— Cześć, Kamyczku — przywitał się. — Co ty robisz?
— Ehh, wszystko wina brzuszka! — westchnął kociak, podbiegając do taty i siadając naprzeciwko niego. Owinął ogonem łapki i kontynuował: — Chciałem się do ciebie podkraść!
Zaciekawienie na pysku liliowego ustąpiło zrozumieniu.
— Całkiem nieźle ci szło — odparł ojciec. Brzmiało to, jakby próbował pocieszyć syna i oczywiście udało mu się. Kamyczek uśmiechnął się szeroko, następnie zamruczał cicho.
Pochwały od wojowników, zwłaszcza takich jak Miodowa Kora bardzo dużo dla niego znaczyły. Chciał być taki jak tata, szybki, silny, dzielny i odważny. Posiadać wszystkie te jego cechy i umiejętności, dzięki którym był on taki wspaniały. A jednocześnie liliowy nie był tak straszny, jak niektórzy wojownicy. Maluch nigdy by tego nie powiedział na głos, ale trochę się bał tych chłodnych, dziwnych kotów. Nie wiedział, co jest z nimi nie tak, ale w ich spojrzeniu było coś… Paraliżującego.
— Kiedy będę wojownikiem? — spytał kociak z ciekawością. Wyczekiwał tego momentu, od kiedy tylko pamiętał. To było jego największe marzenie i tak bardzo pragnął już zostać mianowany, otrzymać swoje dwuczłonowe imię, widzieć ten szacunek w oczach innych, być na równi z resztą dorosłych. Chodzić na patrole, walczyć, polować… Ach, życie wojownika musiało być piękne.
— Najpierw musisz zostać uczniem — przypomniał mu ojciec z rozbawieniem, na co Kamyczek westchnął zniecierpliwiony.
— No tak, tak. A kiedy nim zostanę? — W jego oczach znów błysnęła iskierka. Ta sama, która zawsze pojawiała się w żółtym spojrzeniu, gdy tylko kociak był czymś zainteresowany, wpadał na nowy pomysł lub się ekscytował.
— Gdy skończysz sześć księżyców. Nie martw się, czas szybko zleci — pocieszył go Miodowa Kora, a następnie spytał: — Chcesz się w coś pobawić?
Maluch uśmiechnął się i szybko zastanowił się, na co najbardziej ma ochotę. Szybko uświadomił sobie, że jest zmęczony i o wiele chętniej by dalej porozmawiał z tatą, albo… Albo może czas na opowieści? Tak, zdecydowanie.
— To może opowiesz mi o tej, no tej no — na chwilę zapomniał nazwy, ale zaraz kontynuował: — Mrocznej Puszczy?
Obiło mu się to już parę razy o uszy, ojciec też już wcześniej o tym wspominał, ale Kamyczek wciąż nie wiedział, o co chodzi z tym Miejscem, Gdzie Brak Gwiazd. A był tego bardzo ciekawy.
— Ehh, wszystko wina brzuszka! — westchnął kociak, podbiegając do taty i siadając naprzeciwko niego. Owinął ogonem łapki i kontynuował: — Chciałem się do ciebie podkraść!
Zaciekawienie na pysku liliowego ustąpiło zrozumieniu.
— Całkiem nieźle ci szło — odparł ojciec. Brzmiało to, jakby próbował pocieszyć syna i oczywiście udało mu się. Kamyczek uśmiechnął się szeroko, następnie zamruczał cicho.
Pochwały od wojowników, zwłaszcza takich jak Miodowa Kora bardzo dużo dla niego znaczyły. Chciał być taki jak tata, szybki, silny, dzielny i odważny. Posiadać wszystkie te jego cechy i umiejętności, dzięki którym był on taki wspaniały. A jednocześnie liliowy nie był tak straszny, jak niektórzy wojownicy. Maluch nigdy by tego nie powiedział na głos, ale trochę się bał tych chłodnych, dziwnych kotów. Nie wiedział, co jest z nimi nie tak, ale w ich spojrzeniu było coś… Paraliżującego.
— Kiedy będę wojownikiem? — spytał kociak z ciekawością. Wyczekiwał tego momentu, od kiedy tylko pamiętał. To było jego największe marzenie i tak bardzo pragnął już zostać mianowany, otrzymać swoje dwuczłonowe imię, widzieć ten szacunek w oczach innych, być na równi z resztą dorosłych. Chodzić na patrole, walczyć, polować… Ach, życie wojownika musiało być piękne.
— Najpierw musisz zostać uczniem — przypomniał mu ojciec z rozbawieniem, na co Kamyczek westchnął zniecierpliwiony.
— No tak, tak. A kiedy nim zostanę? — W jego oczach znów błysnęła iskierka. Ta sama, która zawsze pojawiała się w żółtym spojrzeniu, gdy tylko kociak był czymś zainteresowany, wpadał na nowy pomysł lub się ekscytował.
— Gdy skończysz sześć księżyców. Nie martw się, czas szybko zleci — pocieszył go Miodowa Kora, a następnie spytał: — Chcesz się w coś pobawić?
Maluch uśmiechnął się i szybko zastanowił się, na co najbardziej ma ochotę. Szybko uświadomił sobie, że jest zmęczony i o wiele chętniej by dalej porozmawiał z tatą, albo… Albo może czas na opowieści? Tak, zdecydowanie.
— To może opowiesz mi o tej, no tej no — na chwilę zapomniał nazwy, ale zaraz kontynuował: — Mrocznej Puszczy?
Obiło mu się to już parę razy o uszy, ojciec też już wcześniej o tym wspominał, ale Kamyczek wciąż nie wiedział, o co chodzi z tym Miejscem, Gdzie Brak Gwiazd. A był tego bardzo ciekawy.
<Miodowa Koro?*>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz