrowolnie zjadała swój wyrok śmierci. Przełknęła ciężko zawartość pyska. Położyła łeb na łapach. Czekała na to aż zaśnie i już nigdy się nie obudzi.
<Jałowiec?>
Możliwe. I tak nie miała wyboru. I tak nie miała gdzie uciec. Powoli schyliła się po zioło i wzięła je do pyska. Nie smakowało dobrze. Nic dziwnego. Może właśnie dobrowolnie zjadała swój wyrok śmierci. Przełknęła ciężko zawartość pyska. Położyła łeb na łapach. Czekała na to aż zaśnie i już nigdy się nie obudzi.
* * *
Otworzyła ślipia. Przywitały ją szare ściany. Nie tak wyglądał Klan Gwiazd. Zapach ziół szybko poinformował ją gdzie jest. Legowisko medyków. Nie umarła.
— Wilcza Łapo. — zawołał ją ktoś.
Szybko spuściła łeb i wzbiła się w kulkę.
— Całe szczęście. Już nią lepiej. — miauknął inny głos.
— Co jej było? — zapytał mentor kotki.
— Stres ją zjadł. — stwierdził medyk. — Podałem jej ziarna maku i jagody jałowca na uspokojenie.
— Jałowca...? Jednak się do czegoś przydałem. Już z nią wszystko będzie dobrze? Może wrócić do legowiska uczniów?
— Będzie musiała je brać codziennie? — dopytywał mentor.
— Nie wiem, czas pokaże. — mruknął medyk. — Wilcza Łapo, wiem, że nas słyszysz. Możesz już wracać do siebie.
Kotce nie trzeba było dwa razy mówić. Źle czuła się, będąc tematem rozmowy. Niepewnie podniosła się i nie oglądając za siebie szybko skierowała w stronę legowiska uczniów. Liczyła, że Orlikowy Szept odpuści jej trening związku z wcześniejszym zajściem.
— Wilcza Łapo, czekaj! — usłyszała głos za sobą.
Szybko spuściła łeb i wzbiła się w kulkę.
— Całe szczęście. Już nią lepiej. — miauknął inny głos.
— Co jej było? — zapytał mentor kotki.
— Stres ją zjadł. — stwierdził medyk. — Podałem jej ziarna maku i jagody jałowca na uspokojenie.
— Jałowca...? Jednak się do czegoś przydałem. Już z nią wszystko będzie dobrze? Może wrócić do legowiska uczniów?
— Będzie musiała je brać codziennie? — dopytywał mentor.
— Nie wiem, czas pokaże. — mruknął medyk. — Wilcza Łapo, wiem, że nas słyszysz. Możesz już wracać do siebie.
Kotce nie trzeba było dwa razy mówić. Źle czuła się, będąc tematem rozmowy. Niepewnie podniosła się i nie oglądając za siebie szybko skierowała w stronę legowiska uczniów. Liczyła, że Orlikowy Szept odpuści jej trening związku z wcześniejszym zajściem.
— Wilcza Łapo, czekaj! — usłyszała głos za sobą.
Niechętnie zatrzymała się. Wbiła wzrok w łapy, mając nadzieję, że nieznajomy wojownik szybko sobie pójdzie.
<Jałowiec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz