Jakiś czas temu
— Sterletowa Łuska i Pluskający Potok oficjalnie są razem! Zastanawia mnie, kiedy odbędzie się ślub — no i kto zostanie na niego zaproszony... — Tego typu słowa wciąż obijały się o jej uszy i nie za bardzo jej to odpowiadało. O ile przepadała za słuchaniem plotek, tak istniała cienka granica między rozmawianiu o innych kotach, a o bliskiej jej rodzinie — i przekraczanie tej granicy bardzo jej nie odpowiadało; w końcu nigdy nie wiadomo, czy za jej plecami ktoś nie oczernia jej rodziny. A co do ślubu… Cieszyła się ze szczęścia Łuski; zasłużył na miłość. Domyślała się, iż jego relacja z Potokiem nie zawsze była prosta, toteż cieszyła się, że mimo wszelkich przeciwności losu udało im się dojść do porozumienia i połączyć swoje ścieżki.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Przekrzywiła gwałtownie głowę, gdy czyjeś łapy wylądowały na jej grzbiecie i zwaliły ją z nóg. Zmrużyła oczy, prychając wściekle — nad nią błysnęła para figlarnych, żółtych oczu.
— Och, witaj ponownie! — zachichotał samotnik, kręcąc na boki pyskiem, jakby chciał przyjrzeć się jej pod lepszym kątem.
— Złaź ze mnie — syknęła, strzepując ogonem.
Czekot nie protestował i zgrabnie odsunął się od niej, prostując sierść na karku. Jego ogon smagał delikatnie powietrze, gdy przeniósł spojrzenie swoich złotych, niewinnych ślepi na jej lico.
— Wybacz za to najście — sprostował prędko i schylił nieznacznie łeb. — Nie chciałem cię przestraszyć, co to to nie!
Usiadła na ziemi, językiem przejeżdżając po piersi i wygładzając kilka odstających włosów.
— W porządku — rzuciła beznamiętnym głosem, unosząc delikatnie podbródek, aby spojrzeć na kocura. Ten uśmiechnął się tylko, zanim strzepnął uchem i usiadł w bezpiecznej odległości od niej.
— A właśnie… nigdy ci się chyba nie przedstawiłem, czyż nie? Imion mam wiele, ale zazwyczaj zwą mnie Harpun, jeśli cię to ciekawi. — Wyszczerzył się w uśmiechu, a ona tylko przekręciła nieznacznie głowę.
— Cóż za… nietypowe imię — stwierdziła. W rzeczywistości nie miała pojęcia, co ono znaczyło — oczywiście nie mogła dać tego po sobie pokazać. Nie miała zamiaru dawać mu tej przyjemności wyjaśnienia jej znaczenia jego imienia.
— A ty zechcesz się ze mną podzielić swoim imieniem? — Jego kolejne pytanie skutecznie wyciągnęło ją z rozmyślań. Przeniosła na niego wzrok, a cisza zawisła między nimi.
— Na imię mi Czyhająca Murena — odparła po chwili milczenia. Słowa powoli, ostrożnie opuszczały jej pysk, jakby ważyła je na języku.
I tak jeszcze przez pewien czas kontynuowała rozmowę z kocurem, aż nie nadszedł czas, aby powróciła do obozu. Nie mogła pozwolić sobie na zaniedbywanie obowiązków wojownika.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany czas odbudowy ich obozu — a co za tym idzie, wszystkie koty miały łapy pełne roboty. Naprawy szły im całkiem gładko (a przynajmniej tak to wyglądało, bowiem wojownicy — i nie tylko — całymi dniami krzątali się po koczowisku, wspólnie pracując), toteż Murena zakładała, że już niedługo uda im się opuścić tymczasowe obozowisko. Tak, jak inne koty, Czyhająca Murena również nie próżnowała i starała się spędzać jak najwięcej czasu na zajmowaniu się klanem. Tym razem spokojnym krokiem szła u boku Sterletowej Łuski — wreszcie udało jej się pobyć z nim nieco na osobności po jego ślubie. Z niewielkimi konarami wystającymi z pyska stanęli nieopodal żłobka i razem z kilkoma innymi kotami zajęli się umacnianiem ścian legowiska; tak, aby na pewno odpowiednio chroniły kociaki. Sterlet przekrzywił delikatnie głowę, wplatając jedną z trzcin między gałęzie żłobka, tym samym łatając niewielką szparę.
— Nie mogę się doczekać, gdy już skończymy pracę nad obozem — rzuciła Czyhająca Murena, pomagając jakiemuś kociakowi wpleść gałązkę w ścianę żłobka.
Sterletowa Łuska skinął głową, przejeżdżając ogonem po ziemi.
— Ja również… Jak na razie pozostaje nam ciężka praca, a wkrótce dostrzeżemy jej efekty — oznajmił, ostrożnie łapiąc między zęby kolejny, niewielki patyk i z pomocą łap umiejscawiając go w ścianie żłobka. Księżniczka przytaknęła na słowa brata, kończąc pracę nad kilkoma pędami i schylając się, aby unieść trzcinę.
— Cieszę się, że większość kotów podchodzi do tego tak entuzjastycznie. Dobrze, że powódź nie stłumiła naszego ducha — odparła, pomagając sobie pazurami z wpleceniem trzciny pomiędzy gałęzie.
Dymny uśmiechnął się nieznacznie i rzucił jakimiś pokrzepiającymi słowami — jeszcze chwilę pracowali tak, wymieniając się opiniami i uwagami, zanim nie zużyli już wszystkich zebranych przez nich wcześniej gałęzi. Księżniczka przekrzywiła delikatnie łeb, spoglądając na wojownika z ukosa.
— Może nazbieramy więcej patyków, a potem udamy się pomóc w odbudowie lecznicy? — zaproponowała, strzepując uchem.
Sterlet skinął głową.
— Jasne — wymruczał, powoli podnosząc się z ziemi.
Razem z Czyhającą Mureną opuścili zmasakrowany przez powódź obóz, aby następnie skierować się w prawo, kierując się rozległymi, nieco podmokłymi terenami Klanu Nocy. Wiatr świszczał im w uszach, gdy powoli szli przed siebie, gawędząc cicho i uśmiechając się od ucha do ucha.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Przycupnęli nieopodal reszty kotów, podając im uzbierane materiały do budowy ściany legowiska medyków, a następnie sami zabeali się do pracy; przed nimi wciąż było jeszcze wiele napraw, jednak odbudowa obozu szła im wszystkim wyjątkowo dobrze — już widoczne były niektóre zmiany. Czyhająca Murena przekrzywiła delikatnie łeb, podając Nenufarowemu Kielichowi kilka grubszych gałęzi; starsza wojowniczka zgrabnym ruchem skomponowała je odpowiednio, tworząc dobrą podstawę legowiska. Sterletowa Łuska siedział tuż obok, uszczelniając dolną partię lecznicy i komentując postępy w ich pracy.
Wykonane zadania: Umocnienie żłobka twardszymi gałęziami, trzcinami i patykami, odbudowa ścian lecznicy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz