*jeszcze w zimę*
Otaczała ją bezkresna ciemność. Kraina mgły, cierni i wiecznej rozpaczy i żałoby. Pozbawiona życia, martwa, przekuta z największych kocich koszmarów. Nie odwiedzała tego miejsca od kilku dobrych świtów. Nie spodziewała się, że sen nagle przyniesie za sobą wizję. Przez moment nie była nawet pewna, czy był to jedynie wytwór sennej wyobraźni, ale wystarczyło, by poczuła oszałamiający chłód i ostre źdźbła suchej, umierającej trawy, by doszło do niej, gdzie się znajdowała. Nie wiedziała jeszcze, w jakim tym razem celu.
Zastała tylko ciszę. Ruszyła więc do przodu, ignorując szczypiący w nozdrza, nienaturalny mróz. Nie wiedziała, czy cokolwiek tutaj można było nazwać w jakimś stopniu naturalnym. Wszystko tu było inne, dziwne, niepokojące i nieprzyjemne. Myśl o tym, że pewnego dnia tutaj spocznie jej dusza nawiedzała ją w najgorsze noce.
Wtedy z gąszczu ciemnych krzewów dojrzała w oddali jedno z wielu drzew wijących się jak wężowe paszcze. Każde z nich połączone tysiącami podziemnych korzeni zdawało się czyhać na życie kotów jak głodna dwugłowa gadzina, której łby walczą między sobą o coś, co ma trafić do jednego żołądka.
Ciekawe, jak to było tkwić w tym stanie. Czy dusze odczuwały niezaspokojony głód, czy jedynie nienaturalną pustkę istnienia? Czy tęskniłaby za możliwościami, które daje jej fizyczne ciało?
Zastanawiała się nad pytaniami niższej wagi. Tymczasem prawdziwe pytania, jakie powinna sobie zadać, z czego sobie szybko zdała sprawę, to te dotyczące tego, czemu się tu właściwie znalazła.
— Po co mnie tu przyprowadziłeś? — spytała spokojnie.
Omiotła wzrokiem drzewo. Jego szponiaste gałęzie były jak zaciskające się sowie szpony. Miała wrażenie, że spływała po nich gęsta ciecz ciemnoszkarłatnej barwy. Wtedy dostrzegła zarys dwóch walczących sylwetek. Jedna słabsza, unikająca ataków, wkrótce rozpłynęła się w powietrzu, gdy ostre pazury przecięły jej gardło. Dziwny chłód objął ciało mistrzyni. Czy to kolejna mara, czy jakaś dusza właśnie odeszła w wieczne zapomnienie?
— Chyba sama znasz odpowiedź na to pytanie.
Obecność głębokiego głosu za jej plecami wcale jej nie zaskoczyła. Podniosła głowę do góry, jakby wypatrując nocnego nieba, którego jednak nie znalazła. Ciasna sieć rozgałęzień przysłaniała gwiezdny firmament. Nie docierało tu żadne światło.
— Być może — odparła cicho. Domyślała się, skąd kolejna złożona jej wizyta. Powody były dwa. Każdy równie niepokojący.
— Lśniąca Szadź nie byłaby zadowolona z twojej działalności dla kultu.
— Możesz darować sobie prowokacje — odparła po prostu. Nie odwróciła się, nie spojrzała na kocura, choć wiedziała, że był tuż za nią. Stała nieruchomo, wpatrzona w gałęzie poruszane przez zimny wiatr. — Moje prywatne rozterki nie są teraz ważne. Przyszedłeś tu ze względu na Sosnową Igłę.
Gdy pochyliła głowę, by na niego spojrzeć i ujrzała jak kocur pokręcił głową, nawet ona nie potrafiła ukryć zaskoczenia.
— To prawda, że sytuacja w Klanie Wilka jest... Frustrująca — przyznał. — Sosnowa Igła to najmniej taktyczna i najmniej myśląca osoba, jaką kiedykolwiek poznałem. Była gotowa zabić moją wnuczkę. Kultystkę, którą po części wychowała. I to nie był pierwszy raz, gdy to zrobiła.
— Tak? — spytała głucho Lód.
Kocur jednak nie rozwinął swojej myśli. Musiała więc bazować tylko na tych kilku słowach, które jednak wystarczały, by stwierdzić, że Sosnowa Igła za nic sobie miała lojalność.
— ...Ale przyszedłem z innego względu — kolejne słowa przerywały ciszę, nie pozwalając jej wybrzmieć głośniej. — Nie ukrywaj, że strata siostry cię zabolała. Nie ukrywaj, że miała wpływ na twoje relacje.
Lodowy Omen przymknęła oczy, a gdy je otworzyła, mrok na nowo wypełnił jej spojrzenie. Można było odwracać od Mrocznej Puszczy wzrok, ale ona nigdy nie znikała.
— Jeśli przyszedłeś tu z powodu moich własnych problemów, to znak, że twoje treningi straciły na wartości — odpowiedziała spokojnie i bez zawahania. Była pewna swoich słów. — Klan ma teraz ważniejsze sprawy na głowie niż ja i moja siostra.
— A jednak o niej myślisz.
— Myślę o klanie w pierwszej kolejności — odparła.
— To nie jest do końca zaprzeczenie.
— Nie — przyznała. — Ale to nie ma znaczenia. Zabiłam swoją matkę, mogłabym zabić i siostrę. Wiedziałam, z czym wiąże się darzenie ich uczuciem. Ból zniknie. Nie zamierzam skupiać swojej uwagi na czymś tak błahym, gdy wokół mnie dzieją się rzeczy dużo ważniejsze. Sosnowa Igła nie jest w stanie rządzić klanem. Kult w jej łapach to zły pomysł. Niedługo cały las będzie o nas prawił.
— Ile jesteś w stanie poświęcić dla klanu?
Odpowiedziała niemal bez zawahania.
— Wszystko.
— Więc porzuć swoją siostrę. Problem nie zniknie, jeśli zaczniesz go ignorować.
Pokiwała głową. Zrobiła to już raz, gdy zginęła jej matka. Księżyce wracała myślami do jej śmierci, a wyrzuty sumienia paraliżowały ją w działaniu. Teraz już znała konsekwencje zbytniego przywiązania. Nie mogła oskarżać ani świata, ani siebie o śmierć siostry. Zginęła, bo była zbyt słaba, by się obronić. Teraz była w lepszym miejscu - innym miejscu. Z dala od niej.
— Żadna z nas nie mogła być szczęśliwa, dopóki byłyśmy razem — westchnęła głęboko, spoglądając w czerniejące połacie przysłoniętego gałęziami nieba. — To po prostu niemożliwe. Szadź chciała być szczęśliwa. Chciała szczęścia dla mnie. Ale ja nie żądam od życia szczęścia. Chcę celu. I chciałam celu dla niej.
Kocur przykryty szatą z mgły snującej się po nieskończonych równinach milczał.
— Z rodziną zawsze jest największy kłopot, prawda? — kontynuowała, wpatrzona w bezkresną nicość. Właśnie przed tym ostrzegała swojego ucznia. — Ty wiesz o tym dobrze.
— Twoja siostra i matka będą mogły odpocząć w spokoju, który im się należy. Daleko od ciebie. Daleko od swoich bliskich, do których nie pasowały — wytłumaczył dawny przywódca. — Zapomnij o nich. A one muszą zapomnieć o tobie.
Nieczęsto zdarzało się z nim zgodzić, ale tym razem odpuściła sobie dalsze próby doszukiwania się usprawiedliwienia dla swojego irracjonalnego zachowania, sprzecznego z jakimikolwiek zasadami, jakie wyznawała. Pokiwała tylko głową. Jej miejsce było przy celu. Miejsce siostry przy matce, przy szczęściu, które było dla niej nieosiągalne w Klanie Wilka. Obie musiały pójść w swoje strony i zyskać to, na czym im zależało.
— Czy teraz możemy przejść do tego, co jest faktycznie ważne? — spytała i ledwo udało jej się dokończyć zdanie, gdy obraz zaczął rozmazywać się, dźwięk oddalać, a zmysły osłabiać. Realistyczne miejsce zaczęło bardziej przypominać nocną, senną marę - niewyraźną, daleką, chaotyczną, pozbawioną sensu. Wtedy poczuła drętwienie w łapach i z niezadowoleniem przywitała się z legowiskiem wojowników rozświetlonym przez poranne światło. Śnieg wpadał nieśmiało do środka, budząc wojowników nieprzyjemną wilgocią uderzającą w poduszki łap.
Oczywiście z największymi problemami Lód jak zwykle była pozostawiana sama sobie. Rozmowa nie pomogła jej odnaleźć odpowiedzi na bolączki, z którymi borykał się klan. Musiała zaufać innym kultystom z tym, że będą na tyle mądrzy, by nie popierać Sosnowej Gwiazdy we wszystkim, co robiła, a robiła rzeczy skrajnie durne. Ostatnie zgromadzenie było tego wystarczającym dowodem. Kotka mogła zarówno umocnić Klan Wilka, jak i w jeden świt spisać go na straty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz