Od narodzin dwójki kociaków z Klanu Wilka minęło już sporo czasu, a oba maluchy stawały się coraz bardziej samodzielne. Teraz potrafiły swobodnie chodzić, miały otwarte, ciekawskie oczy i z radością oddawały się wszelkim psotom. Szczególnie długonoga kotka była w swoim żywiole, biegając po całym żłobku w zawrotnym tempie. Wpadała na posłania, ściany i czasami nawet na inne koty, ale nic nie mogło jej zatrzymać. Choć była jeszcze mała, odkrycie, że potrafi biegać, sprawiało jej ogromną radość. Każdy ruch wydawał się jej nową przygodą, a energia rozpierała ją tak, że trudno było za nią nadążyć. Jej matka, Zalotna Krasopani, obserwowała całe to zamieszanie z rozbawieniem. Była zadowolona, że młoda może cieszyć się chwilą, w której nic nie ogranicza jej beztroskiej zabawy. W końcu w żłobku panował spokój i nikt nie miał nic przeciwko rozrabiającej szylkretce. Karmicielka rozumiała, że te pierwsze chwile młodości są bezcenne, i nie zamierzała ich przerywać. Jarzębina dotarła na sam koniec żłobka. Dla dorosłego kota nie byłoby to niczym szczególnym, ale dla niej była to prawdziwa wyprawa życia. Dostrzegła jedno z posłań i z impetem rzuciła się na nie. Chwilę siłowała się, by dostać się do środka, a gdy jej się to udało, zaczęła gryźć wszystko, co tylko znalazła. Choć nie była w stanie wyrwać mchu, samo gryzienie sprawiało jej ogromną radość. Nagle wejście do żłobka zasłoniła postać potężnego kocura o srebrnym futrze. Był to Prążkowana Kita, partner Zalotnej Krasopani. W pysku niósł dla niej ptaka na posiłek. Jarzębina, wyczuwając jego obecność, wyskoczyła z legowiska — po drodze wywracając się kilka razy — i pognała prosto w jego stronę. Wojownik zerknął na swoją córkę z ciepłym uśmiechem, ale ta nie odwzajemniła entuzjazmu. Zamiast tego rzuciła się na jego ogon i zaczęła go szarpać z całych sił. Prążkowana Kita zamrugał zaskoczony, a potem spojrzał pytająco na swoją partnerkę, która tylko wzruszyła ramionami.
— Jarzębinko, co ty wyprawiasz? — zapytał, próbując ukryć rozbawienie. Odsunął ogon od jej pyszczka, co spowodowało, że kotka upadła na ziemię. Szybko się jednak podniosła i ruszyła na jego łapę, z determinacją próbując ją pokonać.
— Może przyniosę ci coś do gryzienia... — miauknął Prążkowana Kita, nadal zaskoczony jej energią. Wstał ostrożnie, tak by jej nie potrącić, i podszedł do jednego z posłań. Wyciągnął kawałek mchu, uformował go w kulkę i poturlał w stronę Jarzębiny.
Młoda od razu rzuciła się na zabawkę, energicznie kopiąc ją łapkami, aż mech wypadł jej z uchwytu. Nie zrażona, rzuciła się za nim, chwyciła w pysk i zaczęła energicznie machać nim na boki. Tymczasem Prążkowana Kita wrócił do Zalotnej Krasopani. Zaczął myć jej futro i dzielił się z nią językami. Karmicielka próbowała podnieść ptaka, którego jej przyniósł, ale zanim zdążyła to zrobić, dorwała go Jarzębina! Mała szylkretka zaczęła szarpać zwierzynę, wyrywając kilka piór, które od razu zwróciły jej uwagę. Porzuciła ptaka na rzecz piórek, biegając za nimi po całym żłobku. Wywracała się przy każdym zakręcie, ale nie ustępowała, aż każde z piór opadło na ziemię. Z dumą zebrała je wszystkie i zaniosła do mamy, po czym rzuciła się na jej ogon. Zalotna Krasopani podniosła ogon, co wywołało oburzone piski małej. Jarzębina przeniosła więc uwagę na mech z posłania, który był świeży i łatwiejszy do wyrwania. Po dłuższej chwili szaleństw młoda w końcu zmęczyła się zabawą. Ziewnęła przeciągle, podeszła do brzucha mamy, chwyciła jej sutka i zaczęła pić mleko. Jednak, zamiast spokojnie się posilać, machała głową na boki, jakby chciała wyrwać coś więcej. Kiedy w końcu się najadła, skuliła się w kłębek i zasnęła. Nawet przez sen nie traciła energii — jej łapki co chwilę delikatnie kopały powietrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz