Fruczak obudziło się. Na razie jego oczka były jeszcze mocno sklejone, zobaczyć można było tylko kawałeczek szarawej tęczówki. Mamusia Fruczak zaczęła piszczeć coś o tym jak to nie może doczekać się czasu kiedy jego oczy nabiorą wyraźniejszych kolorów. Fruczak nie miało bladego pojęcia o czym ona gada, ale machnęło na to łapą, niezbyt przejmując się wykrzykiwaniem obok jego ucha. Kocię wyczuło pod swoją łapą miękkie ciało braciszka i oparło o nie łebek z nudów, co spotkało się z kolejnym okrzykiem wzruszenia mamusi.
…
Około księżyc później, Fruczak siedziało na progu żłobka, wpatrując się w niebieskie pióro zimorodka, które ktoś musiał zostawić wracając z polowania. Obok kocięcia siedział niezręcznie ściśnięty w wejściu Chrząszcz.
- Podoba ci się? - spytał się kremowy, spoglądając na swojego syna.
Fruczak pokiwało głową, obracając w łapach piórko.
- Należy do zimorodka. - Chrząszcz przełknął nerwowo. Fruczak zastanawiało się dlaczego tatuś wygląda jakby zaraz miał wybuchnąć ze stresu, ale zatrzymał tą myśl dla siebie. Może bał się tych... zimorodków i się tego wstydził. Fruczak uśmiechnęło się pod nosem, chwaląc w myślach swoją logikę.
- Tato?
- Hm?
- Kiedy będziemy mogli z Kolendrą wyjść całkowicie ze żłobka?
Chrząszcz zastanowił się zanim odpowiedział, choć jego głos nadal nie brzmiał zbyt pewnie.
- Może... w wieku trzech księżycy?
Fruczak pokiwało głową z rozczarowaniem.
- Okej…
- Na razie możesz pobawić się z Kolendrą
- Kolendra prędzej mnie zgniecie niż rzeczywiście będę się z nim bawić
- To może.. ten inny kociak? Wiciokrzew, tak?
Fruczak drapnęło ziemię w zamyśleniu.
- Trochę się go boje.
Chrząszcz nie wyglądał jakby potrafił zaoferować Fruczak wsparcie w tej sytuacji, ale na siłę wydusił z siebie „no podejdź do niego”. Czarne westchnęło cicho i starając się przełknąć stres, podeszło do szarego kocurka.
- Cześć.
Mruknął ledwo zrozumiale.
<Wiciokrzewie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz