Gdy Mandarynkowe Pióro zaszła w ciążę, Zimorodkowa Łapa była dumna z siostry. Jednocześnie trochę jej zazdrościła, ale nie przysłaniało to szczęścia jej siostry. Cieszyła się jej szczęściem. Zastanawiała się jak będą wyglądały kocięta i jak Mandarynka je nazwie. Potomstwo jest pięknym darem, ale i odpowiedzialnością, w końcu trzeba zaopiekować się pociechami do póki nie staną się samodzielnie i jest się dla nich pierwszą osobą, która powinna być dla nich wsparciem. Bardzo chciała sama mieć kocięta, mimo iż wiedziała, że nie może. Miała świadomość, że jako medyczka będzie przy porodzie siostry i nie mogła się tego doczekać. W końcu fajnie jest zobaczyć pierwszym nowonarodzone istotki i się nimi zająć. Narodziny kociąt zbliżały się z każdym dniem, widać to było również po Mandarynkowym Piórze. Nie dość, że jej brzuch stawał się coraz większy, to co pewien czas przychodziła do medyczek po zioła na różnego rodzaju dolegliwości związane z ciążą. Pamiętała jak koty zachwycały się i kręciły wokół niej oraz jej sióstr, gdy one były kociakami, jak klan zachwycał się małymi księżniczkami. Tak samo miało być teraz z dziećmi jej siostry. One też będą teraz małymi księżniczkami i książętami Klanu Nocy, tymi uroczymi dziećmi, najmłodszymi przedstawicielami rodziny królewskiej, w które wszyscy będą się wpatrywać jak w obrazek. Ciekawiło ją jakimi kotami będą jej mali siostrzeńcy. Ona była cicha i pracowita, Alga głośna i rozbrykana, Mandarynka nieco niesympatyczna i dążąca do władzy, a Płotka… Płotki nie pamiętała, ale wspominała ją dobrze. Każda z nich była inna i wyjątkowa, te kociaki też takie będą. Szkoda tylko, że wizja władzy będzie od małego zaburzać im wizję rzeczywistości. Ciekawe czy któreś z nich zostanie medykiem, a jeśli tak to czy to będzie kotka czy kocur. Mieli dowiedzieć się już niedługo, ich narodziny były coraz bliżej.
Gdy nadszedł dzień porodu, medyczki były na wszystko przygotowane. Przyszła razem z Różaną Wonią do żłobka, do swojej siostry, Mandarynkowego Pióra. Nie był to jej pierwszy odbierany poród, była również przy porodzie Baśniowej Stokrotki, wiedziała już co robić. Srebrnej już pewien czas temu zaczęły się skurcze. Starała się wspierać siostrę, w końcu wiązało się to z bólem, ale gdy już ból minie, nadejdzie radość z nadejścia nowego życia. Młoda królowa dawała sobie radę, Zimorodkowa Łapa wierzyła, że będzie wspaniałą matką dla swoich pociech. Jako pierwszy świat powitał, z donośnym piskiem, biało-czarny kocurek. Pierwszy książę Klanu Nocy. W poprzednich miotach, zarówno tym, z którego pochodziła matka kociąt, jak i w miocie Tuptającej Gęsi, rodziły się same śliczne księżniczki, dlatego też dla Klanu Nocy pierwszy książę będzie nie lada wydarzeniem. Kto wie, może kiedyś zostanie przywódcą. Mały był naprawdę ślicznym dzieckiem. Królewskie rysy dostojnej mordki zdobione bielą i czernią, oraz jedwabiste, lśniące futerko czyniły z niego naprawdę urodziwego kawalera. Do braciszka już niedługo dołączyła dymna koteczka, również o czarnym, jedwabistym futerku, jak kocurek. Delikatnie uniosła kocię i podała siostrze do wylizania, maluch popiskiwał cicho machając drobnymi łapkami na wszystkie strony, jakby chciał odlecieć. Widziała tę radość w zmęczonych oczach matki, gdy ujrzała córkę. Mała koteczka popiskiwała, gdy ciepły, szorstki język Mandarynkowego Pióra gładził jej futerko. Jako trzecie z pociech na świecie pojawiła się kolejna kotka, dostojna biała księżniczka z odrobiną czerni na łebku i szyi. Nieco bardziej od swojej dymnej siostry przypominała brata. Trzy małe, biało-czarne kulki kotłowały się przy brzuchu Mandarynkowego Pióra, tworząc jedną, wielką, puszystą masę. A jeszcze część ich rodzeństwa czekała na chwilę, w której będą mogły powitać świat. I niewiele później mały, niebieski point wreszcie się tego doczekał i powitał świat z cichutkim piskiem. Zimorodkowa Łapa od razu zajęła się kociakiem, Mandarynkowe Pióro była już nieco zmęczona i nikt jej się nie dziwił. Urodzenie czwórki, czy jak podejrzewała Różana Woń jeszcze większej gromadki kociąt, w końcu nie jest takie proste. Zimorodkowa Łapa wylizując kocurka, dostrzegła jedną rzecz, która ją nieco zaniepokoiła. Kocurek miał skrzywioną szczękę. "Mandarynka będzie pewnie patrzeć na niego z pewnym niezadowoleniem, w końcu niepełnosprawność utrudnia mu zostanie ideałem." - zmartwiła się. Razem z Różaną Wonią przyjrzały się szczęce kociaka, jednak nic nie można było z tym zrobić, była ona trwale uszkodzona. Na szczęście, nie miało to utrudnić specjalnie dorosłego życia kocurka, mógł mieć problem z mówieniem, czy na początku jedzeniem, ale Zimorodkowa Łapa obiecała sobie postarać się mu pomóc, w razie większego problemu. Obserwowała bacznie Mandarynkowe Pióro, obawiała się komplikacji przy porodzie siostry, dlatego też zwracała uwagę na wszystkie sygnały, które dawała kotka. Zastanawiała się ile kociąt jeszcze zostało pod sercem Mandarynki, była ich już aż czwórka, a nie wyglądało na to, by niebieski kocurek był ostatni. Po obserwacii i delikatnym obmacaniu brzucha mandarynki, wyczuła ostatniego kociaka, dlatego uznała, że więcej raczej ich nie będzie. Była pewna, że to kocię będzie ostatnie, wyczuła to łapą, a wyczuć takie rzeczy umiała świetnie.
Wreszcie, do czwórki książęcego rodzeństwa, po dłuższym czasie, dołączyła srebrzysta koteczka, dokładna kopia matki, wręcz idealna. Mandarynkowe Pióro od teraz będzie miała swoją małą kopię chodzącą po klanie. Ciekawiło ją jak ją nazwą. Mała, w rzeczy samej, byłaby idealną kopią matki, jednak parę cech w jej wyglądzie odróżniało ją od rodzicielki. Wyraźnie różniła się wyglądem od rodzeństwa, nie tylko przez srebrzystą sierść, ale również kształt jej łebka był minimalnie inny od kształtu łebków rodzeństwa. W przypadku pierwszej trójki miały one nieco bardziej Mandarynkowy kształt, a u niej była ona nieco drobniejsza i szczuplejsza, dlatego, że kotka ogólnie była drobniutka i słabiutka, jakby miała rozlecieć się od samego dotyku. Jej budowa była nieco inna.
Zastanawiała się, które z kociąt zostanie w przyszłości zastępcą, pewnym było, że nie będzie nim kociak z krzywą szczęką, ten defekt uniemożliwiał kocurkowi zajęcie takiej roli.
***
Zimorodkowa Łapa siedziała w legowisku i porządkowała zioła. Co jakiś czas zerkała na Różaną Woń, która leżała na legowisku i spokojnie spała. Jej mentorka zwichnęła sobie biodro, na szczęście jej umiejętności były na tyle wysokie, że bez większego problemu poradziła sobie z wyleczeniem tej dolegliwości, nie takie rzeczy leczyła. Teraz Róża powinna się oszczędzać, by sobie nie uszkodzić go bardziej. Zimorodkowa Łapa wyrosła przez te księżyce i już nie była drobną, niepozorną i przestraszoną koteczką. Teraz była duża i silna, silniejsza nawet od niektórych kocurów. Jednak siła nie jest jej potrzebna, ona była medyczką. Jej dziecinne marzenie przerodziło się w rzeczywistość. Jednak nadal nie była szczęśliwa. Wpadała w pewną melancholię, tęskniła za mamą, z którą nie mogła dorastać i za siostrą, która zaginęła przed księżycami. Nie wiedziała już po czyjej być stronie, po stronie rodziny, czy jej zdrajców. Wszystko stawało się powoli obojętne. Szara rzeczywistość. Miała bliskie jej sercu koty, Algę, Rysią Łapę, Sroczą Gwiazdę, Tatę, Wujka, Czereśnię, a po części również Różaną Woń. Ale czy na pewno? Czy mogła zaufać tym kotom? Tyle wszędzie kłamstw i nienawiści. Miała już tego dość. Chciała tylko dostąpić odrobiny tego nieuchwytnego szczęścia. Wszystko wydawało się beznadziejne, nie czekało ją nic dobrego. Siedziała w tym klanie, w którym wszyscy dzielą się na obozy nastawione wrogo przeciw sobie. Rodzina chciała, by przynosiła im dumę. Czekoladowi chcieliby, by było więcej tych, którzy będą im przychylni. Babcia chciała, by Zimorodkowa Łapa żyła szczęśliwie i bezpiecznie, jednak kosztem innych. Mama chciałaby, by była dobrym kotem. Co było dobre? A co było złe? Nie miała pojęcia. Ona chciała żyć w szczęściu i zgodzie. Chciała, by koty się wspierały, a nie nienawidziły się za swój wygląd bądź pochodzenie. A najchętniej żyłaby daleko stąd, na przykład na Srebrnej Skórze… Dołączyłaby do mamy wysoko na nieboskłonie i nie martwiła się tym wszystkim.
***
Jej myśli nie ustawały, spędzała dni na zadumie, nie widząc przyszłości czy sensu. Jedynym, co sprawiało, że czuła się nieco lepiej, była praca i pomaganie chorym. Już miała położyć się na posłaniu i wpatrywać w sufit, gdy przyszła do niej Syreni Lament, z dziwacznie zachowującą się Algową Strugą.
- Zimorodkowa Łapo, pogryzł mnie szczur! - oświadczyła pointka - Polowałam na mysz, ale z krzaków wyleciał wygłodniały szczur i mnie pogryzł.
- Okej, zaraz się tym zajmiemy. A co jest Aldze?
- Mieeeee? Nic mi ne jest - stwierdziła kręcąc głową. - Co tu robi ta kaczka? - spytała po chwili, wskazując ogonem na ścianę.
- Algo, tam nic nie ma. Wydaje ci się - odpowiedziała Zimorodkowa Łapa.
- Jest. Tam jest kaczka. O. Druga przyszła.
- Nic tam nie ma, Algowa Strugo - powiedziała tym razem Syreni Lament.
- Masz halucynacje siostrzyczko. I chyba niezbyt dobrze spałaś.
- No… Źle spałam - odpowiedziała czarna, ziewając na potwierdzenie.
- Dobrze więc, dam ci maku to się prześpisz, a i na halucynacje powinno pomóc. Poza tym prześpisz się tylko tutaj, chcę cię mieć na oku.
Odprowadziła siostrę na posłanie z mchu i podała parę ziarenek maku. Wróciła do Syrenki, zerkając kątem oka na wojowniczkę, która szybko zapadła w głęboki sen. "Niech śpi, dobrze jej to zrobi." - pomyślała.
- No więc, pokaż mi te ugryzienia, kochana.
Przyjrzała się pogryzionej łapie, ugryzienia nie wyglądały na głębokie, a to był dobry znak.
- Na szczęście nie pogryzł cię zbyt mocno, wystarczy to oczyścić i opatrzyć, ze znalezieniem dzikiego czosnku może być trudniej o tej porze, ale raczej go znajdziesz.
Zimorodkowa Łapa szybko opatrzyła łapę kotki. Gdy ta wyszła, było dziwnie pusto i cicho. Dało się słyszeć jedynie pochrapywanie Algowej Strugi.
Myślała, że to koniec na dzisiaj, ale przed zmrokiem przyszedł do niej zasmarkany Rysia Łapa.
- Widzę, że cię nieźle przewiało!
- Tak - Kocurek pociągnął nosem.
Podała uczniowi zioła na katar i problem był z głowy. Dobrze, że nazbierała dużo ziół z Różaną Wonią, już dolegliwości związane z Porą Nagich Drzew dają się nieźle we znaki. Dobrze, że jeszcze nikt nie dostał zielonego kaszlu. Choć i na takie okoliczności były gotowe.
Dlatego też, gdy któregoś dnia siostra przyniosła do niej jej małego siostrzeńca, Szałwika, od razu wyciągnęła floks wiechowaty i podała kocurkowi, widząc u niego objawy białego kaszlu. Kociak Mandarynki był uroczy, mimo iż miał krzywą szczękę, był ślicznym i kochanym dzieckiem. Zimorodkowa Łapa sama chciałaby mieć takiego synka, choć wiedziała, że przez ścieżkę jaką obrała nie było to możliwe, chociaż tego jednego nie była teraz pewna. Zastanawiała się, które z siostrzenic lub siostrzeńców zostanie podsunięte jej oraz Róży, by wyszkolić je na medyka. Miała cichą nadzieję, że to Czereśnia zostanie jej uczennicą, w końcu było to jej marzenie. Od zawsze uważała, że nie powinno się zabraniać kociakom wybrania ścieżki, to że nie były z rodziny królewskiej nic nie zmieniało
Kolejne dni mijały spokojnie, Zimorodek czuła się nieco lepiej. W sumie nawet zbyt dużo chorych kotów do nich nie przychodziło, co bardzo cieszyło medyczki. Im zdrowszy klan, tym lepszą miał przyszłość, a im rzadziej koty chorują, tym lepsza okazuje się praca medyczek. Dopiero po paru dniach przyszedł do nich Dryfująca Bulwa z bezsennością, a dzień czy dwa po nim Zmierzchająca Zatoka z zatruciem pokarmowym. Oba problemy były na tyle niewielkie oraz proste do wyleczenia, że medyczki zaczynały się nudzić i dla rozrywki wymyślały sobie różne zgadywanki oraz inne zabawy. Zimorodkowa Łapa chodziła czasem również do żłobka, opiekować i bawić się z kociakami lub pobawić się w śniegu z uczniakami. Bo co ma taki medyk do roboty zimą, gdy akurat nikt nie choruje? Ziół do zbierania nie ma, porządek jest idealny, więc i czego sprzątnąć nie ma, więc cała ich robota to siedzenie, nudzenie się i liczenie na to, że coś ciekawego znajdzie się do roboty. Klan Gwiazdy również nie raczył im dać rozrywki w postaci omenu, przepowiedni czy chociaż snu. To było niesprawiedliwe, wojownicy chociaż sobie zapolują czy poćwiczą, a one co? Zimorodkowa Łapa już nawet nie miała się czego uczyć, czasem jej mentorka wręcz zaskakiwała się jej większą, pod niektórymi względami, wiedzą. Dlatego też uczennica wyczekiwała już z niecierpliwością swojego mianowania. W końcu to po to się szkoliła… Ciekawiło ją, jaki test wymyśli jej mentorka. Już teraz obserwowała ją przy leczeniu chorób oraz dolegliwości, przepytywanie z ziół już im się znudziło, obie wypytywały czasem siebie nawzajem i Zimorodkowa Łapa odpowiadała perfekcyjnie.
Dlatego też pewnego dnia Różana Woń przyszła do Zimorodkowej Łapy, grającej z młodszymi uczniami w kamyki, krzycząc podekscytowana:
- Zimorodek! Chodź! Mam pomysł!
- Wygrałam! - wrzasnęła Zimorodek z triumfem, zgarniając nowo zdobyty kamyk przeciwnika. - Nowy do kolekcji! Takiego jeszcze nie mam. Hej, widzimy się na następnej grze, muszę iść z Różą do naszego legowiska. - Zgarnęła kamyki i poszła za Różaną Wonią.
- Posłuchaj, Zimorodkowa Łapo. Szkolę cię już wystarczająco długo, byś mogła dostąpić zaszczytu zyskania nowego imienia. W ramach testu sprawdzającego pomożesz Pchlemu Nosowi, z ziół już cię przepytywałam, więc nie ma co znowu tego robić.
- Okej. A co mu jest?
- Twoje zadanie polega na tym, by samemu się dowiedzieć i mu pomóc, głupia gąsko. Powodzenia.
Zimorodkowa Łapa przyszła do legowiska, gdzie czekał już Pchli nos.
- Witaj Pchli Nosie!
- Witaj, Zimorodkowa Łapo.. - kocur dziwnie mówił, jakby go bolał ząb.
Szybko przyjrzała się kocurowi i nie dostrzegła nic niepokojącego. Czyli tak jak myślała na początku, kocur miał coś z zębem.
- Otwórz pyszczek - Poprosiła.
Gdy kocur otworzył pyszczek, od razu dostrzegła zepsuty ząb. Aha. To zdecydowanie było to.
- Widzę, że długo zwlekałeś z przyjściem. Ząb jest zepsuty, trzeba go usunąć - powiedziała, po czym szybko usunęła zepsuty ząb. Podała kocurowi zioła na złagodzenie bólu i przyszła do Różanej Woni.
- I co? - spytała z łobuzerskim uśmiechem.
- Wszystko zrobiłaś dobrze. Na następnym spotkaniu medyków zostaniesz mianowana na medyka i odtąd będziesz nosić imię Zimorodkowe Życzenie.
- Dziękuję ci, Różana Woni. Szkolenie się u twego boku było przyjemnością - odpowiedziała Zimorodkowe Życzenie.
***
Była szczęśliwa z nowo uzyskanej rangi medyka. Teraz wreszcie mogła używać tego tytułu bez naciągania faktów. Gdy tylko Różana Woń nadała jej tę rangę, pobiegła pochwalić się Algowej Strudze. Od zawsze miały z siostrą dobre relacje, Alga wspierała ją w obranej przez nią ścieżce. Wojowniczka została mianowana już kilkanaście księżyców temu, Zimorodkowemu Życzeniu nie wydawało się to pod żadnym względem niesprawiedliwie. W końcu na początku szkoliła się na wojowniczkę, a już samo szkolenie medyka jest trudne i wymagające. Przybiegła do kręcącej się po obozie siostry.
- Alga! Nie uwierzysz! - zawołała z ekscytacją na powitanie - Zostałam mianowana na medyczkę!
- To cudownie! Długo starałaś się o tę rangę i chciałaś wyszkolić się najlepiej jak to możliwe.
- Tak! I Róża powiedziała, że już wystarczy szkolenia. W dodatku teraz i ja mam nowe imię. Teraz nazywam się Zimorodkowe Życzenie.
- To bardzo ładne imię.
- Wiesz, nigdy nie udało mi się wymyślić lepszego, to jest po prostu idealne - przyznała. Podobało jej się imię nadane przez kuzynkę.
Niesamowicie cieszyła się z nowego imienia i rangi. Teraz pozostało jej tylko czekać do spotkania medyków, na którym oficjalnie stanie się całkowicie wyszkoloną medyczką Klanu Nocy.
[2482 słów + odebranie porodu]
[przyznano 50% + 5%]
Wyleczeni: Algowa Struga, Dryfująca Bulwa, Pchli Nos, Różana Woń, Rysia Łapa, Syreni Lament, Zmierzchająca Zatoka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz