Słońce wzeszło nad las, przenikając przez półnagie gałęzie drzew wprost w oczy leniwie budzących się kotów. Kolejny świt; kolejny dzień pełen pracy.
Otworzył ślepia i bez zbędnych przeciągań i kabaretów zwlókł się z posłania. Zanim mieli pójść zajmować się odbudową obozu, zgarnął na szybko mysz z prowizorycznego stosu ze zwierzyną i wrzucił ją na ząb. Nieprzyjemnie pracowało się na pusty żołądek. Kątem oka zerkał na okolicznych wojowników, którzy wychodzili z prowizorycznych legowisk, by oddać się posiłkom, toalecie czy patrolom. Pomimo względnej normalności, jaka nastała od dnia tragedii, to miejsce wciąż zdawało się... Dziwne. Nienaturalne. Jakby to nie w tym miejscu powinni się budzić każdego ranka. Jakby nie powinno ich tam być.
Naprawdę musieli odbudować ten obóz...
Nawet nie zauważył, że zebrał się z miejsca jako pierwszy. Zwykle szedł z obstawą innych wojowników. Może to dlatego, że wolał zajmować się problemami wyższej wagi, jak przenoszenie gałęzi. W pojedynkę było to problematyczne. Wskoczył do wody i przepłynął rzekę, szybko znajdując się na drugim brzegu.
Obejrzał się wokół. Dopiero wtedy spostrzegł, że nie był sam, a szedł z inną wojowniczką... I znów była to Wężynowy Splot. Na Klan Gwiazdy, od powodzi ciągle na nią wpadał. Dziwne zrządzenie losu.
— Cześć, Wężynowy Splocie — rzucił. Nieuprzejmym byłoby się z nią nie przywitać, szczególnie gdy możliwym było, że skończą pracując razem. Kotka wzdrygnęła się. Też sprawiała wrażenie, jakby go wcześniej nie zauważyła.
— Witaj — Skinęła mu łbem —Jak samopoczucie?
— Cóż. Bez szaleństw. Trochę się nie wyspałem — zaśmiał się delikatnie. — Ale to mniejsza...
Urwał, gdy zagłębili się w obóz. Wszystko wyglądało tak, jak gdy to zostawił wczorajszego dnia, a jednak coś było inne. Jakby obce. Mimo, że nie mógł nic dojrzeć, narastał w nim niepokój.
— Ostatnie dnie nie były zbyt przyjemne to fakt — zachichotała cicho, po czym znieruchomiała. Podniosła głowę, jakby próbowała coś wypatrzeć. Odchyliła do tyłu uszy. — Co to? — Szturchnęła Szałwiowe Serce.
— Chciałbym wiedzieć... — odpowiedział jedynie, wypatrując nadchodzącego zagrożenia. Coś się na nich czaiło. Czuł to pod skórą.
Wystarczył jeszcze jeden postawiony do przodu krok, by niebezpieczeństwo ujawniło się samo. Ogromna opierzona postać zleciała z drzewa na ziemię, skrzecząc w niebogłosy. Przysiadła przed nimi na ziemi, nie chowając rozpostartych skrzydeł i patrzyła na nich z czystą nienawiścią. Jakby weszli na teren, który należał do niej.
Ich stare obozowisko próbowała przejąć... Mewa? Na Klan Gwiazdy, naprawdę?! Najadł się strachu, jakby to miał być jakiś orzeł! Chociaż, patrząc na jej przekrwione oczy i błyskającą w nim wrogość, może orła byłoby przegonić łatwiej niż tego wielkoluda...
Napuszył się i syknął głośno, próbując odstraszyć delikwenta. Może stwierdzi, że bitwa nie jest tego warta i zostawi ich w spokoju?
Naiwniak...
Nie zdążył uciec przed atakiem ptaka. Poczuł, jak jej dziób wbija mu się w skórę równie boleśnie (a może nawet i bardziej) niż kocie zęby. Towarzyszył temu akompaniament krzyku Wężynowego Splotu. Pisnął raz z bólu, mrucząc różne wyzwiska, gdy próbował ją odgonić. Mewa była jednak wyjątkowo cięta. W końcu udało mu się wypalić do góry i zadrapać ją pazurami. Co za diabelski stwór?! — myślał, przeklinając ją w duszy.
Odpuściła. A może bardziej została do tego zmuszona, gdy skok i silne łapy Wężyny przyszpilyły ją do ziemi. Poprawiała swój cios ostrymi pazurami. Ptak skrzeczał, uderzając kocicę na oślep skrzydłami, nie mogąc jej dosięgnąć w żaden inny sposób. Zwierzę w panice spróbowało wzbić się w przestworza, jednak jej pazury chwyciły jego ogon i pociągnęły z całej siły w dół.
Nie czekając na ruch Wężynowego Splotu, wojownik wyparował do przodu, by zatopić zęby w próbującej uciec mewie. Może i była silna, ale też naprawdę spora i, co najważniejsze, jadalna. Jak przyniosą ją do obozu to z pewnością wykarmi parę gęb.
— Udało się! — westchnęła wojowniczka, lekko dysząc, gdy mewa zwiotczała. Podeszła bliżej, już prawie wzięła ją w zęby, by pozbyć się jej ciała, gdy oboje dostrzegli jej unoszący się bok. Ledwo. Szałwiowe Serce nie wierzył. — Ona jeszcze żyje! — pisnęła, powtarzając pytanie, które właśnie pojawiło mu się w głowie. Głupia. Czekał, aż Wężynowy Splot weźmie ją za szyję i zabije, lecz w tamtej chwili w oku kotki pojawił się błysk. Bardzo niepokojący błysk... — Może ją oswoimy? — miauknęła i nie czekając na odpowiedź kocura chwyciła mewę w szczęki.
Spojrzał na nią tak, jakby wyrosła jej trzecia głowa.
— Co..? — wymruczał, nie wierząc własnym uszom. Natychmiast pobiegł za nią. — Pająki zasnuły ci mózg?! Jak to OSWOIMY?
— Oswoimy! Żaden inny kot nie ma swojego zwierzaka, ta mewa wydaje się być dobrym materiałem na nocniaka! Też je ryby. — Przyspieszyła kroku, jakby nie chciała zostać złapana.
— Czy ty jesteś poważna w tym momencie? — zawołał, próbując dogonić wojowniczkę. — Dawaj mi to! Przecież to jest latające zagrożenie!
W odpowiedzi dostał tylko zirytowany syk.
O nie, on na to nie mógł pozwolić! Czy naprawdę myślała, że zdoła wychować mewę? Cholerną mewę?! Przecież jak ją weźmie do obozu to nie dość, że wszyscy na nią nakrzyczą tak jak on, to jeszcze doprowadzi do jakiejś tragedii. Dla takiego ptaka kociak czy czyjeś oko było na jeden chaps!
Podbiegł bliżej i wycelował w łeb ptaka, chcąc zakończyć sprawę raz na zawsze, gdy nagle pod zębami znalazła się nie opierzona szyja, a futro... Zacisnął szczęki na łapie Wężynowego Splotu, dopiero w tej chwili zdając sobie sprawę, że kotka go obroniła. Naprawdę ochroniła waloną, niebezpieczną mewę od jego uderzenia. Na Klan Gwiazdy, czy ona oszalała?!
Bestia jakby mu zawtórowała. Ostatkiem sił wycelowała w poduszki łap swojej "wybawicielki, powodując z jej strony kolejny bolesny pisk.
— Halo! Mewo, co ty robisz! — warknęła.
Z całych sił potrząsnęła stworzeniem, zaciskając kły jeszcze mocniej.
— Głupi ptaszor! — Łapą uderzyła mewę w łeb, (nareszcie!) kończąc jej paskudny żywot. Ptak opadł na ziemię, przynajmniej pozornie martwy.
— Mówiłem ci, że jest niebezpieczna, a ty ciągle swoje — fuknął.
— Oh, no co, boisz się mewy, hm? — warknęła podnosząc obrażoną łeb — Łee ta mewa jest groźna, Łeee — zaczęła przedrzeźniać kocura.
Ostatecznie kiedy ten nie patrzył, kotka wytknęła mu język.
Spojrzał na wojowniczkę z odrazą i choć go świerzbiło, to nie zamierzał się z nią wyzywać jak dwójka kociąt.
— Nie boję się mewy. Boję się tylko cudzej głupoty — mruknął i odszedł w stronę gałęzi drzew. Normalnie by jakoś to przedyskutował z Wężynowym Splotem, że muszą razem poszukać, czy może ten ptaszor się tu nie zalęgł i nie złożył jaj. Skoro jednak zamierzała się zachowywać jak dzieciak, to on nie chciał z nią współpracować. Niech się zajmie resuscytacją tego potworka, jeśli tak bardzo pragnie zwierzaka.
Wskoczył na pień drzewa i wdrapał się na niego. Pamiętał, że zleciała z niego. Jeśli gdzieś miało być jej gniazdo, to chyba tylko tutaj. Szybko zauważył coś, co nie pasowało do scenerii. Zagłębił się w gałęzie sumaka, zmierzając do białej, zwiniętej kulki. Nie miała jednak twardej skorupki, a... Futro. Bok stworzenia unosił się miarowo, wolno, jakby spało.
To... Nie wyglądało jak jajko.
— Na Klan Gwiazdy... — wymruczał do siebie pod nosem, czym prędzej łapiąc kocię delikatnie za kark. Musieli go zanieść do obozu! Wyglądał tak wątło... Może Różana Woń i Gąbczasta Łapa będą w stanie mu pomóc.
Minął swoją towarzyszkę wciąż rozpaczającą nad tą głupią mewą, niosąc w pysku dzieciaka. Nic jej nie powiedział. Po prostu popędził w stronę wyjścia, do ich tymczasowego obozu z nadzieją, że zdołają uratować to niemal zjedzone kocię.
Wykonane zadanie:
— Przegonienie ???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz