Tak było i tym razem, gdy w najmniej spodziewanym momencie poczuł, że coś przyczepia mu się do ogona. Potrząsnął nim odruchowo, jednak kiedy małe ciałko z plaskiem upadło na ziemię gdzieś na granicy jego pola widzenia, odwrócił się przerażony.
– Na Klan Gwiazd, to kociak – wyjąkał, próbując wypatrzeć u malucha oznak życia.
– Jesteś w żłobku, czego innego się tu spodziewasz – Kotewkowy Powiew, wylizująca w pobliżu innego malca wywróciła oczami.
Jej spokojna ironia trochę uspokoiła kremowego kocura. Być może lot kociaka nie był jednak aż tak widowiskowy. Albo kociaki faktycznie miały tak elastyczne kości jak wspominał mu Dryfująca Bulwa.
– W-wszystko w porządku, mały? – dopytał, ale ten już wstawał.
– Wooo, ale to było supel! – pisnął dzieciak. – Mogę jescze laz, mogę jeszcze raz?
– T-to chyba trochę niebezpieczne – zaoponował, kładąc po sobie uszy.
Kociak wydał z siebie smutny jęk, jednak zaraz jego dziecięcy zapał wrócił:
– No nic, to będę dalej polować!
I chwilę potem zniknął gdzieś kawałek za nim.
– Mandarynko? – Bursztyn niepewnie zagadnął swoją partnerkę, która do tej pory jedynie obserwowała tą scenę. – Ten kociak tak dziwnie miauczy, nie zrobiłem mu czegoś przypadkiem?
– Urodził się z taką krzywą szczeką, to przez to – westchnęła lekko. – Różana Woń już go obserwowała, raczej nie da się z tym nic zrobić… Na wszelki wypadek postaraj się nie rzucać nim więcej, Bursztyn.
Ostatnie spojrzenie posłała mu już troszkę bardziej ostrzegawcze, ale w głębi jej źrenic dojrzał też rozbawienie, a to przekonało go do końca, że jednak nie mógł niczego zrobić maluchowi. Może tylko kawałek go przeturlał i nie miało to nic wspólnego z wizją lecącego między czubkami sumaków kociaka, która ukazała się jego wyobraźni.
Wtem znów poczuł coś na swoim ogonie. Nauczony doświadczeniem, tym razem bardzo powoli odwrócił się w stronę ogona, a jego oczom ukazał się dokładnie ten sam maluch, próbujący zagryźć jego długą sierść. Nieświadomie uśmiechnął się trochę na ten widok.
– M–mały… Co robisz? – Spytał delikatnie.
Z ust kociaka wyrwał się jakiś pomruk, jednak został całkowicie zagłuszony przez futro Bursztyna, w którym trzymał swój pyszczek.
– Bawi się, w polowanie… – mruknęła ciut zmęczona Mandarynka. – I zacznij mówić do niego normalnie imieniem.
Przez chwilę partnerzy wpatrywali się w siebie niezręcznie, aż do chwili, gdy księżniczka z wyraźnym jękiem uderzyła się łapą w czoło.
– Szałwik, Bursztynku, Szałwik.
– No przecież pamiętam – zaoponował od razu kocur. – Po prostu nie byłem pewny, czy yyy… Czy Szałwik chce, żeby tak do niego mówić.
Powiedziawszy to delikatnie odczepił malca od swojego ogona.
– Szałwiku, chcesz, żeby mówić do ciebie "mały", po imieniu, czy wymyślamy jakąś super ksywkę w tajemnicy przed twoją mamą?
<Mały?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz