Koniec z kulkami mchu i berkiem! Szałwik postanowił wrócić do starego, dobrego polowania. W końcu pani Kotewka mówiła wielokrotnie, że to jedna z najlepszych zabaw dla kociaków, która uczy prawdziwego życia i cennych umiejętności. To idealnie zbiegało się z planami kocurka na bycie najlepszym wojownikiem. Musiał zacząć naukę już wcześnie, jeśli chciał przegonić innych, czyż nie?
Skradanie się do nieruchomych obiektów takich jak listki i kamyki nie było tak ekscytujące, jak by tego kociak chciał. Pierwsze parę razów było spoko, ale po dłuższej chwili zaczęło nudzić go milczenie i brak ruchu zainteresowanych. Potrzebował lepszego celu. A nim mógł być... Hm, nie Laguna, mu by się to nie spodobało. Nie chciał denerwować braciszka. Może Murena? Tak słodko leżała sobie z Łuską, że aż smutno mu było ich rozdzielać... A Piórko? Piórko przyglądała się odnalezionemu pajączkowi z taką fascynacją, że przerwanie jej tego mogłoby poskutkować śmiercią ze strachu. Na szczęście na drodze kocura pojawił się grzbiet Kotewkowego Powiewu. O tak! Kocica stanowiła idealną dla niego "ofiarę".
Malec zgiął łapy i zaczął, w jego mniemaniu bezbłędnie, skradać się ku piastunce. Sunął po ziemi jak zygzakujący wąż, z każdym postawionym krokiem zbliżając się do celu. Już był tak blisko, że praktycznie mógł na nią skoczyć... Gdy łeb Kotewki się odwrócił, a jej wzrok wylądował wprost na udającym niewinnego kocurku.
— Słyszałam cię od początku — mruknęła, co nieco zasmuciło Szałwika. Myślał, że dobrze mu szło... — Gdybyś skradał się do prawdziwej zwierzyny, prędko by od ciebie uciekła.
— Ale jak to! — odmiauknął zbulwersowany.
— Nauczysz się jeszcze na swoim treningu. Musisz mi uwierzyć — oznajmiła z uśmiechem, który jednak nie wyglądał dla kociaka na przyjemny. Nie chciał czekać, aż stanie się uczniem. To było jak wieczność! A on nie miał tyle czasu!
Niezadowolony Szałwik nic nie odpowiedział, tylko odbiegł w objęcia mamusi.
***
Okej! Szałwik musiał się teraz nauczyć odpowiedniej postawy do skradania. No po prostu musiał! W trakcie, gdy reszta rodzeństwa zapraszała go do wspólnych zapasów, on myślał tylko o tej jednej umiejętności. Mógł poprosić o to któregoś z rodziców o lekcje, ale chciał, by to była niespodzianka. Później im pokaże i na pewno będą z niego tacy dumni! A Kotewki pytać nie chciał. Zamierzał nauczyć się tego ruchu i później wziąć ją z zaskoczenia. O tak! Jeszcze nazwie go najlepszym skradaczem w całym lesie...
Do nauki jednak potrzebny był nauczyciel. Jako że był jeszcze drobnym kociakiem, nie mógł wychodzić samemu ze żłobka bez pytań Mandarynki i Kotewki, a gdzie on się wybiera. A gdyby poszedł z obstawą, z niespodzianki byłoby nici! Musiał więc działać sprytnie. Kiedy tylko zauważył kątem oka Kunią Łapę, która wylegiwała się w obozie po treningu, od razu ułożył sobie w głowie plan działania. I to jaki mądry!
— Mamoooo! — miauknął głośno do leżącej w głębi kociarni królowej.
— Tak?
— Mogę wyjść pobawić się z Kunią Łapą? Będę grzeczny! — zapewnił mamę, mając nadzieję, że w ten sposób ją przekona na wyjście. Kocica zastanawiała się przez dłuższą chwilę, lecz w końcu odpowiedziała:
— Dobrze. Tylko nie siedź w obozie za długo. Jest zimno na zewnątrz! — przestrzegła go, lecz podekscytowany kocurek nie słuchał po pierwszym i najważniejszym ze słów. Od razu podbiegł do szylkretowej kotki, omijając topiące się śniegowe zaspy. Wyglądała, jakby próbowała uciąć sobie krótką drzemkę, ciesząc się ciepłymi promieniami słońca... No cóż. Szałwik miał nieco inne plany!
— Hej? Cześć, Kunia Łapo! Mam nadzieję, że ci nie pseszkadzam, ale... chciałbym cię o coś poprosić — powiedział, podchodząc do uczennicy. Starał się brzmieć najuprzejmiej, jak tylko potrafił. W końcu kotka mogła mieć ważniejsze rzeczy do roboty niż szkolenie kociaków... Miał nadzieję, że uda się mu ją przekonać. Nie chciał wrócić do żłobka od razu i to jeszcze z pustymi łapkami. — Uczyłaś się już postawy łowieckiej? Wiesz, skladania się i w ogóle? Chciałabyś mnie tego nauczyć? Ploooszę!
<Kuno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz