Przeszłość
Medyczka zerknęła na rudą kotkę. Była naprawdę zaskoczona jej chęcią do nauki o ziołach. Jarzębina wiedziała jednak, że jeden niewłaściwy krok i wszystko mogłoby się posypać. Dlatego, zanim odpowiedziała, zamyśliła się na dłuższą chwilę.
— Za parę dni wezmę cię ze sobą na poszukiwanie ziół, jako pomoc — wyjaśniła spokojnie, po czym skinęła głową, dając sygnał, że kotka może się już oddalić.
Zaćmiona Łapa energicznie pokiwała łebkiem i wybiegła z nory medyków, kipiąc z radości.
Parę dni później
Jarzębinowy Żar siedziała przy wyjściu z obozu, a koniuszek jej ogona drgał nerwowo. Mróz przenikał aż do kości; miała wrażenie, że każda drobina lodowatego powietrza wbija się w skórę niczym igła. Jej krótkie futerko i brak tłuszczu wcale jej nie chroniły. Czuła ciężar spojrzeń Cisowego Tchnienia. Były zbyt uważne, zbyt podejrzliwe. Dlatego postanowiła wyjść na poszukiwania ziół, choć w głowie miała już wymówkę – jeśli ktoś zapyta, zwali winę na starszą medyczkę. „Przecież zmusza mnie do pracy nawet w taką pogodę, choć jestem drobna i marznę szybciej niż inni” – pomyślała z goryczą.
Drżała, skulona obok krzewów, wyczekując na towarzyszy. Rzuciła spojrzenie w stronę obozu i zmrużyła oczy. W oddali, na tle iglastego lasu, dostrzegła srebrną sylwetkę z ciemnymi pręgami i ślepymi oczami. Omen. Pamiętała, jak dawniej zawsze go zabierała ze sobą. Przy nim mogła nawet zapuszczać się poza granice terytorium, a on nigdy nie zdradzał jej sekretów. Teraz jednak jego brak bolał jak rana, z której sączy się niewidzialna krew. Zamrugała, wbijając pazury w zmarzniętą ziemię. Pieczenie w sercu stawało się nie do zniesienia. Wtem uderzył ją ostry, nieprzyjemny zapach. Podniosła głowę, a jej spojrzenie, zimne jak lód, utkwiło w jednej z uczennic stojących kawałek dalej. Choć była odwrócona tyłem, Jarzębina dobrze znała to niebieskoszylkretowe futro. Sam jego widok wywoływał w niej odruch wymiotny. Pazury wysunęły się same, a w gardle narastał cichy warkot. Nienawiść rozlała się po jej ciele, lecz zanim zdążyła się odezwać, przy jej boku pojawiły się trzy koty – jakby znikąd. Piołunowy Dym, Wrotyczowa Szrama i Zaćmiona Łapa. Na widok tej ostatniej uśmiechnęła się szczerze, jakby ruda uczennica była jedynym promieniem światła w mroźnym dniu. Nie zwlekając, wyszła z obozu, a reszta podążyła za nią. Śniegu było niewiele – wyglądało, jakby ktoś go rozsypał skąpą garścią. Zamiast białego puchu wszędzie rozciągało się błoto i zimna, wilgotna ziemia.
— Dobrze, możemy się tu rozdzielić — oznajmiła, po czym wskoczyła w gęste krzewy. Pozostała trójka rozeszła się, węsząc w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego.
Jarzębina nie oddaliła się jednak daleko, bo już chwilę później dołączyła do niej Zaćmiona Łapa.
— Jarzębinowy Żarze! Witaj! — przywitała się radośnie, przylegając do boku starszej kotki.
— Zaćmiona Łapo — mruknęła cicho medyczka i skinęła głową. — Zimą trudno pokazać ci zioła, ale mogę ci o nich opowiedzieć.
Ruda kotka rozglądała się żywo dookoła, a w jej oczach błyszczała dziecięca ciekawość.
— Więc o czym mi dzisiaj opowiesz? — dopytała, machając krótko ogonem.
— O łopianie — zaczęła Jarzębina. — To roślina o rozgałęzionych łodygach, z fioletowymi kwiatami i ząbkowanymi liśćmi. Najważniejsze są jednak jego korzenie. Pomagają w infekcjach i uśmierzają ból. Używamy ich głównie na ugryzienia szczurów. Trzeba jednak uważać z ilością, bo zbyt duża dawka może wywołać silny ból brzucha. — Kątem oka zerknęła na rudą kotkę, by upewnić się, że ta wszystko rozumie.
W sercu Jarzębiny tliła się radość – cieszyła się, że ma ucznia. Tego właśnie pragnęła. Ale zarazem ogarniał ją niepokój. Gdyby ktoś odkrył ich potajemne nauki, obie mogłyby wpaść w poważne kłopoty.
— Rozumiem — odezwała się Zaćmiona Łapa. — A czy na ugryzienia szczurów można zrobić coś jeszcze? Jak sobie z nimi radzić?
— Bardzo dobre pytanie — pochwaliła ją Jarzębina. — Ugryzienie szczura wygląda jak dwie małe dziurki. Zazwyczaj kot od razu wie, że to właśnie szczur go pogryzł. Ranę trzeba oczyścić mchem i wodą. Ale uwaga – nie wolno jej lizać, bo można się zarazić. Następnie można użyć korzenia łopianu albo dzikiego czosnku. W przypadku czosnku trzeba wytarzać się w jego soku, dlatego łopian jest wygodniejszy – można go nałożyć bezpośrednio. Potem owijamy ranę pajęczyną i uważnie obserwujemy. Szczury to stworzenia brudne, żyją na terenach dwunożnych, jedzą wszystko i przenoszą choroby.
Urwała i nagle uniosła uszy. Wydawało jej się, że wyczuła zapach jednego z poszukiwanych ziół. Podbiegła w stronę kępy roślin, ale szybko rozczarowała się – były jeszcze zbyt młode, by je zebrać.
— Masz jakieś konkretne pytania? — spytała, unosząc łeb i spoglądając na rudą uczennicę.
<Zaćmiona Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz