Chaos pozostał w jej wynędzniałym umyśle. Nie mogła spać. Wciąż widziała jej pysk. Jej przerażone i pełne bólu ślepia. Twarz wykrzywioną w agonii. Powracała do niej za dnia i nocą. Prześladowała. Obwiniała o to wszystko. O tą całą tragedię.
Wszyscy się od niej oddalili. Jastrzębi Zew nie była wstanie spojrzeć jej w pysk. Mentor nie umiał poradzić sobie z terrorem, który przeżyła. Taka tragedia zaledwie parę wschodów przed przyjściem jego kociąt. Panowało wzburzenie. Szepty się nasilały. Oburzone głosy. Rozżalone spojrzenia.
Była chodzącym złym omenem. Od samego początku przeklęta aż po sam koniec swojego ogona. Przynosiła jedynie chaos i zniszczenie.
Matka oszalała. Tonęła w nerwach. Siwiała.
— To wszystko jego wina. — próbowała jej usilnie wmówić. — On jest winien tego całego zła. Spójrz na Judasza, uwięził tego, który głosił prawdę. Mroczna Puszcza przejęła nad nim kontrole. Nic dziwnego. Przecież od zawsze miał z nią taki silny kontakt.
Skulona Siewka jedynie przyglądała się pustym wzrokiem matce. Jej najeżone futro. Błądzące po legowisku wojowników spojrzenie. Nerwowo drżące łapy. Wprawiały i ją w ciarki.
— Rozumiesz, prawda? Ty mnie rozumiesz, Sieweczko. Tylko ty mi pozostałaś. — głos kotki spoważniał.
Dzwonkowy Szmer stał się nieobecny w ich życiu. Był po drugiej stronie przepaści. Tak głębokiej. Bez dna. Pozbawionej skalnych półek. Żadnych punktów do zaczepienia pazura. On i Jaskółka. Promienieli. Nieznanym dla nich blaskiem. Otumanieni rzekom dobrem, złudną i dopracowaną iluzją, ich lidera. Całego świata.
— Dlaczego Klan Gwiazd tutaj nie zadziała...? — nieśmiałe pytanie wydobyło się z pyska jednej wojowniczek, która musiała także przysłuchiwać się ich rozmowie.
— Dopiero co użyczyli swojej mocy Grzybowej Ścieżce by pozbyć się Dzierzby. Podłej morderczyni, która ukradła ciało niewinnego Wilczego Zewu. — odparła kotka cichym głosem. — Lecz nikt nie pomyślał by zająć się jej pomocnikiem. Pamiętam, jak próbował ją ratować. Podła wronia strawa. — syknęła, a brwi matki zmarszczyły.
Szylkretka przyparła niepewnie do boku rodzicielki. Prawie czuła buzujące w niej emocje. Brzuch był taki twardy. Sztywny. Gorący.
— Teraz płacimy tego cenę. Niesiemy brzemię, którego nikt nie ma odwagi się podjąć. Przeciąć tej lawiny nieszczęść.
— Dlaczego Klan Gwiazd tutaj nie zadziała...? — nieśmiałe pytanie wydobyło się z pyska jednej wojowniczek, która musiała także przysłuchiwać się ich rozmowie.
— Dopiero co użyczyli swojej mocy Grzybowej Ścieżce by pozbyć się Dzierzby. Podłej morderczyni, która ukradła ciało niewinnego Wilczego Zewu. — odparła kotka cichym głosem. — Lecz nikt nie pomyślał by zająć się jej pomocnikiem. Pamiętam, jak próbował ją ratować. Podła wronia strawa. — syknęła, a brwi matki zmarszczyły.
Szylkretka przyparła niepewnie do boku rodzicielki. Prawie czuła buzujące w niej emocje. Brzuch był taki twardy. Sztywny. Gorący.
— Teraz płacimy tego cenę. Niesiemy brzemię, którego nikt nie ma odwagi się podjąć. Przeciąć tej lawiny nieszczęść.
Siewka spuściła uszy. Matka usilnie próbowała wmówić innym, że jej przekleństwo jest winą lidera. Nieporadnego starca. Był przerażający. Nie zaprzeczała temu. Miał mrok w ślepiach. Trzymał wszystkich na uboczu. Nawet swoją rodzinę.
Może tym sposobem starał się uchronić ich od swojego brzemia. Jedynie Szary Klif ucierpiał. Może był zbyt blisko z nim. Zbliżył się do lidera i spotkała go kara. Judasz podobnie, lecz Kania zdawał się zachować swoje ciało i dusze w komplecie. Więc skąd brało się masowe szaleństwo.
— ...Musimy to zakończyć. Przed następną pełnia księżyca...
Zaskoczona oderwała się od matki. Zdziwiona rodzicielka posłała jej zdezorientowane spojrzenie. Wstała, przyglądając się uważnie córce.
— Tylko nie mów mi, że ciebie też otumanił...
Wyraz jej pyska bolał. Morze cierpienia. Zawód. Przerażenie.
— Nie, nie... nie... — powtarzała, niezdolna do wydukania kolejnego słowa.
— Siewko, podejdź do mnie. Czereśnia powinna cię obejrzeć. Ostatnio jesteś jakaś inna...
Szylkretka wciąż stała oszołomiona mimo nalegających próśb matki. Z każdym jej krokiem do przodu, ona robiła kolejny w tył.
— Siewko.
Jej głos przybrał na stanowczości. W oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziała jak to wytłumaczyć. Jak naprawić. Sprawić by zrozumiała.
— Przepraszam. — uciekła, bo tylko to od zawsze potrafiła.
Może tym sposobem starał się uchronić ich od swojego brzemia. Jedynie Szary Klif ucierpiał. Może był zbyt blisko z nim. Zbliżył się do lidera i spotkała go kara. Judasz podobnie, lecz Kania zdawał się zachować swoje ciało i dusze w komplecie. Więc skąd brało się masowe szaleństwo.
— ...Musimy to zakończyć. Przed następną pełnia księżyca...
Zaskoczona oderwała się od matki. Zdziwiona rodzicielka posłała jej zdezorientowane spojrzenie. Wstała, przyglądając się uważnie córce.
— Tylko nie mów mi, że ciebie też otumanił...
Wyraz jej pyska bolał. Morze cierpienia. Zawód. Przerażenie.
— Nie, nie... nie... — powtarzała, niezdolna do wydukania kolejnego słowa.
— Siewko, podejdź do mnie. Czereśnia powinna cię obejrzeć. Ostatnio jesteś jakaś inna...
Szylkretka wciąż stała oszołomiona mimo nalegających próśb matki. Z każdym jej krokiem do przodu, ona robiła kolejny w tył.
— Siewko.
Jej głos przybrał na stanowczości. W oczach pojawiły się łzy. Nie wiedziała jak to wytłumaczyć. Jak naprawić. Sprawić by zrozumiała.
— Przepraszam. — uciekła, bo tylko to od zawsze potrafiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz