Propozycja tatusia sprawiła, że malcowi otworzyły się szerzej oczy. Na Klan Gwiazdek! Będzie mógł mieć swoją specjalną, tajną ksywkę... Nie było takiej opcji, by w ogóle odmówił!
— Chcę ksywkę! Chcę ksywkę! Co to będzie?! — miauczał głośno Szałwik, podskakując podekscytowanie. — O nie, chyba nie powinienem mówić tak głośno... — Ściszył głos i przestał brykać, nie chcąc skupić na sobie niczyjej uwagi. W końcu to miał być ich mały sekret. Nie mógł o tym usłyszeć cały żłobek!
— Spokojnie — mruknął Bursztynowy Brzask, po czym na dłuższą chwilę się zamyślił. Końcówka ogona Szałwika podrygiwała z kotłujących się w jego środku emocji. Można było nawet zauważyć to po jego oczach – morskie ślepia, których teraz zdecydowaną większość miejsca zajmowała rozszerzona źrenica, lśniły jak dwie jasne gwiazdy. Już chciał pospieszać ojca, lecz nie chciał być nachalny. Przecież na wymyślenie czegoś dobrego potrzebny był czas, a Szałwik chciał, by jego nowy pseudonim był najwspanialszy możliwy...
— Może od jakiegoś wodnego stwosonka? — zapytał, nie mogąc dając rady dłużej milczeć. — Mulena, Laguna i Łuska takie mają! O, o... Może Wydla? Albo Żuraw? Albo...
— Pasuje do ciebie chruścik — miauknął nagle Bursztyn, co nieco zdziwiło kociaka. Że... co?
— A co to chluścik? — zapytał ze szczerym zaciekawieniem.
— To takie drobne owady. Na początku są małymi robaczkami, które można zobaczyć w jeziorach czy rzekach, jak się przyjrzysz. Chociaż nie są takie wcale zwykłe... — tłumaczył wojownik, a Szałwik uważnie go słuchał. — Bo budują sobie legowiska, takie jak my. Później noszą je na swoich grzbietach, trochę jak ślimaki...
— Ło! A to ich nie męczy? Ja bym nie dał rady unieść na plecach całego żłobka... — wymruczał zasmucony losem chruścików.
— Nie, nie musisz się o to martwić — zapewnił go Bursztynowy Brzask, głaszcząc kocurka ogonem. — To jest ich domek, który sprawia, że żadna ryba nie da rady się przez niego przebić. A gdy już chruścik dorośnie, zamienia się w skrzydlatego motylka — dokończył opowiadanie. Szałwik nie spodziewał się porównania do owada, lecz... z pewnością mu to pasowało!
— Podoba mi się! — miauknął w stronę taty i w tej samej chwili wpadł na własny pomysł. Ściszył swój głos i ruchem łapki zachęcił go do zbliżenia ucha w stronę pyszczka Szałwika. — Skoro ja mam tajną ksywkę... To ty też musisz taką mieć! — oznajmił mu podniesionym szeptem.
— W takim razie musisz mi coś wymyślić — wymruczał Bursztyn, uśmiechając się.
Miał więc zadanie! Szałwik usiadł i spojrzał na strop kociarni, czekając, aż do jego głowy wpadnie jakaś wspaniała myśl. Zastanawiał się, co będzie odpowiednie dla jego tatusia. Hm... Od mamy słyszał już sporo o barwnych ptakach, a od pani Kotewki o ładnych kwiatkach, ale niewiele z nich widział samodzielnie na oczy. A specjalna ksywka nie mogła być przypadkowa! Bo co gdyby wybrał roślinkę, która w rzeczywistości nie pachniałaby tak ładnie? Albo ptaszka, którego piórka wcale nie byłyby tak kolorowe, jak mówiła Mandarynka? Szałwik, jako honorowy członek Klanu Nocy, widział za to wiele jednego – ryb. Chociaż sam skubnął ich niewiele, karmicielki często pałaszowały je ze smakiem, a ich kuszący zapach nierzadko wypełniał całą kociarnię od wejścia po sam koniec. O tak! Z tego powinien wybierać!
— Nazywam cię... Głowacz! — miauknął w końcu w stronę ojca, który widocznie też nie spodziewał się zbytnio takiej odpowiedzi.
— Głowacz?
— Tak! Mama mówiła, że są pyszne! A do tego ty masz głowę peeełną wiedzy o tych wszystkich robaczkach! Podoba ci się? — dopytał po chwili, wpatrując się w tatusia z ogromnymi oczami.
<Tatku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz