Jakiś czas temu
Łodygi traw uginały się pod ciężarem kropel rosy, a błoto rozchlapywało się po zetknięciu z łapami kotów, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Chłód wdzierał się pod futro, szczypał skórę i zaróżowiał poliki. Phi, cóż za piękna Pora Nagich Drzew. Zwierzyny ubywało, natomiast mordek do wyżywienia wciąż przybywało w postaci kociaków znajdowanych w coraz to dziwniejszych miejscach. Czyhająca Murena nie chciała nawet zastanawiać się nad tym jak te wszystkie znajdy pojawiają się w tych wszystkich zaskakująco niepokojących lokacjach — przybywało ich jak grzybów po deszczu i księżniczka nie mogła do końca stwierdzić, czy to raczej ją martwiło, czy też cieszyło.
W każdym razie o to była na kolejnym już tego dnia polowaniu — tym razem samotnym, nie licząc towarzyszącego jej głodu i przyciszonego ptasiego trelu. Z chęcią spędziłaby trochę czasu ze Sterletową Łuską, ale jej brat był zbyt zajęty tworzeniem wspaniałych wspomnień z Pluskającym Potokiem, żeby w ogóle zwrócił na nią uwagę. Nie, żeby miała mu to za złe, czy coś. Westchnęła cicho, gdy jej łapa po raz kolejny osunęła się na śliskim gruncie, sprawiając, że omal się nie przewróciła. Niech to szlag z tym błotem. W pewnej chwili coś drgnęło wśród zarośli. Czyhająca Murena zastrzygła uszami i przechyliła łeb, schylając się nieznacznie. Do jej nozdrzy nie dotarła jednak woń zwierzyny, tylko znajomy, samotniczy zapach. Zmrużyła oczy. Znowu on.
— Czego chcesz tym razem? — rzuciła w kierunku czekota, który akurat w tym momencie wyłonił się z zarośli.
Kocur strzepnął ogonem i wygiął kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
— Tylko porozmawiać — oznajmił, siadając nieopodal niej; wciąż jednak nie przekraczał granicy, zachowując bezpieczny dystans.
Księżniczka zmarszczyła brwi i usiadła na ziemi, owijając ogon wokół łap.
— Pogoda ostatnio nie dopisuje, czyż nie? Ach, czekam z upragnieniem na trochę słońca… — stwierdził z rozmarzeniem i spojrzał w górę. — Wam też zapewne ciężko coś upolować w tak trudnych warunkach… O ile w okolicy w ogóle są jeszcze jakieś gryzonie.
Czyhająca Murena milczała przez chwilę, przyglądając się mu uważnie.
— Klan Nocy dobrze sobie radzi — skłamała.
Czekot pokiwał głową i przesunął ogonem po ziemi.
— W to nie wątpię, oczywiście! — sprostował prędko, uśmiechając się pogodnie. — Ale na pewno jest ciężej, niż w cieplejsze pory… W każdym razie cieszę się widząc, że wszystko u was w porządku!
Te słowa zbiły ją nieco z tropu. Oczywiście, że mógł kłamać… ale zabrzmiał wyjątkowo… szczerze? Zamrugała kilka razy.
— Ach, tak… To dobrze — odparła prędko. — Wybacz, muszę już iść.
I poszła.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Po powrocie z obozu odłożyła na stos marnie wyglądające ofiary, po czym usiadła w rogu koczowiska, aby zająć się czyszczeniem sierści. Zanim jednak zdążyła na dobre oporządzić swoją sierść, nieopodal niej przeszła Mandarynkowe Pióro. Czyhająca Murena przekrzywiła nieznacznie głowę, a następnie (po chwili wahania) podniosła się z ziemi, aby stanąć przy matce.
— Witaj — zaczęła, a jej prawy kącik ust drgnął w delikatnym uśmiechu. — Masz może chwilę?
Zastępczyni skinęła powoli głową.
Murena przez chwilę milczała, zanim strzepnęła ogonem i odezwała się ponownie:
— O moje uszy obiła się parę razy plotka o twojej znajomości z Wężynowym Kłem... Zastanawia mnie, co ty twierdzisz o tym wszystkim.
Poruszyła wąsami, uważnie obserwując kocicę. Słowa Kijankowych Moczar od dłuższego czasu echem odbijały się w jej głowie, więc postanowiła wziąć tę sprawę we własne łapy.
<Mamo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz