Kotka wyrosła już sporo — była wyższa od większości swoich rówieśników, a jej futro stało się gęste i lśniące. Delikatnie ugniatała ogon, pogrążona w myślach o skomplikowanym systemie umaszczeń w Klanie Nocy. Żadne z kociąt z nowego miotu nie miało czekoladowego futra, co według Zimorodkowej Łapy oznaczało, że będą dobrze traktowane. Wszystkie były księżniczkami i książętami, lecz dla Czereśni ten status miał niewielkie znaczenie. Oceniała koty nie po ich urodzeniu czy umaszczeniu, ale po ich charakterze. Dopóki będą dobrymi kotami, zamierzała zachować wobec nich neutralne nastawienie.
Jej rozmyślania mogłyby trwać w nieskończoność, ale nagle coś uderzyło w jej bok. Czereśnia wzdrygnęła się i natychmiast stanęła na równe łapy. W pierwszym odruchu wystawiła tylne łapy poza żłobek, jednak zimno śniegu sprawiło, że szybko cofnęła się głębiej, omijając kota, który w nią wpadł.
— Przepraszam cię bardzo! — odezwał się ktoś, lekko sepleniąc.
Czereśnia spojrzała na kocurka, który miał niebieskie futro i wystawiony język. Początkowo pomyślała, że się z niej naśmiewa, pokazując jęzor, ale szybko dostrzegła krzywą szczękę. To ona powodowała, że jego język wystawał z pyska.
— Nic się nie stało — zapewniła go, z ciekawością przyglądając się jego wyglądowi. Pędzelki na jego uszach delikatnie poruszały się w rytmie powiewów chłodnego powietrza, a czerwony znak na czole wyraźnie kontrastował z jasnym futrem.
— Jak się nazywasz? — zapytała po chwili, zaskoczona własną wylewnością. Zazwyczaj nie była aż tak rozmowna, ale kocurek wydał jej się fascynujący. Coś w jego wyglądzie i sposobie bycia przyciągało jej uwagę. Chciała dowiedzieć się więcej — kim jest, jak czuje się z widoczną chorobą, jak radzi sobie w codziennym życiu. Czereśnia była pewna, że od tej pory będzie zwracać na niego szczególną uwagę.
<Szałwiku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz