Kiedy tylko Kajzerka przyuważyła powracający patrol, a na jego czele jej psiapsiółkę, natychmiast się ucieszyła. Na jej widok wstała i w trymiga podbiegła do zastępczyni, zupełnie zapominając o szpaku, na którego jeszcze krótką chwilę temu ostrzyła sobie zęby.
— Hej Sówko! — miauknęła głośno na powitanie, unosząc w górę gruby ogon.
— Witaj Kajzerko. Jak tam? Jak ci idzie trening z Kaczką? — zapytała czekoladowa — Jest dobrą mentorką?
Kotka zamilkła na dłuższą chwilę. Ojej! Kłamstwo było złe, ale nie chciała mówić w żaden sposób źle o partnerce jej przyjaciółki. To by było naprawdę niemiłe! A ona nie lubiła być niemiła. Chociaż Kaczka nie była wcale taka zła, Kajzerka nie mogła ukrywać, że powoli męczyły ją ciągłe próby zjednania ze sobą kocicy. Ta była ciągle spięta i czasem nawet nieprzyjemna... Nawet jej pokłady uroku osobistego na nią nie działały! Myśl, myśl Kajzerko! Co by tu odpowiedzieć?
— Mi idzie super! — odparła krótko. — Fajnie się trenuje, zwykle fajnie, czasem trochę mniej. Ale wiesz, takie to już jest bycie uczniem... — dodała i zaczęła się zastanawiać, jak rozwinąć (lub zmienić) temat. O tak! Może jej troszkę jej opowie! — Dziś pokazywała mi lisie tropy, gdy rano wyszłyśmy na trening przy Rozlewisku. Na szczęście nie wyglądały na świeże, więc chyba nie ma się o co martwić. W sumie uczyłam się tego już kiedyś, ale dobrze wiedzieć takie rzeczy — mruknęła.
— Dobrze, że mówisz — odpowiedziała Sówka, wyglądając jednak na odrobinę przejętą. — Jesteście pewne, że były one zwietrzałe?
— Tja, były odbite w zmarzniętym błocie. Zresztą, to daleko od obozu. Żaden lis nam niestraszny.
Sówka uśmiechnęła się, próbując ukryć zmęczenie, które jednak Kajzerka mogła wyczuć po jej słabym głosie. Z pewnością przydałaby się jej świeża piszczka.
— Słuchaj, mizernie wyglądasz! Te poszukiwania chyba strasznie cię zmęczyły... — miauknęła i zanim Sówka zdążyła jej coś odpowiedzieć, uczennica ciągnęła dalej: — Patrz! Miałam zjeść tamtego szpaka, ale jak cię zobaczyłam, to o nim zapomniałam. Może chcesz się przyłączyć? — zaproponowała, pokazując miejsce nosem. Potrzebowała tylko krótkiego "tak", by pobiec w tę stronę i dokończyć posiłek, teraz w przyjemnym towarzystwie jej przyjaciółki.
***
Gdy wyszła z mentorką na trening, ta zachowywała się jakoś inaczej. W sensie jeszcze bardziej inaczej niż zwykle. Zamiast ćwiczyć z nią jakieś ruchy albo tłumaczyć techniki, miała dla niej jedno, jedyne polecenie.
— Spotkamy się tu za jakiś czas, przy tym dębie. — Kaczka rozciągnęła się i podrapała korę drzewa, jakby chciała je oznaczyć dla swojej uczennicy. — Twoim zadaniem jest upolowanie jakiejś tłustszej, większej zwierzyny. Nie chcę widzieć żadnych wróbelków i nornic — mruknęła gromkim tonem.
— Pf. Drobnostka! — odpowiedziała jej od razu Kajzerka.
— Mam taką nadzieję... Ambrowiec przyda się dobra zwierzyna na mleko. Ma do wykarmienia dwójkę, a na razie końca Pory Nagich Drzew nie widać... Nieważne — przerwała nagle. — Idź i wróć przed zachodem słońca. Do łowów!
Niestety, Kajzerce nie starczyło czasu na spytanie wojowniczki, co ona zamierzała w tym czasie robić. Też szła na polowanie? To nie mogły tego zrobić razem? W końcu co dwie głowy to nie jedna... Kotka potrząsnęła łbem. Nieważne! Dni nadal były krótkie, a słońce już zaczynało niebezpiecznie chylić się ku horyzontowi... Jeśli chciała coś złowić, musiała być szybka. Odeszła od miejsca zbiórki i natychmiast zaczęła wypatrywać dobrego miejsca na polowanie.
Las? To była zawsze dobra odpowiedź. W cieniu drzew skrywało się zwykle tyle zwierzyny, że nie trzeba było się wysilać, a wychodziło się z niego z paroma piszczkami w zębach. Kiedy jednak już kierowała się w stronę śliwkowego gaju, kątem oka przyuważyła okrągły, odcinający się od białego śniegu kształt...
Poruszyła głową i zobaczyła młodą kuropatwę. Płowy ptak o nakrapianych piórkach szedł przez ośnieżoną polanę, nie zdając sobie nawet sprawy z obecności drapieżnika, który znajdował się niecałą odległość trzciny od niego. Kajzerka uśmiechnęła się. Czyli teraz było już z górki...
***
Kaczka wyglądała na zadowoloną ze zwierzyny, którą przyniosła jej podopieczna. Ba, pochwaliła ją za spostrzegawczość i dobrą technikę! Kajzerka nie była szczerze pewna, dlaczego jej to mówiła, skoro przecież nie widziała jej polowania, ale cieszył ją entuzjazm mentorki. Bądź co bądź, na to akurat nie mogła narzekać!
Kiedy wróciły do obozowiska, na niebie już słońce chyliło się ku zachodowi, a od wschodu pięła się ciemnogranatowa smuga zwiastująca noc. Trzymając w pyszczku kuropatwę, Kajzerce samej napływała ślina... Aż się jej żal robiło na myśl, że musiała ją oddać karmicielce. Kotka nie mogła się doczekać, aż podejdzie do stosu i wybierze z niego równie tłusty i smaczny posiłek.
Gdy były już blisko wejścia do obozu, Kaczka nagle się zatrzymała bez żadnego wytłumaczenia. Czekoladowa nie miała teraz na to ochoty. Nie mogły już dojść do obozu?
— Hm?
— Nie wiem, czy zdawałaś sobie z tego sprawę Kajzerko, lecz był to twój test — wyznała jej mentorka.
— Test? — mruknęła zdziwiona. — Taki na wojownika? — dopytała jeszcze, lekko sepleniąc.
— Tak. Kiedy powiem to Daglezjowej Igle, będziesz miała ceremonię — wyznała, co wywołało u Kajzerki szeroki uśmiech. — Zanieś zdobycz Ambrowiec i przyliż futro, by się ładnie prezentować.
— Spokojna głowa! — miauknęła głośno i popędziła w stronę obozu, wzburzając w powietrze leżący na ziemi śnieg.
Tak szybko, jak weszła do kociarni, tak też z niej wyszła. Praktycznie rzuciła ptakiem o ziemię przed Ambrowiec, mrucząc, że złowiła dla niej kolację, po czym popędziła na środek obozu i zaczęła ostentacyjne mycie sierści.
— Wszystko w porządku? — zapytał żartobliwie Malinka, widząc, jaką dedykację jego przyjaciółka przykładała do tej czynności. — Mianują cię zaraz, czy co?
— A żebyś wiedział, że właśnie tak! — odpowiedziała mu dumnie, wylizując swój bark. — Kaczka kazała mi wyglądać schludnie, więc...
— O ja cię! Naprawdę? — przerwał jej szylkret z podekscytowanym głosem. — Czekaj! Mam pewien pomysł — wymruczał i odbiegł w nieokreślonym kierunku. Kajzerka wzruszyła ramionami; nie wywołało to na niej większego wrażenia. On tak często... Kiedy Malinek już wrócił, trzymał w pyszczku fioletowy, świeżo zerwany kwiat krokusa.
— Gdzie ci go wpleść? — zapytał, na co Kajzerka tylko odwróciła łeb, wskazując na swoje ucho.
— I jak wyglądam?
— Znakomicie — miauknął szczerze Malinek.
Kotka uśmiechnęła się na jego komplement. Żałowała, że nie miała obok żadnej kałuży, w której mogłaby zobaczyć swoje odbicie, lecz na szukanie takowej nie było nawet czasu. Wkrótce rozbrzmiał głos Daglezji, na który tak czekała:
— Niech wszystkie koty wystarczająco dorosłe, by polować, zbiorą się na zebranie klanu! — krzyknęła ona, stojąc na wysokiej gałęzi. Kajzerka doskonale wiedziała, jaki był cel zgromadzenia, więc usiadła zaraz w pierwszym rzędzie. Nie chciała się później przepychać przez tłum niezadowolonych, burczących kotów.
— Spotykamy się, by uhonorować jedną z naszych uczennic. Wystąp, Kajzerko — zwróciła się do niej bezpośrednio liderka, co ta też w trymiga uczyniła. — Najwyższy czas, byś dołączyła do grona wojowników. Wykazałaś się siłą i troską o dobro swoich współklanowców. Czy przysięgasz pozostać lojalnym naszej społeczności i walczyć za jej dobro?
— Tak, przysięgam — odpowiedziała natychmiastowo.
— W takim razie witamy cię jako nową wojowniczkę Owocowego Lasu.
Jej imię, choć wcale się ono nie zmieniło, było skandowane przez wszystkich wokół. Szylkretowa obróciła się, by zobaczyć uśmiechniętych przyjaciół, a między nimi swoją córkę, którą poszła wyściskać jako pierwszą. Poszła przyjąć gratulacje od wojowników – zaczynając od doświadczonej Leszczyny i mentorki, przez (oczywiście!) Malinka aż po dwie młode Skałę i Przepiórkę. Następnie rozmawiała krótko z Kamyczkiem i Orzeszkiem, którzy uczyli ją plecenia legowisk. Spotkała i także w tłumie Jeżynę i Pieczarkę, pierwsze koty, które poznała w Owocowym Lesie. W końcu jej wzrok napotkał Sówkę. Zatrzymała się przed zastępczynią ze szczerym uśmiechem.
<Sówko?>
[test na wojownika, rozpoznawanie tropów lisów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz