Pora Nowych Liści nadeszła. Maluch cieszył się, że uwierzył rodzicom, starszyźnie i wszystkim, którzy obiecywali, że życie potrafi być lepsze, niż to którego na razie doświadczył. Pełne głodu, zimna, deszczu moczącego futro, brudnej chlapy, od której poduszki łap bolały, jakby się już na zawsze zamroziły. Oczywiście to wszystko było ciekawe, jednak na dłuższą metę nieprzyjemne. Trudno się bawić poza żłobkiem w taką pogodę, a teraz?
Ciepełko przyjemnie przygrzewało futerka wszystkich kotów w Klanie Wilka, słońce częściej wyłaniało się zza chmur i świeciło swym blaskiem, rzucając złotą poświatę na pnie drzew i cienie, które tworzyły tajemnicze wzory. Kociaki wesoło bawiły się i biegały po całym obozie, a ich mamy nie martwiły się przeziębieniami ani innymi chorobami, które wydawało się, że mogłyby im grozić w Porze Nagich Drzew. Tak więc podsumowując, było cieplej, milej, radośniej i bezpieczniej.
Kamyczek, który siedział przy wejściu do żłobka i z podziwem obserwował wojowników wracających z porannego patrolu, na chwilkę odpłynął od rzeczywistości i pogrążył się w marzeniach, w których to stoi dumnie przed Nikłą Gwiazdą i oznajmia zdecydowanym tonem głosu: “przysięgam”. Tak więc nagle słysząc za sobą kroki, co wyrwało go z rozmyślań, zaskoczony podskoczył, a w powietrzu obrócił się bokiem do dźwięku i syknął głośno, odsłaniając malutkie kły. Jego plecy delikatnie się zaokrągliły, przybierając postać łagodnego łuku, a futro wystrzeliło w górę, podczas gdy źrenice się powiększyły, a uszy położyły po małym łebku.
Widząc przed sobą wysokiego, długowłosego kociaka, którego sierść jak zawsze lśniła i była na swoim miejscu, uspokoił się nieco. Wilga patrzył na niego swoimi przenikliwymi zielonymi oczami, a futro Kamyczka opadło. Kociak wziął głęboki wdech pełen ulgi, był przekonany, że to borsuk się do niego podkrada!
— Na… — chciał powiedzieć „na Klan Gwiazdy”, bo słyszał, jak niektóre koty tak mówią, ale sam nie do końca był przekonany, czy wierzył w te bajeczki. Zmarli chodzący po chmurkach wydawali się nierealni. Tak więc urwał w pół zdania i westchnął. — Wystraszyłeś mnie! Czemu się tak podkradasz?
Spojrzenie brata szybko powędrowało w kierunku Iskrzącej Nadziei, która stała niedaleko, a przynajmniej tak się wydawało czekoladowemu, jednak nie zawracał sobie tym głowy. Następnie Wilga utkwił swój przenikliwy wzrok z powrotem w kocurku i odparł uprzejmym tonem:
— Przepraszam, nie miałem tego w planach. Wszystko dobrze?
Kamyczek pokiwał głową i w mgnieniu oka zapomniał o temacie. Gdy patrzył na puchate futro na karku burego i na jego zgrabną sylwetkę, pomyślał, że także chciałby wyglądać tak majestatycznie. Wilga praktycznie od urodzenia zachowywał się inaczej. Ciszej, bardziej dojrzale. Jakby był stworzony do przebywania w Klanie Wilka, gdzie wiele kotów zachowywało się właśnie w ten sposób. Chłodne spojrzenia, ostre słowa i to milczenie, które wcale nie zwiastowało niczego dobrego. Nie, zapowiadało ono mrok, mówiło, że już jesteś skreślony z listy potencjalnych przyjaciół wojownika takiego jak Mroczna Wizja, Lodowy Omen i wszystkich tych, co osiągnęli najwięcej. Czyli tak to działało? Trzeba było być niemiłym, aby zostać dobrym wojownikiem? Kamyczek spojrzał na brata z delikatnym, ledwo widocznym zmartwieniem w oczach. Postanowił, że dopilnuje, aby Wilga był wesołym kociakiem, takim jak inne i nie przeistoczył się w taką chłodną istotę jak na przykład Makowy Nów. Oczywiście inność burego mu nie przeszkadzała, po prostu… Było w niej coś dziwnego, coś, czego Kamyczek nie rozumiał do końca. Kociaki powinny biegać, bawić się, plątać się pod łapami wojownikom i hałasować, prawda…?
— Czemu ty… — zaczął nagle, ale urwał w połowie, nie do końca wiedząc, co powinien powiedzieć. Nie chciał urazić brata, ale był strasznie ciekawy. — To znaczy… Po prostu ty nigdy się nie bawisz! Może nauczę cię jakiejś gry? — zaproponował z nadzieją.
— Znam twoje gry, widziałem, jak się bawisz — odparł Wilga z życzliwym uśmiechem na pysku. — Wiesz, nie mam dzisiaj ochoty…
Czekoladowy westchnął w duszy, jednak starał się utrzymywać pogodny wyraz pyska. Tak bardzo chciałby się pobawić z braciszkiem! Albo, chociaż spędzić z nim trochę czasu… Dąbek był o wiele bardziej energiczny i chętny do zabawy, często razem rzucali kulką mchu, toczyli walkę na niby, bawili się w klany i robili tyle różnych rzeczy razem. A bury był jakby… niedostępny. Trzeba go nauczyć, pokazać mu, że zabawa jest fajna!
— W takim razie co chcesz robić? — spytał Kamyczek, nie poddając się i siadając obok Wilgi. Oparł na nim swoją główkę i otoczył go ogonem. Jak miło było się przytulać do tego długiego, burego futra!
<Wilgo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz