Jak się zobowiązała, tak też zrobiła. Orzeszek nawet nie musiał przychodzić do legowiska wojowników i jej budzić, ponieważ kotka już siedziała przy wyjściu z obozu, czekając na swojego towarzysza. Chciała poprosić jeszcze Jeżynę, by było im raźniej, lecz ta stwierdziła, że nie czuje się najlepiej. Kajzerka stwierdziła, że trudno. Mogli iść w dwójkę z Orzeszkiem, jej to było bez różnicy.
— Wyspana? — zapytał, podchodząc do wojowniczki.
— O dziwo, tak. W końcu mogłam zasnąć bez chrapania jak borsuk — zaśmiała się.
— Czyli jagody jałowca zadziałały?
— Tja. Dobra, pogaduchy możemy sobie urządzić już poza obozem. W końcu zależało ci na czasie... — zauważyła Kajzerka, a kocur przyznał jej rację.
— Fakt.
Gdy wyszli z obozu, od razu zaświeciło jaśniej słońce, wyłaniając się zza ciemnych chmur. To był dobry znak. Właściwie, Kajzerka nie znała się zbytnio na zbieraniu ziół. Jak to mówiła wcześniej, nie lubiła ich, nie interesowały jej one i cała ziołowa wiedza była jej zbędna. Nawet kiedy coś o niej słyszała, to wpadało to jednym uchem, a wypadało drugim. Wyszła na ziołowy patrol, jeśli ich dwuosobowy skład można było nazwać patrolem, bo widziała, że w medycznym legowisku się nie powodzi. Naprawdę potrzebowali kogoś, kto mógłby wyciągnąć w ich stronę pomocną łapę.
Wokół roznosił się zapach polnych kwiatów. Żadne z nich jednak nie przykuwało uwagi Orzeszka, który węszył i zaglądał za każdy kamyk, w każde zarośla i między każde korzonki. Widocznie czegoś szukał.
— A tak w sumie... To czego wypatrujemy? — zapytała po całkiem długiej ciszy.
— Cokolwiek wpadnie w łapy — mruknął półżartem Orzeszek, akurat przeszukując wyższą kępkę trawy. — Liczyłem na znalezienie podstawowych, najpotrzebniejszych ziół, ale wszystko się przyda. Większość zbiorów jest już stara, sucha i nie działa tak dobrze, jak świeże jednostki.
Kocica powoli skinęła mu głową.
— Czyli... jakie są te podstawowe zioła? — dopytała, czując się trochę głupio.
— Mak, ogórecznik, nagietek... Gdyby świat był idealny, to chciałbym znaleźć jeszcze kocimiętkę, ale mocno w to wątpię, że uda się nam ją znaleźć.
Po raz kolejny Kajzerka przytaknęła. Okej... Parę z tych nazw znała. To chyba nie mogło być takie ciężkie, nie? Przecież wzrok to miała akurat sokoli! Wojowniczka zaczęła wypatrywać roślin i, w końcu, w jej oczy wpadł czerwony kwiat.
— Patrz, maki! — miauknęła wesoło, wskazując na kępę ziół. Orzeszek jednak podniósł tylko jedną brew.
— To nie mak. I zioło też nie... — mruknął i poszedł dalej, zostawiając w tyle niezadowoloną Kajzerkę. — To kurzyślad. Maki są całkiem charakterystyczne.
— I to czerwone, i tamto czerwone... — Kotka przewróciła oczami i dogoniła stróża.
— W takim tempie może nam to zająć trochę więcej czasu...
— Zawsze możesz sam sobie szukać! — miauknęła z wyrzutem i zamachnęła się ogonem. Tak na prawdę nie miała ochoty zostawiać stróża samego, bo nudziłoby się jej w pojedynkę, ale hej! Mógłby docenić, że tu z nim była! Przecież mogła teraz śmigać za tłustymi myszami czy oznaczać granice. A jednak tu przyszła! I to jeszcze zbierać śmierdzące ziółka!
— Dobrze, przepraszam — wymruczał Orzeszek, kładąc po sobie uszy. — Nieważne. Wiesz co? Jesteśmy w lesie-
— Nie wątpię — przerwała mu, by sobie zażartować. Ależ to był z niej psotnik.
— ...a w lasach rośnie dużo szczawiu. To roślina o dużych, mięsistych liściach, na pewno przewinęła się już pod naszymi łapami. Będziesz wypatrywać?
— No ba! — odparła i od razu przystąpiła do poszukiwań.
Nie zajęły jej one zbyt długo. Gdy znalazła jedną z kępek, zawołała od razu Orzeszka i bardzo zadowoliła się jego pochwałą, gdy okazało się, że miała rację. Tym razem znalazła dobrą rzecz! Ta roślina jednak nie pachniała za dobrze. Kiedy zerwała parę listków, to poczuła, jak sok z łodyżek piecze ją w język. Fu! Jak takie coś można było jeść?
— Ohydztwo! Nie mów mi, że dajecie takie coś pacjentom... — burknęła Kajzerka, wypełniając pyszczek ziołami.
— Szczaw akurat wykłada się w legowisku albo kładzie na ranę... Bardziej niż pacjenci cierpią medycy, którzy muszą to przeżuć.
— Ble — skwitowała i nareszcie się zamknęła. Ale tylko na moment.
Ich poszukiwania okazały się całkiem owocne. Po drodze zebrali jeszcze młode listki malin, których krzaczki jednak były oprócz tego puste. Niestety... A chętnie by się zatrzymała, by podjeść co nieco... Orzeszek znalazł także pędy ogórecznika, którego zebranie miał w planach od początku. Kajzerka nigdy by nie dała rady! Jeszcze nie było na nim żadnych kwiatów, a one były według niej jedynym, dzięki czemu można było odróżnić to zioło od przeciętnego chwastu. Przechadzając się jeszcze po lesie, jej wzrok przykuła wyrazista roślina o dużych, białych kwiatach. Była przeogromna! Gdy zwróciła na nią uwagę, okazała się być kolejnym ziołem, lecz Orzeszek nie radził jej zbierać. Mówił, że w niej trzeba było się wytarzać, a na takie "akrobacje" w legowisku medyków nie było miejsca. "W sumie prawda" — myślała sobie. Tam to ciężko było nawet łapę włożyć...
Towarzystwo Orzeszka okazało się być całkiem przyjemne. Może i nie był to najbardziej energiczny kot jaki istniał, a większość rzeczy które mówił to były różne bajki i opowiastki, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Miała już Malinka od skakania wokół i robienia z nią głupich rzeczy. Ciche koty też znała i lubiła. A miło było tym razem posłuchać, jak ktoś inny brzęczy nad uchem, a nie tylko ona.
Kiedy doszli do obozu, Kajzerka była już trochę zmęczona. Dodatkowo pysk całkiem nasiąkł jej tym nieprzyjemnym, ziołowym posmakiem, który został nawet po odstawieniu całego pakunku w legowisku medyka. Pożegnała się z Orzeszkiem i odeszła w poszukiwaniu kałuży, w jakiej mogłaby wypłukać jęzor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz