Wyszła właśnie z legowiska medyka, bo musiała skończyć swoje plotki z Różaną Wonią z powodu wizyty Lśniącej Ikry. Leczenie zwichnięć nie było w zakresie jej wielkich umiejętności. Nie chciała też przeszkadzać kuzynce. Usiadła niedaleko legowiska medyka, szukając wzrokiem Wężynowego Kła. Jej jednak nie było, więc pewnie gdzieś wyszła. Zamiast tego zobaczyła Baśniową Stokrotkę. Nadal było jej przykro. Myślała kilka razy o pogodzeniu się, ale to chyba zaszło już za daleko. Nie mogła tak po prostu wycofać się z podkulonymi ogonem, jak jakiś kociak! Poza tym w międzyczasie Stokrotka zdążyła ją przekonać do tego, że chyba naprawdę nigdy nie przyjaźniły się z powodu innego niż jej status społeczny. To było przykre.
Wtedy zastępczyni zauważyła, że kremowa również się na nią patrzy. Nie mogła tak po prostu odwrócić wzroku, bo wyszłoby na to, że się na nią patrzyła. Postanowiła więc zaimprowizować – a Mandarynka ma swój ciekawy wzór zachowań, kiedy improwizuje. Podeszła do kotki swoim “krokiem księżniczki”. Pełnym gracji, z płynnymi ruchami i wyprostowaną postawą, emanująca pewnością siebie. Potem zapytała z wyższością:
— O co chodzi?
Kremowe futro wojowniczki się nastroszyło.
— Ja powinnam się ciebie o to zapytać, od kilku księżyców zachowujesz się jak naburmuszony kociak — mruknęła Stokrotka. Mandarynka chętnie by jej przyłożyła za tego “naburmuszonego kociaka”. Wzięła tylko głęboki wdech, tak, jak uczyła ją babcia Sroka. Bardzo długo to przerabiały, bo ciągle chciała przypominać czekoladowym kotom gdzie ich miejsce i trochę się zagalopowywała. Zakręciła na pazurze loczek, po czym udała wielce oburzoną.
— Och, ja? Nie… za to ty najwyraźniej bardzo się tym przejęłaś. Myślisz, że nie słyszę, jak twoje dzieci rozpowiadają o mnie bzdury? Szczególnie teraz, jak Trzcinowa Łapa została moją uczennicą. To naprawdę żałosne Stokrotko, żeby takie głupoty wciskać dzieciom.
— Rozpowiadać o tobie bzdury? — zaśmiała się niebieskooka. — Błagam, gdybym chciała ci coś zrobić, nie brałabym do tego swoich pociech. Przez te głupoty co wyprawiają niektóre koty, Klan Gwiazdy pozbawił mnie dwójki z nich. Poza tym nie skreślam cię tak, jak ty mnie. Nawet już razem nie gadamy. A wiesz czemu? Bo dostałam karę! A ja zrobiłam to dla dobra klanu, Mandarynkowe Pióro! — syknęła, wyprostowała się i zmierzyła zastępczynię wzrokiem. Nie musiała zbytnio się starać, żeby jeden z jej srebrnych włosków stanął dęba. Dostała karę dla dobra klanu? Czy po prostu nie potrafiła się poprawnie wypowiadać? Tak czy siak, wkurzyła ją. I to bardzo. W jej oczach widać było furię. Całą długością swoich pazurów wbijała się w ziemię, żeby nie zaatakować wojowniczki. Czyli według niej to tylko o to chodziło?! O głupią karę?!
— Nic nie wiesz o dobrze klanu. To ja jestem zastępczynią, nie ty. Chcesz tak rozmawiać?! Proszę bardzo. Poza obozem. Teraz.
Musiała szybko wynieść tę rozmowę z obozu. Mogłaby nadszarpnąć swoją reputację i zaryzykować stracenie szansy na zostanie przywódczynią. Tak bardzo chciała rzucić się na kotkę i przeciągnąć ją za gardło poza obóz. Szybko, z wściekłością, poszła na zewnątrz, zostawiając na ziemi małe kopczyki gleby, spowodowane jej pazurami, które wbite głęboko w ziemię, musiały nagle się spod niej wyrwać.
Kotki usiadły naprzeciwko siebie. Mandarynka nadal była zjeżona i wściekła. Stokrotka tylko uniosła pytająco brew. Czyli tak bardzo chciała to zacząć, ale nie obchodziło jej to? Co chciała tym zyskać? Zmarnować jej czas? Zepsuć dzień? W końcu srebrna wybuchła:
— Myślisz, że tu chodzi tylko o głupią karę?! Nie wiesz, co przeszłam, ani co musiałam zrobić, żeby się tu dostać! A ty jedyne co robisz, to psujesz mi rodzinę!
— Co zrobić? Ty jedynie pięknie się uśmiechasz, a swoje prawdziwe zachowanie kryjesz za tą fasadą. Nie masz pojęcia, przez co ja przeszłam w lesie, gdzie panuje zasada "silniejszy przetrwa"! Moi rodzice nie żyją, moi bliscy, siostra. Masz pojęcie, jak żyłam w tamtym syfie, całkiem sama? Jako kociak musiałam podróżować i szukać miejsca na nowy dom! Nie marudziłam, tylko słuchałam. Przez całe życie tylko robię i robię dla tego klanu, który dał mi schronienie. Skąd ty możesz wiedzieć o takim życiu! O jedzeniu, którego nie było, dachu nad głową, którego nie było. Oczywiście, że nie wiesz, bo wszystko miałaś od urodzenia!
Partnerka Dryfującej Bulwy może i o tym nie wiedziała, ale okropnie się myliła. Życie w rodzie nie było piękną bajką. To krwiożercza gra pomiędzy rodzeństwem o przywództwo. Ale po co ona miała to wiedzieć? Nie będzie jej zamęczała swoimi słabościami. Mogłoby jej to tylko wyjść gorzej. Jednak nie mogła dać jej poczuć się tą jedyną pracowitą.
— Nigdy nie miałam matki, a ojciec nie żyje przez ciebie! Nie tylko ty byłaś sama! Przestań udawać, że masz sto razy trudniej ode mnie! Nawet jeśli tak było, to tylko przez chwilę, dopóki sama wszystkiego nie popsułaś! — wyrzuciła z siebie. Miała wielki żal do Stokrotki. Myślała kiedyś, że naprawdę się lubiły, że tamta przerwa to tylko chwilowa kłótnia. Myślała, oczekiwała, że wrócą do siebie. Najwyraźniej już nie była kremowej potrzebna. Bo tamta już zdążyła zbudować sobie rodzinę, i nikogo innego nie potrzebowała.
— Przeze mnie? Nie prowadziłam tego patrolu, tylko Kolcolistne Kwiecie! Mówisz o udawaniu, a całe twoje życie takie jest! Udawane! Idealna matka? Cudowne życie, jako wnuczka Sroczej Gwiazdy? Srebrne futro, którego nie jeden kot by chciał? Myślisz, że jak byłyśmy uczennicami, podeszłam do ciebie dlatego, że byłaś księżniczką? Nie. Myślałam, że nie będziesz taka, jak inni, że nie będziesz opryskliwa ani wredna. Ale najwyraźniej się myliłam.
Kłamała. Wszystko zmyśliła! Nie zamierzała wierzyć w te oszczerstwa na temat jej wujka. Zresztą praktycznie nic się w tej wypowiedzi nie zgadzało. Idealna matka? Martwa? Jeżeli to jest bycie idealnym, to ona jest najgorszym kotem na świecie. Cudowne życie? Jakie cudowne? Ona przynajmniej miała męża! Łatwo jej było mówić. Było jej teraz po prostu przykro. Uśmiechnęła się lekko. Nie był to szczery uśmiech. Był wredny.
— A ja myślałam, że będziesz wartościową przyjaciółką. No cóż. Radzę ci uważać, bo za jakiś czas to ja będę przywódczynią — powiedziała. Nie chciała już rozmawiać. Zakończyły to. Mogły się rozejść i już nigdy ze sobą nie gadać. Jednak Baśniowa Stokrotka nie drgnęła. Jej spojrzenie było łagodne jak tafla wody, ale dziwnie głębokie.
— Och, Mandarynkowe Pióro… — mruknęła cicho, niemal współczująco. — Zastanów się dobrze, komu naprawdę można ufać w tym klanie. Bo kiedy nadejdzie dzień, o którym mówisz… może się okazać, że nie wszyscy stoją tam, gdzie myślisz.
Nie próbowała nawet doszukać się znaczenia tych słów. Stokrotka plecie głupoty.
— Nie waż się nawet udzielać mi rad. Jesteś tylko jednym z wielu nic nieznaczących kotów, które starają się podnieść swoją samoocenę, roznosząc plotki na mój temat. Ja jestem księżniczką. Ja! Rozumiesz?! To mi należy się to wszystko! — wybuchła nagle. W jej głowie fala uczuć związanych z rywalizacją z rodzeństwem i ciociami uderzyła na nowo. Teraz… Zimorodkowe Życzenie i Tuptająca Gęś nie żyły. A ona nadal musiała żreć się z jedyną siostrą, która jej została. Nadal musiała próbować rozmawiać z dziećmi, których nigdy nie chciała. Mimo że sama nigdy nie miała szansy przerobić spokojnie wszystkich tych faz.
— A kiedyś zapłacisz za wszystko, co zrobiłaś… — dodała po chwili, z pochyloną głową patrząc na dawną przyjaciółkę zza grzywki. Ta patrzyła na nią długo, bez ani jednego mrugnięcia, jakby wcale nie słyszała krzyku. Dopiero po chwili odezwała się cicho:
— Zawsze tak mówisz, kiedy ktoś dotknie prawdy? — zapytała łagodnie, niemal ze współczuciem. — Krzyczysz, że jesteś księżniczką, że wszyscy powinni klękać… ale nikt, kto naprawdę jest pewny swojej wartości, nie musi tego powtarzać na głos. Wiesz, czego się naprawdę boję w takich kotach, jak ty? Nie ich gróźb. Ich ciszy. Kiedy wreszcie przestają krzyczeć i zaczynają rozumieć, że są zupełnie sami.
Głupia żmija! Próbuje okazać współczucie? Czy tylko udaje?
— Nic nie wiesz o moim życiu. Nie wiesz, jaka jest prawda, nie wiesz, jak się czuję. Nie masz żadnych podstaw, żeby mnie oceniać!
Wojowniczka usiadła spokojnie, ogon owinęła wokół łap.
— Każdy nosi swoje ciężary — powiedziała cicho, niemal do siebie. — I nie wszystko musi być widoczne dla innych. Nie oceniam cię, Mandarynkowe Pióro. Po prostu obserwuję.
Oblizała wargi i trzepnęła ogonem o ziemię. Czyli rzeczywiście to wszystko, co je łączyło, nigdy nie było naprawdę? To tylko tymczasowa znajomość, którą można zakończyć, kiedy tylko coś pójdzie nie tak? Najwyraźniej Pierzasty Wdzięk miała rację, mówiąc to wszystko, co mówiła. Rzeczywiście była żałosna i wszyscy tylko udawali…
— To najwyraźniej jesteś w tym okropna, bo nic nie rozumiesz — powiedziała z oklapniętymi uszami i odeszła. Potrzebowała samotności. Oby już nigdy nic nie usłyszała od tak samo fałszywej przyjaciółki, jak Stokrotka.
<Stokrota?>
Wyleczeni: Lśniąca Ikra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz