[Dzieje się w przeszłości, dzień po porodzie Melodyjnego Trelu, Pora Nagich Drzew]
Z lasu, z pyskiem pełnym zdobyczy, wybiegła czekoladowa pręgowana uczennica. Pietruszkowa Łapa pędziła przed siebie, wbijając łapy w wilgotną, przesiąkniętą wodą trawę, omijając przy tym resztki śnieżnych zasp, które jeszcze nie zdążyły stopnieć. Poślizgiem skręciła w stronę jaskini, zręcznie pokonując przepaść i mijając wodospad, by w końcu wpaść do obozu Klanu Klifu. Tam rzuciła upolowaną nornicę na stertę świeżej zwierzyny i, nie tracąc czasu, pobiegła wprost do żłobka.
Mysia Łapa, jej czarno-biały przyjaciel, przez cały dzień szukał jej na terenach klanu. Kiedy wreszcie ją znalazł, od razu przekazał radosne wieści – w końcu można było odwiedzić Melodyjny Trel!
Mentorka Pietruszkowej Łapy urodziła poprzedniego wieczoru, a medycy zlecili, by do południa dać jej spokój, by mogła zapoznać się z młodymi, a Pokrzywowe Zarośla – ich rodzic – również miał czas na poznanie swoich dzieci. Pietruszkowa, jak obiecała, spędziła poranek na polowaniu, zapewniając jedzenie zarówno dla karmicielki, jak i dla reszty klanu. Poprosiła Mysią Łapę, by przyszedł po nią, gdy tylko medycy pozwolą wejść do żłobka.
Kiedy stanęła na progu pachnącego lawendą i mlekiem pomieszczenia, zwolniła kroku. Wiedziała, że nie wypada biegać przy kociętach. Z daleka spojrzała na posłanie, z mieszanką radości i szoku w oczach. Mała niebiesko-szylkretowa karmicielka, Melodyjny Trel, z troską wylizywała dwie maleńkie, puchate kuleczki. Pietruszkowa Łapa nie miała pojęcia, ile kociąt się urodziło, ale chciała dowiedzieć się tego od samej mentorki. Obok niej siedział Pokrzywowe Zarośla, spoglądając na młode z miłością i dumą.
— Podejdź, Pietruszkowa Łapo — zachęciła Melodyjny Trel, patrząc na nią zmęczonym, ale łagodnym wzrokiem.
Słysząc głos swojej byłej mentorki, Pietruszkowa poruszyła uszami, wyrywając się z zamyślenia. Powoli i cicho zbliżyła się do posłania, przykucając obok, nie odrywając wzroku od dwóch kociąt. Jedno z nich było głównie białe, z niebieskimi uszkami, ogonem i kilkoma plamkami na grzbiecie oraz czole, ozdobionymi ciemniejszymi pręgami. Drugie młode miało niebieskie futerko z kremowymi łatami, na których gdzieniegdzie widoczna była biel.
— Kotka i kocurek, tak powiedziały medyczki — odezwał się Pokrzywowe Zarośla, akcentując ostatnie trzy słowa z delikatnym uśmiechem.
Pietruszkowa Łapa przypomniała sobie, że Pokrzywowe Zarośla nie identyfikował się ani jako kocur, ani jako kotka, i domyślała się, że w przyszłości nie będzie miał problemu, jeśli któreś z jego dzieci również nie poczuje się zgodne z przypisaną płcią. Było to coś, co w jej oczach sprawiało, że Pokrzywowe Zarośla i Melodyjny Trel byli idealnymi rodzicami.
— Ta kotka przypominająca mnie nazywa się Strzępka, a ten w przewadze biały kocurek to Gąsienniczek — wyjaśniła Melodyjny Trel zmęczonym, ale ciepłym głosem, wskazując delikatnie każde z kociąt. Po tych słowach westchnęła głęboko, opierając głowę na łapach swojego partnera. Pokrzywowe Zarośla, siedzący obok niej, liznął ją po głowie w czułym geście, a następnie spojrzał na Pietruszkową Łapę wymownie.
Czekoladowa uczennica zdawała się tego nie zauważać. Była całkowicie pochłonięta obserwowaniem dwóch małych kuleczek, które poruszały się leniwie, piły mleko lub po prostu leżały obok siebie. W jej sercu narastało uczucie podobne do tego, jakby otrzymała dar prosto od Klanu Gwiazdy. Czuła się wyjątkowa, wyróżniona przez przodków, jakby jej obecność tutaj była nagrodą za coś niezwykłego. Czy to za ciężką pracę na treningach? A może za to, że zawsze była pomocna i dobra dla innych? Nie miała pewności, ale wiedziała jedno: nie pozwoli nikomu odebrać sobie tego daru.
Spojrzała na Pokrzywowe Zarośla. Jego obojętne spojrzenie przypomniało jej, że tolerował ją głównie z uwagi na Melodyjny Trel. Jednak Pietruszkowa Łapa zaczęła marzyć, że może kiedyś przekona go do siebie i stanie się pełnoprawną częścią tej rodziny.
Podniosła się z ziemi i delikatnie przytuliła do Melodyjnego Trel.
— Zostawię was, żebyś mogła odpocząć — wyszeptała cicho, tak by nie zbudzić śpiących kociąt. Powoli odwróciła się i zaczęła kierować w stronę wyjścia.
Pokrzywowe Zarośla wyglądał na zadowolonego z tego gestu, jakby cieszył się na możliwość spędzenia czasu z rodziną. Jednak szylkretowa karmicielka nagle podniosła głowę.
— Nie! Masz tu zostać — odparła głośno, z troską w oczach.
Pietruszkowa zatrzymała się i spojrzała na nią z zaskoczeniem. Widziała, że jej mentorka chciała powiedzieć coś jeszcze.
— Jesteś dla mnie jak rodzina — dodała Melodyjny Trel, wskazując ogonem miejsce obok siebie.
Czekoladowa uczennica poczuła ciepło w sercu, choć nie była pewna, co dokładnie oznaczały te słowa. Czy chodziło o miłość i więź bez konkretnych ról rodzinnych, czy może Melodyjny Trel traktowała ją jak swoje biologiczne dzieci? Na razie nie mogła tego wiedzieć.
Pokrzywowe Zarośla westchnął, ale po chwili również skinął głową, zapraszając młodszą bliżej. Uradowana Pietruszkowa Łapa przysiadła przy nich, wdzięcznie spoglądając na liliowego kota.
Teraz była ich piątka. Dla niektórych mogło się wydawać, że Pietruszka była „piątym kołem u wozu”. Ale w rzeczywistości byli jak korzenie jednego drzewa — gdyby zabrakło choć jednego, drzewo by zwiędło. Nawet jeśli Pokrzywowe Zarośla nie czuł do niej tak silnej więzi jak jego partnerka, nadal była dla niego ważna, bo była ważna dla Melodyjnego Trel.
Koty leżały razem w ciszy, bez zbędnych słów, po prostu ciesząc się swoją obecnością. Wpatrywały się w siebie nawzajem lub w nowo narodzone kocięta, wypełniając żłobek spokojem i radością z przybycia nowych członków Klanu Klifu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz