– Wszystko w porządku? – Mruknął do Mandarynki, jakoś mimochodem kładąc się w jej pobliżu.
Kotka chyba nie zwróciła na to uwagi, wzdychając tylko ze zmęczenia. Chyba układała maluchy do snu, bo Murena i Piórko spały już wtulone w jej sierść, a Szałwik wiercił się przy ich boku. Bursztynowy Brzask nie mógł się powstrzymać, ujęty słodkim widokiem i delikatnie przejechał językiem po ich główkach. Mandarynka uśmiechnęła się szczerze na ten gest, mimo widocznego zmęczenia. Chyba zauważała, że dla ich dzieci Bursztyn powoli łamie swoje dawne granice. W końcu wcześniej jakiekolwiek dzielenie języków było dla niego nie do pomyślenia.
– Pomożesz je uśpić? Jakbyś przygonił do mnie Lagunę i Łuskę… – poprosiła kotka dość sennym wzrokiem.
Kocur nie odwrócił jednak wzroku od swojej partnerki, a zamiast tego ją też polizał opiekuńczo między uszami. Dostrzegł w jej oczach zaskoczenie i zawstydzony odwrócił się, zanim mógł ocenić czy było pozytywne czy negatywne. Co też mu przyszło do tego głupiego łba?
– Już idę, idę – wymruczał szybko zakłopotany.
"Przygonienie" Laguny zajęło tylko chwilę, kociak bawił się bowiem całkiem niedaleko i też już wykazywał oznaki zmęczenia. Bursztyn skierował się w stronę ostatniego z kociąt. Łuska znajdował się kawałek dalej, widocznie pogrążony w myślach, jedynie leniwie przetaczając jakąś kulkę z mchu w kółko. Dorosły kocur uświadomił sobie, że bardzo rzadko z nim jakkolwiek rozmawia. Oczywiście przy tej ilości dzieciaków, pewnie ciężko było podzielić po równo uwagę nawet Mandarynce, ale i tak poczuł się troszkę źle z tym faktem.
– Nad czym tak dumasz? – Zapytał.
Łuska przez chwilę patrzył na niego, jakby musiał sobie przypomnieć gdzie jest.
– Ah – miauknął w końcu. – Nad niczym takim.
Bursztyn nie wiedział jak na to zareagować, więc uśmiechnął się tylko niepewnie:
– Pora już do spania, chodź.
Łuska skrzywił się trochę, jednak po kilku uderzeniach serca wstał posłusznie i ruszył do mamy, układając się na posłaniu. Zaraz też skrzywił się jeszcze bardziej, gdy został potraktowany jej szorstkim językiem. Mandarynkowe Pióro najwyraźniej czyściła odrobinę przed spaniem każdego kociaka.
Bursztynowy Brzask uśmiechnął się do niej. Nie odezwali się ani słowem o jego niezręcznym geście sprzed chwili, jedynie opowiedział jej krótko o swoim treningu z Rysią Łapą i planach na jutrzejszy dzień. Widział jednak, że kotka już przysypia, więc szybko wymruczał dobranoc i wymknął się ze żłobka do legowiska wojowników.
***
– Dryfująca Bulwo… Mogę mieć jeszcze jedno pytanie?Bursztynowy Brzask zaszedł swojego przybranego brata w wolnej chwili, widząc go chwilowo samego w obozie.
– Hm? Ah, tak, no jasne – starszy uśmiechnął się przyjacielsko.
– Chodzi o to, że Łuska, jakby to powiedzieć… Nie rozmawiamy za często, a gdy ostatnio zapytałem go o czym tak rozmyśla, to nie chciał powiedzieć… Powinienem dopytywać? Nie dopytywałem, było już późno, miałem pomóc Mandarynce położyć go spać…
Bulwa zaśmiał się delikatnie:
– Czasem dzieciaki chcą mieć też sekrety przed swoimi rodzicami, przygotuj się na to, że nie zawsze będziesz wszystko wiedział.
Bursztynkowi już trochę ulżyło, więc uśmiechnął się. To było dobre wyjście, on sam nie lubił gdy inne koty go wciąż o coś dopytywały, a sama ta czynność "dopytania" też nie wydawała mu się najprzyjemniejsza.
– Ale jeśli mówisz, że mało rozmawiacie, może faktycznie spróbuj spędzić z nim trochę więcej czasu? – Zasugerował jeszcze starszy kocur. – Żeby nie czuł, że jakoś faworyzujesz jego rodzeństwo… – Przez chwilę milczeli, gdy Bursztyn analizował to, co właśnie usłyszał. – Muszę się zbierać, ale wiem, że sobie poradzisz, stary. Widać jaki wpływ mają na ciebie te dzieciaki i ich mama – zaśmiał się, wstając. – Kto by pomyślał, że wyrośnie z ciebie tak oddany ojciec.
Bursztynek rzucił za nim zdziwione spojrzenie. Zmienił się, aż tak to widać…? To znaczy, starał się, chciał być jak najlepszym partnerem dla Mandarynki i ojcem dla kociaków, ale miał wrażenie, że wciąż to wszystko idzie mu strasznie niezgrabnie i że przecież każdy inny poradziłby sobie lepiej na jego miejscu. "Oddany ojciec", huh…
Udał się jeszcze na chwilę poza obóz mając nadzieję znaleźć trochę przebiśniegów, albo ciekawych żyjątek. Przespacerował się chwilę, ale nic nie rzuciło mu się w oczy. Skrzywił się trochę, śnieg pokrywał ziemię aż do brzegów rzeki. Pora Nowych Liści coś słabo się rozkręcała. No nic, nie będzie szukał nowych znajdziek cały dzień, już lepiej przyjść do żłobka bez prezentów.
Zawrócił i chwilę później już wchodził do kociarni, z planem zagadania konkretnego malucha. Oczywiście po przywitaniu z Mandarynką i upewnieniu się, że niczego nie potrzebuje…
– Tato, tato, patrz! – zaraz rozległ się krzyk Mureny.
Również Szałwik ucieszył się widocznie na jego widok. No i jak tu teraz, w całym tym zamęcie…
Do Łuski podszedł dopiero sporo później. Cóż, mały książę nie miał jak mieć mu to za złe, przecież nie wiedział, że jego tato obiecał sobie spędzić z nim trochę więcej czasu akurat dzisiaj.
– A jak tam u ciebie, Łusko? – zapytał Bursztynowy Brzask, siadając obok synka.
<Łusko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz