[Dzieje się w przeszłości, Pora Nagich Drzew]
Czereśnia leżała na posłaniu zrobionym z mchu i miękkich roślinek, skulona w ciasny kłębek. Nos zakrywała puszystym ogonem, a łapki schowała pod siebie, próbując zatrzymać jak najwięcej ciepła. Młoda kotka wciąż czuła się nieswojo w żłobku – była w klanie od niedawna i nie miała nikogo, z kim mogłaby swobodnie porozmawiać. Z daleka przypominała czarną plamę przetykaną rudymi łatkami, ledwo widocznymi w półmroku. Oddychała tak cicho i spokojnie, że można było odnieść wrażenie, iż jest nieobecna.
Ciszę przerwało jednak delikatne szturchnięcie w plecy. Czereśnia podniosła głowę, a jej pomarańczowo-żółte oczy napotkały wzrok szylkretowej kotki, która pochylała się nad nią z zaciekawieniem.
— Czereśnio? Co właściwie robisz ty i Kuna w klanie? Skąd się wzięłyście? Gdzie wasi rodzice? — wyrzuciła z siebie Perełka, zalewając młodszą kotkę gradem pytań.
Zaskoczona Czereśnia zamrugała, po czym powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Czuła, jak mech i długie futro zaczynają plątać jej się wokół łap, ale to nie było teraz najważniejsze. Liczba pytań Perełki była przytłaczająca, a niektóre z nich wydawały się… nieco nie na miejscu.
— Cześć, Perełko — odpowiedziała spokojnie, próbując znaleźć odpowiednie słowa. — Patrol znalazł nas przy rzece, tyle wiem. Nie pamiętam niczego innego poza… — Urwała nagle, a jej ciało przeszedł dreszcz. Wspomnienie wody wystarczyło, by wywołać w niej lekki lęk. Nie pamiętała swoich rodziców ani tego, co się wydarzyło przed jej pojawieniem się w klanie. To wszystko tonęło w mroku i traumie. Mimo to Czereśnia w głębi serca miała nadzieję, że kiedyś uda jej się przypomnieć, co naprawdę się stało.
Perełka przyglądała się jej z widocznym zakłopotaniem.
— Przy rzece? Tam musi być zimno… — mruknęła cicho. Widząc jednak, jak Czereśnia zaczyna drżeć, szybko dodała: — Przepraszam! Nie wracaj do tego, jeśli nie chcesz. — Szturchnęła ją delikatnie łapką, jakby chciała dodać jej otuchy.
Czereśnia zauważyła troskę w spojrzeniu starszej kotki i postanowiła ją uspokoić.
— Jest dobrze — miauknęła, próbując uśmiechnąć się pokrzepiająco. Nie chciała, by Perełka czuła się winna. — Chcesz może się w coś pobawić? — zapytała, sama zaskoczona tym, że to zaproponowała. Może przyszedł czas, by spróbować nawiązać nowe znajomości.
Na słowa młodszej kotki oczy Perełki rozbłysły podekscytowaniem.
— Pobawić? — powtórzyła z widoczną radością. — Ale w co? Ja… rzadko kiedy się z kimś bawię! — dodała, mrużąc lekko oczy i ściągając brwi, jakby próbowała przypomnieć sobie, jak to jest się bawić.
Czereśnia poczuła lekkie ciepło w sercu. Fakt, że obie nie miały zbyt wielu okazji do zabawy, mógł być ich wspólnym punktem zaczepienia. Ale… w co mogłyby się bawić? Jakie zasady ustalić? Czy powinny ustalać, kto wygrywa? Z każdą chwilą koteczka coraz bardziej się nad tym zastanawiała, choć wiedziała, że przecież w zabawie nie chodzi o wygraną – tylko o dobrą zabawę.
— Ja też się z nikim jeszcze nie bawiłam — przyznała szczerze, czując, że nie jest sama. — Widziałam, jak kociaki się gonią, chowają albo walczą… — Zawahała się na chwilę, zerkając na swoje łapy. Nie chciała się bić. Uważała walkę za coś, co wymagało dużo energii i… no cóż, długie futro zdecydowanie jej tego nie ułatwiało.
Perełka przez chwilę milczała, ale na jej pyszczku pojawił się ciepły uśmiech.
— To co, spróbujemy się pobawić? — zapytała, poruszając lekko końcówką ogona.
Czereśnia uniosła wzrok i uśmiechnęła się lekko. Może ta zabawa będzie początkiem nowej przyjaźni.
— Chowają? Niby gdzie? — zapytała Perełka, rozglądając się po żłobku. Drapnęła się za uchem, jakby to miało pomóc jej zrozumieć sens zabawy. — Może spróbujemy razem powalczyć? Jestem trochę większa od ciebie, ale obiecuję, że będę ostrożna! — miauknęła z entuzjazmem, ale szybko dodała: — A może poturlajmy razem jakieś kamyki? — Jej głos z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej niepewny, aż w końcu zamilkła.
Czereśnia, patrząc na nią z boku, pozwoliła sobie na coś, co rzadko jej się zdarzało – zaśmiała się.
— Po żłobku! Nie chowają się teraz, ale czasami tak! — wyjaśniła, a potem skrzywiła się lekko na myśl o walce. — Wolałabym poturlać kamyczki niż walczyć — stwierdziła, zaczynając rozglądać się za czymś, co mogłoby się nadać do zabawy.
— Po żłobku? Przecież tu prawie nie ma miejsca do chowania się! — odparła Perełka z lekkim oburzeniem, ale zaraz się uśmiechnęła. Kiedy zobaczyła, jak Czereśnia zaczyna szukać kamyków, szybko przyłączyła się do niej. — Może weźmiemy kawałek mchu? Powinien też się nadać! Kamyki czasem bolą, jak się je kopie... — zaproponowała z uśmiechem.
— No tak, jest miejsce, na przykład pod posłaniami albo gdzieś indziej. Kociaki i tak nie mogą wychodzić poza żłobek bez opieki — wyjaśniła Czereśnia, zerkając na Perełkę. — A mech… tak, może być lepszy.
Perełka, zachęcona, podeszła do jednego z posłań i wyrwała z niego kawałek mchu. Uformowała go w kulkę, a potem delikatnie poturlała łapką w stronę Czereśni. Mech uderzył o jej łapę, a szylkretowa spojrzała na niego z zaciekawieniem. Niepewnie pchnęła kulkę w stronę koleżanki.
— Tak się w to gra? — zapytała, trochę zawstydzona, że nie zna zasad.
Jasna szylkretowa uśmiechnęła się szeroko.
— Tak! Właśnie tak! — miauknęła radośnie, oddając kulkę. Rozejrzała się po żłobku, aż dostrzegła niewielkie, wklęsłe miejsce w ścianie. Jej oczy zabłysły, gdy wpadła na nowy pomysł. — Mam pomysł! Wolisz bronić tamtego miejsca, żeby mech tam nie wpadł, czy go kopać? — zapytała, licząc, że Czereśnia zrozumie jej intencje.
Czereśnia uśmiechnęła się delikatnie, zadowolona z pochwały. Czuła, że coraz lepiej dogaduje się z Perełką.
— Mogę kopać, a potem możemy się zamienić — zaproponowała. Uznała, że tak będzie sprawiedliwie.
— Może być! — zgodziła się Perełka, zajmując miejsce przy wyznaczonym „polu”. Stanęła na straży, gotowa do obrony, ale co jakiś czas celowo pozwalała kulce wpaść na jej obszar, udając, że tego nie zauważyła.
Czereśnia spojrzała na kulkę z mchu, a jej uszy poruszyły się niepewnie. Pierwsze kopnięcie było bardzo delikatne, przez co kulka ledwo się przesunęła. Kolejne próby były równie nieporadne – zdarzało jej się kopać w bok zamiast w wyznaczone miejsce. Jednak z każdą chwilą jej ruchy stawały się bardziej precyzyjne. Perełka dzielnie broniła swojego miejsca, sprawiając, że gra nie była łatwa.
Mimo postępów Czereśnia wciąż nie zawsze trafiała. Walka o punkty była zacięta, a przy tym niesamowicie ekscytująca. W końcu zmęczona ciągłym kopaniem, Czereśnia przestała odbijać kulkę. Wyprostowała się, pocierając łapą o ziemię, by rozluźnić napięte mięśnie.
— Teraz możemy się zamienić, jeśli chcesz — zaproponowała z lekkim uśmiechem. Czuła ból w łapach, ale jednocześnie była zadowolona z zabawy. W jej oczach błyszczała iskierka radości – dawno nie spędzała tak miło czasu.
<Perełko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz