Chyba dawno tak nie widziała zdenerwowanego brata. Mimika jego pyska w jednej chwili się zmieniła. Wiedziała, że kocur z całej ich czwórki był największym wyznawcą Wyroczni i nie uznawał Klanu Gwiazdy. Był w stanie go znosić dotychczas, przebywając wśród innych medyków, wyznawców Klanu Gwiazdy, wykonując profesję, którą to właśnie oni powinni piastować i słuchać tego, jak koty powoływały się na jego wielkość, a teraz jeszcze znalazł się kocur, który postanowił zakpić sobie z wierzenia, którego nauczyła ich matka.
– Żartujesz sobie...
– Nie... Widziałam, jak udał się dzisiaj rano do legowiska lidera, był cały w skowronkach, jednak gdy wrócił, mamrotał coś pod nosem "Jeszcze zmienią zdanie...". Myślałam, że słyszałeś ich rozmowę. – Na pocieszenie wplotła bratu kwiatka w ogon. – Pewnie na następnym zgromadzeniu będzie starał się przekonać koty z Owocowego Lasu, że jest ojcem Wszechmatki, skoro Królicza Gwiazda i Przepiórczy Puch go zbyli.
~~~
Nie spodziewała się zostać odwiedzona przez Zawodzące Echo w kociarni, w szczególności po ostatniej rozmowie, jaką z nim przeprowadziła. Mimo że starała się utrzymać na czarnym spojrzenie, oczy same jej uciekały w przeciwną stronę. Zastanawiała się, co kocur o niej w tej chwili myślał. Jeszcze nie tak dawno, zaledwie dwa księżyce temu zebrała się na odwagę i wyznała mu uczucia, a teraz była w ciąży i to z kociętami kocura, który dał jej na początku ich znajomości namiastkę czułości, jakiej oczekiwała od syna Króliczej Gwiazdy. Nieśmiało przywitała się z kocurem, jednak żadne z nich nie starało się pociągnąć rozmowy. Być może przez fakt, że w żłobku oprócz nich znajdowała się jeszcze Leszczynowa Wiązka wraz z młodymi.
– Biały, Lotos, Wróżka! Idziemy do łapkowa! – oznajmiła nagle królowa, a kocięta wydały z siebie okrzyki radości, jak i również niezadowolenia. Jednego z synów, tego, który najbardziej nie był chętny na opuszczenie legowiska, królowa pochwyciła za kark i skierowała się z nim do wyjścia. Pozostała dwójka jej kociąt szła tuż przy jej łapach lub slalomem pomiędzy nimi.
Wieczna królowa i wojownik wymienili ze sobą spojrzenia, po tym, gdy odprowadzili spojrzeniem gwiezdną rodzinkę do wyjścia.
– Nie musieli przecież wychodzić... – odezwał się kocur, wzdychając. – Jak się czujesz? Czy moja ciotka daje ci się we znaki?
– Dobrze. – odparła na pierwsze pytanie, zgodnie z prawdą. – Ciąża przebiega bez problemu, apetyt mi dopisuję, mogę liczyć na pomoc rodziny i częste odwieczny... A co Pajęczej Lilii... Rozumiem, czemu na mnie krzywo patrzy i fuka. Na jej miejscu pewnie podobnie traktowałbym kotkę, która po kryjomu spotykała się z samotnikiem na granicy i spodziewa się jego kociąt... – Nieco posmutniała. – Powiedziała ci?
– Co nieco słyszałem. – wyznał. – Tak, powiedziała mi, a Kminkowy Szum tylko potwierdził jej przypuszczenia. Kiedy wróciłem do obozu, zderzyłem się z nim w wejściu. Bez zbędnych wyjaśnień kazał mi pomóc w wyrównaniu rachunku z pewnym samotnikiem...
Słysząc o poczynaniach brata, wręcz z automatu dotknęła łapą pyska. Nie posłuchał jej! Być może rude futro faktycznie miało wpływ na charakter kota, sprawiając, że ich przedstawiciele były narwane. Miała nadzieję, że żadne z jej kociąt nie będzie posiadało futerka w kolorze zachodzące słońca, jak jej brat, jednak Przepiórczy Puch podczas ostatnich odwiedzin w kociarni szybko przypomniała byłej uczennicy o tym, że istnieje całkiem spora szansa, aby urodziła kocurka o pomarańczowym futrze, tym samym przypominając wiecznej królowej o pokrewieństwie między sobą a Dzwonkowym Świstem. Z dwojga złego wolała już wydać na świat podobną do siebie istotę, z niewielką ilością rudego na ciemnym futrze i z ćwiartką mózgu. W umyśle stworzyła obraz małej koteczki, czarnej o niebieskich oczach z niewielką ilością rudych plamek lub bez nich. Widziała, że tak wyglądającą córkę nazywałaby Czarnuszka.
– Przynajmniej nie Wilczak – Zawodzący Echo zdobył się na uśmiech. Rozkwitająca Szanta przeniosła spojrzenie na czarnego. Przez dłuższą chwilę milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią, aż w końcu sama się uśmiechnęła.
– Przynajmniej nie Wilczak. – Powtórzyła, wzdychając. – Chociaż kto go tam wie, czy to nie był były Wilczak... – Wzrok skierowała w stronę wejścia do kociarni, w których dostrzegła znajome kremowe futro.
Zawilcowa Korona zmierzył spojrzeniem Zawodzące Echo, by już po chwili krótko z nim i siostrą się przywitać. Powoli pokuśtykał w ich stronę. Czarny kocur, rzucając pośpiesznie "Nie będę przeszkadzać w badaniu" opuścił kociarnie, natomiast kremowy na krawędzi posłania położył po jednym lub dwie sztuki z wszystkich rodzajów ziół dedykowanych dla ciężarnych królowych.
– Skoro zachciało ci się kociąt to chociaż mogłaś poczekać do pory nowych lub zielonych liści. To wszystko, co mamy... A przynajmniej tyle ci przysługuje. – Mimo karcącego tonu, w spojrzeniu jego oka dało się dostrzec braterską miłość. Troszczył się o Rozkwitającą Szantę na swój własny sposób i kocica była niemalże pewna, że udało mu się i tak przemycić dla niej nieco więcej ziół niż tak naprawdę powinna dostać.
– Dziękuję Zawilcowa Korona, będziesz wspaniałym wujkiem. Chociaż ty. – Na słowa królowej kocur zaszurał ogonem po podłożu. – Muszę z tobą o czymś porozmawiać. – Podjęła nagle poważnym tonem. – Wiem, że do rozwiązania jeszcze trochę czasu, ale mam do ciebie prośbę. Chciałabym, abyś był obecny podczas ich narodzin razem z Wdzięczną Firletką. Tylko wy, nikt więcej. – Powiedziała, zastanawiając się, czy dobrze robi, decydując się na wykluczenie Pajęczej Lilii z akcji porodowej. Kocicy na pewno się to nie spodoba, ale jej niechęć względem samotników napawała Szantę obawami. Nawet jeśli kociętom przyjedzie narodzić się w klanie, a ich przodkowie żyli w Klanie Burzy, to w oczach medyczki Szanta również była "samotnikiem", za którymi ruda nie przepadała, nie wspominając o ich ojcu. Wolała, aby kotami, które pomogą przyjść kociętom na świat, były te, które od pierwszych chwil życia otoczą je miłością. – No, chyba że miałoby coś pójść nie tak i byłaby potrzebna pomoc kogoś bardziej doświadczonego... – Rzuciła, mając nadzieję, że nie zostanie to odebrane przez brata jako umniejszanie mu i jego mentorce wiedzy medycznej. Po prostu Pajęcza Lilia odebrała o wiele więcej porodów niż oni razem wzięci. Zdawała sobie doskonale z tego sprawę.
<Bracie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz