— Czy ty mnie w ogóle słuchałeś? — podjął w końcu Koniczynowa Łapa i uniósł jedną brew — O czym myślałeś, gdy ci odpowiadałem?
Mimo ostrych słów, ton kocurka był spokojny; poruszył koniuszkiem ogona, wyraźnie zaciekawiony odpowiedzi Sennej Łapy.
— Nie słuchałem — odpowiedział cicho, jednak stanowczo.
Czemu łaciaty tak się mu przyglądał? Czemu wwiercał w niego swoje spojrzenie? Senna Łapa czuł się wręcz przyszpilony niczym mały robaczek do ziemi. Czy widział, jak się rumieni? Czy odgadł jego myśli? Chcąc odzyskać swoją pewność siebie, również się wyprostował i postawił uszy wysoko. Obdarował swojego rozmówcę nieodgadnionym wyrazem pyska. Chciał wyglądać jak najbardziej neutralnie i niewzruszenie, jak tylko mógł. Nie zamierzał zostać wyprowadzony z równowagi, w jakikolwiek słowa tego znaczeniu.
— Nie trapi mnie nic, o czym ty musiałbyś wiedzieć, Koniczynowa Łapo — odpowiedział, dystansując się emocjonalnie od ucznia.
Koniczynowa Łapa nie musiał wiedzieć nic o jego problemach ani o jego wątpliwościach. Nie potrzebował wsparcia ani z jego strony, ani ze strony żadnego innego Wilczaka. Jedynie siostry mogły go zrozumieć w niektórych sprawach, gdyż dzielili podobny bagaż doświadczeń. Czy serio miał powiedzieć kocurowi, że podoba się jego prawdopodobnie zmarła siostra? Czy ma zacząć się użalać, że miał okropnego ojca? Czy musi mu mówić, że boi się dorastać i nie chce stać się podobny do taty? Czy łaciaty miał słuchać, o tym, że wstydzi się tego, że nie pamięta, jak wyglądał pysk Makowca?
“Pożal się Klanie Gwiazdy, że nie wiem, jak wygląda moja własna matka…” — pomyślał, przy tym przymykając na dłuższą chwilę swoje oczy.
— W takim razie ty idziesz do Kru… — Nie dokończył, gdyż łaciaty uczeń szturchnął go barkiem.
— Serio ci się przyda sparing z bratem twojej koleżanki, która może wcale nie była taką koleżanką.
Koniczynowa Łapa emanował ciepłem, uśmiechał się i starał się być przyjacielski. Senna Łapa mógł powiedzieć, że te zachowanie było trochę na siłę. Jednak możliwe, też było, że sam starał się zbytnio dystansować. Może to właśnie jego wina? Tylko że nigdy nie był kotem, który strasznie chciał kontaktu z innymi. Raczej był obok i obserwował.
“Dobra Senna Łapo, bądź miły dla kolegi” — Wypuścił powietrze i obdarował ucznia skromnym uśmiechem.
— Tak, była dla mnie kimś więcej niż jakąś koleżanką… — Odwrócił wzrok, był to dość wrażliwy temat dla niego. Mimo tego, że w głowie inaczej wyobrażał sobie swoją reakcję, tak musiał słuchać się swoich uczuć i stety-niestety miały one nad nim przewagę. — Mam nadzieję, że w sparingu nie przeszkadza ci ten fakt. Prawda?
Kiedy Senna Łapa, znów spojrzał w stronę rozmówcy, tamten nachylił się w jego stronę. Czarny kocur położył po sobie uszy, był całkowicie zdezorientowany, co się dzieje właśnie na jego oczach. Czuł, jak jego futerko na grzbiecie mimowolnie się mu podnosi.
“Halo, a gdzie moja przestrzeń osobista?” — Wypuścił gwałtownie powietrze nosem, by łaciaty przymknął oczy i się odsunął. Tamten, jednak spojrzał to na jego kozią bródkę, to na jego i podjął niewinnym szeptem:
— I przestań przeczesywać tę brodę, bo zaraz zamiast niej będziesz miał łysinę, zanim się zestarzejesz.
— Wcale nie! Daj spokój, przeczesuje tylko sierść, by mi się nie kołtuniła! — Odepchnął długi pysk kocura od siebie. Nie był zły, jednak potrzebował trochę przestrzeni. — Czy pójdziesz jeszcze dzisiaj do tego Kruczego Pióra, czy sam mam iść trenować walkę?
Wstał i z wyczekiwaniem popatrzył na łaciatego. Czy też w końcu ruszy swój zadek? Nie zamierzał lecieć do jego mentora załatwiać sprawy, które powinni być bardziej zainteresowani mentorzy. On nie był mentorem, więc nie była to jego sprawa.
< Koniczynowa Łapo, trenujesz ze mną czy tylko mamy pogaduszki?>
[645 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz