- No... mam dla ciebie jedną historię, ale nie wiem, czy nie jest za straszna...
- Mamo, proszęęęęęę!
Spojrzała na Murenę ciepło. Ta mała naprawdę kochała historyjki. Tak samo, jak Łuska, które nie wiadomo gdzie aktualnie było. Jednak Mandarynka jako młoda, zmęczona matka z zerowym doświadczeniem skupiła się tylko na córeczce, zostawiając resztę dzieci Kotewce.
- No dobrze. Kojarzysz opowieść o paziu królowej?
Koteczka nie odpowiedziała, jednak jej oczy błyszczały ciekawsko, więc można było domyślić się odpowiedzi.
- Nasz paź był takim motylkiem. I pewnego dnia, gdy sobie tak latał po łączce, zobaczył królową mrówek, wtedy jeszcze była uskrzydloną księżniczką. Od razu się w niej zakochał.
- Mrówki mają skrzydła? I przecież motyle są piękniejsze od mrówek... Dziwna ta bajka...
- Mrówki czasem mają skrzydła. Najczęściej w porze zielonych liści - wyjaśniła - A motylowi mogła się podobać mrówka. Zawsze w parze musi być ładniejsza osoba, a celem jest by żadnej z nich to nie przeszkadzało - miauknęła i zniżyła się do ucha czarno-białej. - W końcu każdy wie, że jestem ładniejsza od waszego taty.
Mała księżniczka zachichotała.
- Kontynuując, nasz motylek codziennie wylatywał w miejsce, gdzie spotkał po raz pierwszy królową mrówek. Niestety nie mogli się spotkać przez różnicę gatunków. I nasz motylek się z tym nie pogodził. Zamiast latać wysoko nad trawą, zniżał swój lot do ziemi w nadziei na spotkanie ukochanej. I pewnego dnia zapuścił się nad rzekę. Pływał tuż przy tafli wody kiedy...
Urwała i zaczęła wpatrywać się pusto w przestrzeń przed sobą. Miała wrażenie, że sama była bohaterką tej opowieści.
- No co? Co się stało? Muszę wiedzieć! - rozentuzjazmowana córka Syriusza skakała w miejscu.
- Przepraszam kochanie. Pójdź pobawić się z Łuską dobrze? Muszę się przejść po obozie. Słuchajcie się cioci Kotewki.
I zostawiła zdezorientowaną córkę w żłobku.
***
Od tamtego momentu minął jakiś księżyc. Starała się unikać pytań Mureny o dokończenie opowieści, aż ta się poddała. Była już pora nowych liści, więc było cieplej i było mniej śniegu. Jej kociaki też były już starsze. Tak więc, ku ich szczęściu, postanowiła wreszcie pierwszy raz wyjść z nimi do kącika zabaw. Była z nimi też Kotewkowy Powiew oraz te dwie znajdki, które były najlepszymi przyjaciółkami Szałwika (chociaż nie wiadomo, bo on wszystko uważał za przyjaciół). Czereśnia ugniatała śnieg i tworzyła tym coś, co dwunożni mogliby nazwać chińskiej jakości śnieżkami. Kuna za to pozbywała się ich, zjadając je, co automatycznie przywołało Kotewkowy Powiew i zrobiło niemałe zamieszanie. Laguna narzekał na to, że śnieg moczy mu futro i że on chce wracać. Piórko siedziała oburzona, bo ktoś rzucił w nią śniegiem. Szałwik starał się ją pocieszać i nawet próbował wylizywać jej futro co wychodziło… jakoś. Łuska znaleźli jakiegoś małego, przedwczesnego przebiśniega i ciągle dotykało go nosem podczas prób lepszego przypatrzenia się okazowi. Mandarynka obserwowała to wszystko, gdy nagle zauważyła, że przed nią siedziała jej córka - Murena - i wpatrywała się w nią wyczekująco.
- Coś się stało, kochanie?
<Murena?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz