Maszerowałem tu i tam. Słońce grzało mnie, a jednak czułem chłód. Śnieg wyjątkowo dziś napadał. Cały czas czułem lekkie mrowienie, które zachęcało mnie do dalszego chodzenia. "Muszę ćwiczyć!"- powtarzałem sobie. Po kilku minutach chodzenia odpuściłem. Położyłem się na śniegu, opierając się o komin. Był on wyjątkowo ciepły. Pewnie dwunożni znowu go nagrzali. Czułem, jakbym miał zasnąć, mimo że był dzień. Oczy same by mi się zamknęły, gdyby nie czyjś głos.
— Och, Mniszku, tu jesteś, Pochmurny Płomień kazał Ci coś upolować. — mruknął Blask
"A co on ma do gadania? Ten pożeracz światów! Phiew… No dobra, może się nieco bardziej rozgrzeje." pomyślałem. Kiwnąłem głową do kocura.
— Dasz radę sam zejść? — zapytałem. Kocur przytaknął i zniknął mi z oczu.
"Nie chcę iść do lasu… Znudziło mnie to! Może uda mi się coś zahaczyć w mieście? Sam nie wiem, czemu to się tak nazywa. "Miasto" przywołuje we mnie coś niedobrego, Misty powiedziała mi tę nazwę. Ja jednak zostaję przy Betonowym Świecie. Chociaż miasto jest krótsze." zamyśliłem się. Ruszyłem przed siebie. Skacząc od dachu, do dachu. Zgrabnie wylądowałem na śmietniku; znalazłem się na grubym gruncie. Powąchałem powietrze, żeby znaleźć zwierzynę. Może jakiś szczur? W mieście było ich dużo! Skierowałem się na siedlisko dwunożnych, szukając czegoś na ząb. Niedługo po poszukiwaniach, przysiadłem odpocząć. Do moich nozdrzy dostał się zapach. Nie był mi znany, jednak miły. Wskoczyłem na płot, obserwowałem, co się dzieje w okolicy. Miły zapach zbliżał się coraz prędzej.
— Dzień dobry! — Usłyszałem. Od razu zjeżyłem sierść. Odwróciłem wzrok i ujrzałem małą istotę. Z trudem stawiała kroki na śniegu. Przymknąłem oczy w szparki, napiąłem barki. — Pozdrawiam! Czy byłby Pan tak miły i posłużył mi pomocną łapą? Czy zna pan dobrze ową okolicę?
— Ach… Tak, no, dzień dobry… Oczywiście, że pomogę — wydukałem. Byłem zdziwiony uprzejmością kota. Z wyglądu przypominał jasną kulkę. Z wyrazu pyszczka też nie wyglądał groźnie. I był zdecydowanie ode mnie młodszy!
— Czy nie zwrócił Pan uwagi na pewną kotkę? Niesamowitej, wręcz nieziemskiej urody i elegancji, o oczach jak błyszczące i wypolerowane agaty? Musiałaby pojawić się gdzieś tutaj w przeciągu dwóch ostatnich dni? To moja matka! Szukam jej — mruknął kocurek.
"Szczerze rzadko odwiedzam tę okolicę. Nie lubię jej zbytnio, jest hałaśliwa. Często jeżdżą przy niej potwory. Niefajnie się na to patrzy, ale jak już jestem, to pomogę! Wpierw muszę mu się bardziej przyjrzeć." pomyślałem. Kocurek miał kremowe, srebrzyste futerko. Zdobiły go rozetki, a od pyszczka do brzucha, miał białe futerko. Szaro-błękitne, duże oczy śledziły mnie wzrokiem. Posiadał na sobie jeszcze kilka różnych zapachów.
— Obawiam się, że niestety jej nie widziałem... Och, właśnie. Wybacz, że się nie przedstawiłem. Mam na imię Mniszek! — powiedziałem. Kocurek kiwnął głową.
— Nic się nie dzieje! Ja mam na imię Leto — przedstawił się. Był bardzo uprzejmy jak na kociaka. Od razu pojawił mu się uśmiech na twarzy. Wiedziałem, że miałem coś upolować, jednak sprawienie szczęścia temu kociakowi... Było ważniejsze!
— Chodzisz za wolno, dotrzymasz mi kroku? - zapytałem. Leto kiwnął głową. Widać było, że chciał znaleźć matkę. Byłem gotowy, by mu pomóc.
Ruszyłem, pilnując tempa kocurka. Wyglądał na młodego, zdrowego ucznia.
"Znowu źle dobrałem słowa. Przecież on nie wie, gdzie jest jego mama. Głupi Mniszek... Głupi! Dobrze, poczekam, aż on coś powie. To takie krępujące" zdenerwowałem się.
"A co on ma do gadania? Ten pożeracz światów! Phiew… No dobra, może się nieco bardziej rozgrzeje." pomyślałem. Kiwnąłem głową do kocura.
— Dasz radę sam zejść? — zapytałem. Kocur przytaknął i zniknął mi z oczu.
"Nie chcę iść do lasu… Znudziło mnie to! Może uda mi się coś zahaczyć w mieście? Sam nie wiem, czemu to się tak nazywa. "Miasto" przywołuje we mnie coś niedobrego, Misty powiedziała mi tę nazwę. Ja jednak zostaję przy Betonowym Świecie. Chociaż miasto jest krótsze." zamyśliłem się. Ruszyłem przed siebie. Skacząc od dachu, do dachu. Zgrabnie wylądowałem na śmietniku; znalazłem się na grubym gruncie. Powąchałem powietrze, żeby znaleźć zwierzynę. Może jakiś szczur? W mieście było ich dużo! Skierowałem się na siedlisko dwunożnych, szukając czegoś na ząb. Niedługo po poszukiwaniach, przysiadłem odpocząć. Do moich nozdrzy dostał się zapach. Nie był mi znany, jednak miły. Wskoczyłem na płot, obserwowałem, co się dzieje w okolicy. Miły zapach zbliżał się coraz prędzej.
— Dzień dobry! — Usłyszałem. Od razu zjeżyłem sierść. Odwróciłem wzrok i ujrzałem małą istotę. Z trudem stawiała kroki na śniegu. Przymknąłem oczy w szparki, napiąłem barki. — Pozdrawiam! Czy byłby Pan tak miły i posłużył mi pomocną łapą? Czy zna pan dobrze ową okolicę?
— Ach… Tak, no, dzień dobry… Oczywiście, że pomogę — wydukałem. Byłem zdziwiony uprzejmością kota. Z wyglądu przypominał jasną kulkę. Z wyrazu pyszczka też nie wyglądał groźnie. I był zdecydowanie ode mnie młodszy!
— Czy nie zwrócił Pan uwagi na pewną kotkę? Niesamowitej, wręcz nieziemskiej urody i elegancji, o oczach jak błyszczące i wypolerowane agaty? Musiałaby pojawić się gdzieś tutaj w przeciągu dwóch ostatnich dni? To moja matka! Szukam jej — mruknął kocurek.
"Szczerze rzadko odwiedzam tę okolicę. Nie lubię jej zbytnio, jest hałaśliwa. Często jeżdżą przy niej potwory. Niefajnie się na to patrzy, ale jak już jestem, to pomogę! Wpierw muszę mu się bardziej przyjrzeć." pomyślałem. Kocurek miał kremowe, srebrzyste futerko. Zdobiły go rozetki, a od pyszczka do brzucha, miał białe futerko. Szaro-błękitne, duże oczy śledziły mnie wzrokiem. Posiadał na sobie jeszcze kilka różnych zapachów.
— Obawiam się, że niestety jej nie widziałem... Och, właśnie. Wybacz, że się nie przedstawiłem. Mam na imię Mniszek! — powiedziałem. Kocurek kiwnął głową.
— Nic się nie dzieje! Ja mam na imię Leto — przedstawił się. Był bardzo uprzejmy jak na kociaka. Od razu pojawił mu się uśmiech na twarzy. Wiedziałem, że miałem coś upolować, jednak sprawienie szczęścia temu kociakowi... Było ważniejsze!
— Chodzisz za wolno, dotrzymasz mi kroku? - zapytałem. Leto kiwnął głową. Widać było, że chciał znaleźć matkę. Byłem gotowy, by mu pomóc.
Ruszyłem, pilnując tempa kocurka. Wyglądał na młodego, zdrowego ucznia.
"Znowu źle dobrałem słowa. Przecież on nie wie, gdzie jest jego mama. Głupi Mniszek... Głupi! Dobrze, poczekam, aż on coś powie. To takie krępujące" zdenerwowałem się.
[544 słów]
<Leto?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz