Każda rozbudowana w ten charakterystyczny dla kocura sposób robiła z jej mózgu paćkę. Wyłapywała ledwo co drugie słowo i składała to w niespójną całość, próbując wyciągnąć z tego jakkolwiek sensowne wnioski. Tym razem jedyne co zrozumiała, to jego smutek i obawy wynikające z odrzucenia. Czy były słuszne? Cóż, nie było to łatwe do stwierdzenia, bo pewnie ostatnia sytuacja wywołała w Sroczej Gwieździe presję i stąd nie była w stanie udzielić mu szczerej odpowiedzi, a na dodatek ingerencja paru kotek nie ułatwiła Niedźwiedziowi sprawy.
Północ skrzywiła się nieznacznie, marszcząc nos i spoglądając na równie krzywe spojrzenia niektórych starszych. Zrzędy jedne, nie rozumiały wizji prawdziwej miłości! Nie, żeby ona była w tym jakąś specjalistką, w końcu doświadczenie miała zerowe, ale umysł jej był otwarty i skory, by jak najwięcej zrozumieć.
— Prawdziwej miłości nic nie zatrzyma. Żadne skały, żadne drzewa, żadne drapieżne ptaszyska! — rzekła z zapałem. — A tym bardziej jakieś głupie zakazy Srokoszowej Gwiazdy! Kim on jest niby, żebyś musiał się go słuchać? — burknęła, obruszona nagle faktem, że ta cała kara miała miejsce.
— No... Liderem? — przypomniał.
— I co z tego? — Machnęła łapą z wyraźną beztroską w głosie. — Czasem trzeba w życiu więcej spontanu, a on i tak nic nie może ci zrobić — zapewniła.
Czekoladowy nie wyglądał na przekonanego, wbijając na moment skupione spojrzenie w paćkę mchu w kącie legowiska.
— Tak w sumie to może mnie wrzucić do jakiego dołu, wygnać, skazać na śmier...
Wytrzeszczyła oczy, poczynając chaotycznie obkręcać się w miejscu, byleby przestał wygadywać tak raniące jej uszy słowa.
— Stop! — wykrzyknęła, a starsi zgranym chórkiem westchnęli na ten głośny dźwięk, zapewne mocno drażniący ich wrażliwy słuch. — Skąd ten pesymizm? Kto cię podmienił? Nie jesteś tym samym optymistycznym, pełnym wiary w siebie i swoje wartości Niedźwiedzim Miodem, którego znałam! — burknęła, kręcąc z dezaprobatą na boki głową.
Kocur westchnął z rezygnacją, opadając na ziemię.
— To prawda. Nie jestem już nim — przyznał. — Nocny Kochanek. Mówi ci to coś? To imię jest równoznaczne z moją porażką...
— Srocza Gwiazda na pewno by je doceniła! W końcu Klan Nocy, a twoje imię oddaje zamiłowanie co do niego, piękna sprawa — uznała. — Najwyraźniej mój ojciec pozazdrościł ci tak pełnego pasji uczucia, stąd tak naprawdę ta cała kara — oświadczyła.
Pomimo rażącej w jej głosie pewności, pysk czekoladowego zdawał się w jej oczach nie zmienić swej ekspresji ani na moment. Musiała włożyć naprawdę wiele wysiłku w to, aby z bezwładnością nie uderzyć ogonem o ziemię i nie opuścić legowiska. Skoro zaoferowała się do pomocy, to nie mogła go teraz zostawić, choć obecni wokół starsi zdawaliby się nie pogniewać o jednym mniej trajkoczącym pyskiem.
Pomogła mu w pełni wymienić mech w każdym z posłań, a następnie, gdy znaleźli się w centrum obozu, zdecydowała się dać mu spokój, widząc, jak umyka na ubocze z wyraźnym zamiarem pójścia na rutynową drzemkę. Pomimo niezrozumienia z jej strony dla chęci spania w środku dnia, uszanowała jego plany i wyszła na dłuższy spacer.
Północ skrzywiła się nieznacznie, marszcząc nos i spoglądając na równie krzywe spojrzenia niektórych starszych. Zrzędy jedne, nie rozumiały wizji prawdziwej miłości! Nie, żeby ona była w tym jakąś specjalistką, w końcu doświadczenie miała zerowe, ale umysł jej był otwarty i skory, by jak najwięcej zrozumieć.
— Prawdziwej miłości nic nie zatrzyma. Żadne skały, żadne drzewa, żadne drapieżne ptaszyska! — rzekła z zapałem. — A tym bardziej jakieś głupie zakazy Srokoszowej Gwiazdy! Kim on jest niby, żebyś musiał się go słuchać? — burknęła, obruszona nagle faktem, że ta cała kara miała miejsce.
— No... Liderem? — przypomniał.
— I co z tego? — Machnęła łapą z wyraźną beztroską w głosie. — Czasem trzeba w życiu więcej spontanu, a on i tak nic nie może ci zrobić — zapewniła.
Czekoladowy nie wyglądał na przekonanego, wbijając na moment skupione spojrzenie w paćkę mchu w kącie legowiska.
— Tak w sumie to może mnie wrzucić do jakiego dołu, wygnać, skazać na śmier...
Wytrzeszczyła oczy, poczynając chaotycznie obkręcać się w miejscu, byleby przestał wygadywać tak raniące jej uszy słowa.
— Stop! — wykrzyknęła, a starsi zgranym chórkiem westchnęli na ten głośny dźwięk, zapewne mocno drażniący ich wrażliwy słuch. — Skąd ten pesymizm? Kto cię podmienił? Nie jesteś tym samym optymistycznym, pełnym wiary w siebie i swoje wartości Niedźwiedzim Miodem, którego znałam! — burknęła, kręcąc z dezaprobatą na boki głową.
Kocur westchnął z rezygnacją, opadając na ziemię.
— To prawda. Nie jestem już nim — przyznał. — Nocny Kochanek. Mówi ci to coś? To imię jest równoznaczne z moją porażką...
— Srocza Gwiazda na pewno by je doceniła! W końcu Klan Nocy, a twoje imię oddaje zamiłowanie co do niego, piękna sprawa — uznała. — Najwyraźniej mój ojciec pozazdrościł ci tak pełnego pasji uczucia, stąd tak naprawdę ta cała kara — oświadczyła.
Pomimo rażącej w jej głosie pewności, pysk czekoladowego zdawał się w jej oczach nie zmienić swej ekspresji ani na moment. Musiała włożyć naprawdę wiele wysiłku w to, aby z bezwładnością nie uderzyć ogonem o ziemię i nie opuścić legowiska. Skoro zaoferowała się do pomocy, to nie mogła go teraz zostawić, choć obecni wokół starsi zdawaliby się nie pogniewać o jednym mniej trajkoczącym pyskiem.
Pomogła mu w pełni wymienić mech w każdym z posłań, a następnie, gdy znaleźli się w centrum obozu, zdecydowała się dać mu spokój, widząc, jak umyka na ubocze z wyraźnym zamiarem pójścia na rutynową drzemkę. Pomimo niezrozumienia z jej strony dla chęci spania w środku dnia, uszanowała jego plany i wyszła na dłuższy spacer.
***
Entuzjastycznie obserwowała bawiące się w żłóbku kocięta, których to matce chwile wcześniej przytaszczyła najdorodniejszą piszczkę ze stosu, jaką tylko zdołała znaleźć. Uznała, że świeża królowa zasługuje na porządny posiłek, a przy tym znalazła wymówkę, by popatrzeć przez chwilę na "przyszłość" tego klanu. Nie myślała o tym, co wydarzyło się na zgromadzeniu, które pozwoliła sobie ominąć. Doszło do niej tylko w kilku słowach, że ich dobre relacje z Klanem Burzy stoją pod znakiem zapytania.
W końcu porzuciła swoje obserwacje i zdecydowała się iść nacieszyć pierwszymi promieniami słońca, które odważyło się powitać ich po zimnych dniach Pory Nagich Drzew. Pomimo rozkwitającej natury, trudno było o stwierdzenie, że w obozie tętni życiem. Wydawało się wręcz za spokojnie, toteż szybko zdołała wypatrzeć brązowe futro wśród grupy kotów.
Ochoczo potruchtała do przyjaciela, który jak to miał w zwyczaju — wylegiwał się na jednym z wygodniejszych i gładszych kamieni. Przysiadła przy nim, czekając, aż sam zwróci uwagę na jej obecność, jednak jego mocno zaciśnięte powieki zdawały się świadczyć o zbyt dobrym śnie.
Pochyliła się lekko ku niemu.
— Pobudka! — wykrzyknęła wręcz, na co zerwał się gwałtownie. Swym głosem zdecydowanie nie wybudziła jedynie go, a i każde możliwe zwierzę w pobliskich lasach. Była jednak szczerze rozbawiona, widząc jego zamglone od niewyspania ślepia i zdezorientowane spojrzenie.
— Co się dzieje? — wykrztusił. — Judaszowiec rzucił się Srokoszowi do szyi? Bo jeśli to nic równie poważnego, to będę istnie zawiedziony, że mnie obudziłaś... — przyznał z westchnięciem.
Uśmiechnęła się znacznie szerzej.
— Rozczaruję cię — zaczęła pogodnie. — Po prostu mi się nudzi.
— I czym ja sobie zasłużyłem, że ze wszystkich niegodziwców zdecydowałaś się męczyć akurat mnie? — żachnął, choć nie brzmiał na złego, ale i zapewne nie pogardziłby dalszą możliwością spania.
— Rzuciłeś mi się jako pierwszy w oczy — odparła wprost, rozciągając się. — No dobra, a teraz możesz mi opowiedzieć, co się zadziało dokładnie na ostatnim zgromadzeniu, że mamy tu teraz taki syf.
<Niedźwiedź?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz