Rozejrzała się wcześniej jedynie w poszukiwaniu znajomych pysków, choć nie miała w zamiarze uciekać od ówczesnego rozmówcy. Po prostu z instynktu zawsze wodziła spojrzeniem za dziećmi i partnerem, których na ten moment i tak nie widziała. Nie chciała jednak przeszkadzać starszym, więc uznała ten czas za idealny dla jej własnego towarzystwa. Cisza w obozie była pojęciem względnym, bo choć na ten moment nie miał miejsca żaden harmider, tak każdy dochodzący do niej szmer zdawał się poniekąd irytujący.
Opadła miękko na trawiastym fragmencie nieopodal żłobka i zawiesiła na nim swój wzrok, wspominając przez chwilę niedawne czasy jej obecności w jego wnętrzu. Kocięcy okres jej pociech zdawał dłużyć jej się niemiłosiernie, jednak teraz, gdy była od tego wolna, zdawał się minąć szybciej, niż zakładała. Ułożyła pysk wygodnie na skrzyżowanych łapach i przymknęła oczy, zadowalając się ciepłem przenikającym przez jej futro. Sen był oczywistym następstwem dla jej czynów.
***
gdy Firletka i Pierwomrówka miały po 2 księżyce
gdy Firletka i Pierwomrówka miały po 2 księżyce
Wystawiła łeb ze żłobka i skrzywiła się, gdy zimna kropla zetknęła się z jej nosem. Nie odwróciła się, słysząc ciche popiskiwanie za sobą, bo żwawsze już pociechy, zdolne do samodzielnego chodu, zostawiła pod opieką Szepczącej Pustki. Mając na uwadzę, że to ich drugi miot i po pierwszym kocur musi mieć jakąś wprawę, nie martwiła się o to, co może zastać po powrocie.
Przemknęła sprawnie jak na jej koślawe łapy do legowiska starszyzny, gdzie na powitanie uderzył ją zapach, który kojarzyła z błogim spokojem i brakiem zmartwień. Uwielbiała ten kontrast z żywiołową kociarnią, którą na ten moment dominowało jedno z jej dzieciąt, bo drugie na jej szczęście okazało się znacznie spokojniejsze.
Powlokła wzrokiem w najczęściej odwiedzany kąt, w którym do niedawna urzędował Konwaliowy Powiew. Ojciec jej partnera okazał się niesamowitym wsparciem od czasu jej przybycia do Klanu Burzy, aż po ostatni dzień jego życia. Szczególnie wdzięczna mu była za pomoc w opiece nad Knieją, Dzwonkiem i Skowronkiem. Żałowała, że Pierwomrówka i Firletka nie miały okazji poznać uroków spędzania czasu pod nosem dziadka.
Miała w tym miejscu jednak jeszcze jeden, stały punkt odwiedzin. Ostowy Pęd jej zdaniem zawsze trzymał się dobrze i nie wyobrażała sobie, by kocura miało coś kiedykolwiek zaciągnąć na mityczną Srebrną Skórę, o której wielokrotnie słyszała w tych rejonach, a której idei dalej nie do końca pojmowała. To znaczy, rozumiała, skąd się to wzięło, ale nie potrafiła nadal ustosunkować swojego zdania względem całego bytu, jakim był Klan Gwiazdy. Można było jej to tłumaczyć wielokrotnie i chociaż nieustannie potakiwała ze zrozumieniem, tak jej umysł wydawał się oporny na przyswojenie tej wiedzy. W końcu wiara nie szła do głowy, a do serca, i tu zaczynał się problem dla niej, która nieraz potrzebowała dla czegoś logicznego wyjaśnienia, by miało to mieć w ogóle sens.
— Jak się trzymasz, Ostowy Pędzie? — spytała wprost, próbując odciągnąć swoje myśli od wszystkiego, co powiązane było ze śmiercią i stanu po niej. — Chociaż to głupie pytanie, wyglądasz młodo jak zawsze — stwierdziła z lekkim uśmiechem.
Kremowy spojrzał na nią z rozbawieniem i powoli wstał, przeciągając się, czemu towarzyszył dźwięk strzelających kości.
— Już mi tak nie schlebiaj, sypię się z każdym księżycem coraz bardziej — parsknął życzliwie. — U mnie nic nowego, po staremu. Siedzę tu, jedynie towarzystwa mi ubywa — przyznał smutno, co jednak nie trwało długo, bo zaraz to zdawał się rozbudzić. — Za to ty jak słyszałem, otaczasz się po raz kolejny najmłodszym towarzystwem tego klanu.
Jej uśmiech lekko zbladł, bo choć narodziny zawsze były pięknym zjawiskiem, tak druga ciąża była u kotki czymś na tyle rzadkim, że dziwnie było jej się do tego przyznawać.
— Tak. Gdy będą trochę większe, odwiedzimy cię z pewnością — zapewniła. — Dam ci czas na przygotowanie jakiś ciekawych historii — dodała pogodniej, na co westchnął z teatralnym zmęczeniem.
— Wykorzystują biednego staruszka, żadna nowość! — mruknął, kręcąc głową.
— Nie takiego biednego, świetnie się trzymasz — zapewniła, mrugając. — Zdziwisz się, jak jeszcze przeżyjesz nas wszystkich, Ostowy Pędzie.
Przemknęła sprawnie jak na jej koślawe łapy do legowiska starszyzny, gdzie na powitanie uderzył ją zapach, który kojarzyła z błogim spokojem i brakiem zmartwień. Uwielbiała ten kontrast z żywiołową kociarnią, którą na ten moment dominowało jedno z jej dzieciąt, bo drugie na jej szczęście okazało się znacznie spokojniejsze.
Powlokła wzrokiem w najczęściej odwiedzany kąt, w którym do niedawna urzędował Konwaliowy Powiew. Ojciec jej partnera okazał się niesamowitym wsparciem od czasu jej przybycia do Klanu Burzy, aż po ostatni dzień jego życia. Szczególnie wdzięczna mu była za pomoc w opiece nad Knieją, Dzwonkiem i Skowronkiem. Żałowała, że Pierwomrówka i Firletka nie miały okazji poznać uroków spędzania czasu pod nosem dziadka.
Miała w tym miejscu jednak jeszcze jeden, stały punkt odwiedzin. Ostowy Pęd jej zdaniem zawsze trzymał się dobrze i nie wyobrażała sobie, by kocura miało coś kiedykolwiek zaciągnąć na mityczną Srebrną Skórę, o której wielokrotnie słyszała w tych rejonach, a której idei dalej nie do końca pojmowała. To znaczy, rozumiała, skąd się to wzięło, ale nie potrafiła nadal ustosunkować swojego zdania względem całego bytu, jakim był Klan Gwiazdy. Można było jej to tłumaczyć wielokrotnie i chociaż nieustannie potakiwała ze zrozumieniem, tak jej umysł wydawał się oporny na przyswojenie tej wiedzy. W końcu wiara nie szła do głowy, a do serca, i tu zaczynał się problem dla niej, która nieraz potrzebowała dla czegoś logicznego wyjaśnienia, by miało to mieć w ogóle sens.
— Jak się trzymasz, Ostowy Pędzie? — spytała wprost, próbując odciągnąć swoje myśli od wszystkiego, co powiązane było ze śmiercią i stanu po niej. — Chociaż to głupie pytanie, wyglądasz młodo jak zawsze — stwierdziła z lekkim uśmiechem.
Kremowy spojrzał na nią z rozbawieniem i powoli wstał, przeciągając się, czemu towarzyszył dźwięk strzelających kości.
— Już mi tak nie schlebiaj, sypię się z każdym księżycem coraz bardziej — parsknął życzliwie. — U mnie nic nowego, po staremu. Siedzę tu, jedynie towarzystwa mi ubywa — przyznał smutno, co jednak nie trwało długo, bo zaraz to zdawał się rozbudzić. — Za to ty jak słyszałem, otaczasz się po raz kolejny najmłodszym towarzystwem tego klanu.
Jej uśmiech lekko zbladł, bo choć narodziny zawsze były pięknym zjawiskiem, tak druga ciąża była u kotki czymś na tyle rzadkim, że dziwnie było jej się do tego przyznawać.
— Tak. Gdy będą trochę większe, odwiedzimy cię z pewnością — zapewniła. — Dam ci czas na przygotowanie jakiś ciekawych historii — dodała pogodniej, na co westchnął z teatralnym zmęczeniem.
— Wykorzystują biednego staruszka, żadna nowość! — mruknął, kręcąc głową.
— Nie takiego biednego, świetnie się trzymasz — zapewniła, mrugając. — Zdziwisz się, jak jeszcze przeżyjesz nas wszystkich, Ostowy Pędzie.
<Ost?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz