Szare niebo zdawało się tak jednolicie spójną barwą, że Bagietka zaczynało się niepokoić. Lubiło sunące leniwie chmurki, jak i rażące w oczka słoneczko, które tak przyjemnie grzało ich w grzbiet w ciepłe dni. Teraz nad nimi była jedynie zbita masa nie wiadomo czego. A i tak powinno być wdzięczne za brak deszczu. Bez niego ich długie futro przemakało od mokrego podłoża, a błoto pokrywało kończyny, doprowadzając do nieprzyjemnych dreszczy.
Dzisiaj było inaczej niż zwykle. Ich codziennością były patrole z wojownikami, polowania i mniejsze czy większe prace fizyczne. Lecz dziś zamiast typowego wojownika, którego imienia i tak nie potrafiło spamiętać, towarzyszyła im księżniczka. I to nie pierwsza lepsza, tylko Czyhająca Murena. Nie wiedziało o niej absolutnie nic, będąc szczere to nawet nie kojarzyło ile dokładnie kociąt miała ich zastępczyni i kto jak i z kim był spokrewniony z rodu "czerwonych kropek". A mimo to było dziś pilnowane przez ród panujący nad ich klanem. Może powinno się jakoś wyjątkowo bardziej dostojnie oraz dojrzale zachowywać, a ich dawne zbrodnie wojenne zostaną im przebaczone i dostanie ułaskawienie od przywódczyni?
Dziwny dźwięk rozległ się gdzieś obok nich. Z lekkim opóźnieniem rozejrzało się zdezorientowane wokół siebie. Napotkało się z uniesioną brwią księżniczki. Czyżby i ona słyszała te dziwne odgłosy? Wpatrywali się w siebie parę uderzeń serca. Przeszło im przez myśl, że toczą pojedynek "kto pierwszy nie mrugnie". W momencie, gdy tylko źrenica kotki schowała się za powieką z dumnie uśmiechnęło się.
— Zwycięstwo należy do mnie. — poinformowało z gracją unosząc ogon do góry.
Lecz zamiast szczerych gratulacji otrzymało jeszcze bardziej pytający wzrok. Kotka musiała jeszcze mniej orientować się w czasoprzestrzeni niż oni. Albo wcale nie walczyli o to kto pierwszy nie mrugnie...
— Co masz na myśli?
To pytanie sprawiło, że ich obawy o niezrozumieniu sytuacji nasiliły się. Zaśmiało się trochę nerwowo.
— Znaczy żartuje. Przepraszam mam dziwne poczucie humoru. — wybrało wymówkę numer trzy. — Ciężkie czasy to wiesz z mózgu robi się breja. — otrzepało łapę z błota.
Kotka wydała z siebie pomruk, który mógł oznaczać wiele rzeczy. A Bagietka nie wiedziało totalnie jak to zinterpretować. Poruszyło wąsami, próbując bezsilnie zakopać dziwną interakcje społeczną.
— Chyba coś czuję. — skłamało, ale po chwili poczuło się z tym źle. — Widziałaś kiedyś łosia?
Wojowniczka przeniosła na nich spojrzenie i pokręciła łbem.
— Są ogromne jak drzewa. I do tego strasznie mordercze! — miauknęło. — Ich poroża wystają wśród gałęzi drzew, ozdobione krwiom swoich ofiar.
Kotka zmrużyła ślepia, zatrzymując się na uderzenie serca.
— A one przypadkiem nie jedzą roślin?
Bagietka naburmuszyło się. Czy ona śmie podważać prawdziwość ich historii? Na własne ślepia widziało co zrobiło pani Kruk i jej bratu. Mama też na pewno pamiętała.
— Może i jedzą, ale i tak mordują innych. Po prostu są straszne. — mruknęło, przyspieszając kroku.
Jaka szkoda jedynie, że nie patrzyło przed siebie. Potknęło się i wylądowało w błocie. Cichy plusk poinformował innych mieszkańców lasu o ich upadku. Teraz było im jeszcze zimniej. Bardzo niefajne uczucie. Podniosło się dopiero po paru chwilach, czując jak nieprzyjemnie breja z nich ścieka.
— Możemy już wracać? Chyba nic tutaj nie mieszka. — poprosiło, czując jak nieprzyjemny dreszcz przebiega po ich ciele.
Księżniczka kiwnęła łbem.
— I tak już nic nie upolujemy. Tym hałasem wystraszyłeś resztę zwierzyny.
Od tamtego dnia było świecie przekonane, że Czyhająca Ryba ich nienawidzi. Zawsze patrzyła na nich takim poważnym wzrokiem. Nie uśmiechała się. Nie wspominała ze śmiechem ich upadku. W ich głowie wywarło się przekonanie, że kotka nimi głęboko gardzi. Lub druga opcja, choć mniej prawdopodobna, jest jej głupio, że nie wierzyła im w sprawie z łosiami.
Nadszedł jednak dzień, w którym drogi tej dwójki ponownie się przecięły. Nie było to zresztą trudne, mieszkali w tym samym klanie. Kotka ponownie wygrała w konkursie na opiekuna ich osoby. Choć z jej wyglądem mogła też uchodzić za ich prywatnego ochroniarza. Może z resztą trochę tak było. W końcu skoro było uczniem to była za nich odpowiedzialna. Uśmiechnęło się na tą myśl. Poczuło się jakoś ważniejsze. Sama księżniczka chroni ich zadek przed wszystkim strasznym co czyha w lesie.
Podskoczyło zaskoczone, gdy poczuło na sobie dotyk.
— Nie reagowałeś, gdy do ciebie mówiłam. — poinformowała ich. — Masz problem ze słuchem?
To było proste pytanie, a mimo to w łebku Bagietki pojawiło się wiele myśli. Może faktycznie miało? W końcu często nie słyszało co do nich mówiono. Ale z drugiej strony potrafiło nasłuchiwać zwierzyny. Trudno im było stwierdzić co dokładnie im było. A Różana Woń była przez nich unikana po brutalnej egzekucji niewinnego brązowego robaka.
— Chyba tak. — odpowiedziało w końcu, przekręcając łebek. — Często nie słyszę jak ktoś mnie woła, a potem są na mnie źli. Za coś co nawet ja nie robię celowo.
Wojowniczka nie zdążyła dojść do słowa. Bagietka uznało to za świetny temat do rozmowy.
— I potem na mnie marudzą albo mnie każą. Bardzo niefajne. — tupnęło emocjonalnie łapką, przenosząc wzrok na kotkę. — A ty? Masz jakieś problemy?
Kotka zmrużyła ślepia, zatrzymując się na uderzenie serca.
— A one przypadkiem nie jedzą roślin?
Bagietka naburmuszyło się. Czy ona śmie podważać prawdziwość ich historii? Na własne ślepia widziało co zrobiło pani Kruk i jej bratu. Mama też na pewno pamiętała.
— Może i jedzą, ale i tak mordują innych. Po prostu są straszne. — mruknęło, przyspieszając kroku.
Jaka szkoda jedynie, że nie patrzyło przed siebie. Potknęło się i wylądowało w błocie. Cichy plusk poinformował innych mieszkańców lasu o ich upadku. Teraz było im jeszcze zimniej. Bardzo niefajne uczucie. Podniosło się dopiero po paru chwilach, czując jak nieprzyjemnie breja z nich ścieka.
— Możemy już wracać? Chyba nic tutaj nie mieszka. — poprosiło, czując jak nieprzyjemny dreszcz przebiega po ich ciele.
Księżniczka kiwnęła łbem.
— I tak już nic nie upolujemy. Tym hałasem wystraszyłeś resztę zwierzyny.
* * *
Nadszedł jednak dzień, w którym drogi tej dwójki ponownie się przecięły. Nie było to zresztą trudne, mieszkali w tym samym klanie. Kotka ponownie wygrała w konkursie na opiekuna ich osoby. Choć z jej wyglądem mogła też uchodzić za ich prywatnego ochroniarza. Może z resztą trochę tak było. W końcu skoro było uczniem to była za nich odpowiedzialna. Uśmiechnęło się na tą myśl. Poczuło się jakoś ważniejsze. Sama księżniczka chroni ich zadek przed wszystkim strasznym co czyha w lesie.
Podskoczyło zaskoczone, gdy poczuło na sobie dotyk.
— Nie reagowałeś, gdy do ciebie mówiłam. — poinformowała ich. — Masz problem ze słuchem?
To było proste pytanie, a mimo to w łebku Bagietki pojawiło się wiele myśli. Może faktycznie miało? W końcu często nie słyszało co do nich mówiono. Ale z drugiej strony potrafiło nasłuchiwać zwierzyny. Trudno im było stwierdzić co dokładnie im było. A Różana Woń była przez nich unikana po brutalnej egzekucji niewinnego brązowego robaka.
— Chyba tak. — odpowiedziało w końcu, przekręcając łebek. — Często nie słyszę jak ktoś mnie woła, a potem są na mnie źli. Za coś co nawet ja nie robię celowo.
Wojowniczka nie zdążyła dojść do słowa. Bagietka uznało to za świetny temat do rozmowy.
— I potem na mnie marudzą albo mnie każą. Bardzo niefajne. — tupnęło emocjonalnie łapką, przenosząc wzrok na kotkę. — A ty? Masz jakieś problemy?
<Murena?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz