Słońce słabo połyskiwało na niebie, okryte pierzyną jasnoszarych obłoków i chmur, podczas gdy wietrzyk, może nieco ostry, lecz rześki i przyjemny przynosił różnorakie zapachy, począwszy od tego słodkiego, pachnącego głównie pyłkami i kolorową łąką, kończąc na tym dobrze znanym, słonym, rybnym fetorze, który panował właściwie na wszędzie na terenach Klanu Nocy.
Borówkowa Słodycz wdychała te przyjemną, pachnącą wonią dom, równocześnie wylegując się przed wojowniczym legowiskiem i rozmyślając — nad wszystkim, lecz głównie nad tym, co jeszcze mogłaby zrobić, by udoskonalić, upiększyć obozowisko, które od kilku krótkich wschodów słońca oczekiwało na odnowę.
Przez moment pustka świeciła jej w myślach, lecz nie na długo. Nagle, niczym grom z jasnego nieba przypomniała sobie o planach na zasadzenie roślinek wokół i niedaleko źródełka. Podobno w tej sprawie należało się zgłosić do klanowych ogrodników.
Nie zwlekała więc i natychmiast ruszyła w stronę wyjścia z obozowiska, na wyspę prowadzącą do zielarni, na której pomieszkiwali ogrodnicy. Gdy dotarła na miejsce, przywitał ją widok wielu pięknych roślinek, posadzonych na wyspie. Wszystko wokół niej było piękne jakby magiczne!
— Dzień dobry! — miauknęła do kotki o srebrzystym futerku. — Ja w sprawie sadzenia roślinek przy źródełku.
Kotka zwróciła łebek w jej stronę, teraz patrząc na nią parą swych zielonych oczu. Wyglądała na poddenerwowaną niby to przytłumioną obecnością białej wojowniczki. W końcu, po tym, jak z jej pyszczka wydobyło się ciche westchnięcie, przemówiła:
— Jak dobrze, że ktoś w końcu chciał się tym zająć. Mam przygotowane sadzonki, które wspólnie zasadzimy. Trzeba je przenieść, lecz są lekkie, więc to nie powinien być problem.
Borówkowa Słodycz uśmiechnęła się lekko, po czym zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu wspomnianych przez ogrodniczkę roślinek.
Nim się obejrzała, szła w stronę obozu z sadzonką w pysku i pod brodą tuż obok Pierzastej Kołysanki.
— Gdzie dokładnie mamy je posadzić? — spytała Borówkowa Słodycz, gdy dotarły już do obozowiska.
Pierzasta Kołysanka zatrzymała się tuż przy linii trzcin, które łagodnie rozstępowały się w miejscu prowadzącym do źródełka. Słońce, choć nadal schowane za mlecznobiałą warstwą chmur, rozproszyło się na powierzchni wody tysiącem matowych refleksów, odbijających się od lekkich zmarszczek. Przypominało to spojrzenie w spokojne, senne oko nieba.
— Myślę, że najlepiej byłoby umieścić je tu, przy brzegu, gdzie ziemia jest wilgotna, ale niezbyt nasiąknięta. — Srebrzysta kotka wskazała ogonem delikatny półokrąg wzdłuż kamiennej obwódki nowo wykopanego źródełka. — Rośliny, które wybrałam, lubią mieć chłodno przy korzeniach, ale jednocześnie muszą mieć dostęp do światła. Zwłaszcza te z fioletowymi płatkami — przyciągają ważki i motyle. Dobrze zrobi to młodym kociakom. Niech uczą się obserwacji.
Borówkowa Słodycz skinęła głową, zbliżając się do wyznaczonego miejsca. Przenoszenie sadzonek odbywało się powoli, niemal z nabożną czcią — każda miała swój zapach, swój kształt, swoje drobne wymagania. Jedna z nich, niewielka kępa o delikatnych, mięsistych liściach i różowych kwiatach w kształcie kielichów, pachniała słodko i świeżo, jak woda z zatopionych ziół. Inna, niższa, o ciemnozielonych, postrzępionych liściach i białych plamkach, miała charakterystyczny, lekko cierpki aromat, przypominający mokrą korę w ciepły dzień.
Kotki zaczęły kopać małe, równomiernie rozmieszczone dołki — Borówkowa łapami, ostrożnie i z namysłem, a Pierzasta Kołysanka zębami odsuwała większe kamyczki i zgarniała ziemię do boków. W ciszy, przerywanej jedynie odgłosem szeleszczących trzcin i cichym pluskiem źródlanej wody, sadzonki trafiały do przygotowanych zagłębień, otulane miękką ziemią i zabezpieczane przed wiatrem.
— Zgłoś się później do Lulka, po więcej sadzonek — miauknęła, nim ruszyła w stronę wyjścia z obozu, z powrotem na swoją wyspę.
Wykonane zadania:
Zasadzenie wraz z ogrodnikami roślin wokół źródełka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz