— No? Czekam na odpowiedź — pogoniła go srebrna. To było ostatnie pchnięcie. Koty powoli robiły kroki do tyłu, pozwalając sobie na moment odpoczynku, zanim miały poszukać kolejnych zajęć lub czekać, aż ktoś im je przydzieli. Dokładnie z tego powodu Nocniacy, którzy chcieli się na coś przydać, pozostali w zasięgu wzroku zastępczyni, a ci, którym już dość było wysiłku, uciekali jak najprędzej, zasłaniając się polowaniem czy treningiem. Żmijowiec przełknął gulę w gardle.
— Nie będzie tak myśleć — rzucił twardo i sucho. Mandarynkowe Pióro podniosła brew.
— W takim razie zrób coś, a nie tylko rzucasz takimi stwierdzeniami. Nie sadze, aby Wzlatująca Uszatka sama z siebie, ze swojej złej natury, nie uczyła cię wielu rzeczy.
— Ona była złą wojowniczką, ja nie jestem złym wojownikiem. — Uderzył ogonem o ziemie. Wiedział, że gniew niczego nie naprawi, wiedział, że denerwowanie się na kotkę, która okazała się dla niego jak na razie największą pomocą i wsparciem (chociaż czasem ciężko było się do tego przyznać, nawet przed samym sobą). Nie mógł jednak nic poradzić. Gryzł się jedynie w język, aby nie dodać już nic gorszego.
— Została mianowana przez Spienioną Gwiazdę, tak samo jak ty Żmijowcowa Wicio. Nie rzucaj słów bez pomyślunku, tak samo nie nazywaj siebie dobrym wojownikiem, kiedy twoja uczennica ma suche łapy. Zacznij coś robić, a nie jedynie wypraszasz pochwały. Więcej ich nie dostaniesz. — Zaczęła odchodzić, ale rzuciła jeszcze: — Chyba że zmusisz mnie, abym zmieniła zdanie.
Wziął jeden, głęboki wdech.
"Uspokój się... Nic dobrego z tego nie wyjdzie, jeśli rzucisz czymś z pyska..." — powtarzał w głowie. Zastępczyni szła powoli, ale nie odwracał się w jego stronę. Mimo wszystko czuł, że czeka na jakąś odpowiedź.
— Zmuszę — krzyknął. Mandarynka nie ruszyła nawet uchem.
* * *
— Dobrze sobie poradziłam? — zapytała Kropiatkowa Łapa. Koteczka była cała mokra. Jej jasny spód futerka ociekał, tworząc za nią wilgotny, śliski ślad. Wracali ze swojego pierwszego treningu pływania. Chciał poczekać, aż poziom wody się ustabilizuję; były w końcu roztopy, więc rzeki wrzały, a płycizn było niewiele, ale słowa Mandarynkowego Pióra zmusiły go do działania.
— Tak... Świetnie ci poszło. Było głęboko, prawda? — zapytał, a młodsza kiwnęła łebkiem.
— Trochę się bałam.
— Nic dziwnego, woda morze być bardzo straszna, bardzo zabójcza.
— Wiem. To dlatego odbudowujemy obóz. Czy to, co mamy bardzo różni się od tego, który był wcześniej?
— Na razie tak, ale na pewno będziesz miała możliwość obejrzeć go w pełnej okazałości, zwłaszcza jeśli dalej wszyscy będą tak wytrwale pracować. — Zbliżali się do obozu. Nocą znów przeszła nad nimi burza, przez co na mieliźnie i w płytszych zbiornikach nazbierało się sporo mniejszych gałązek. Większość klanu zajęta była zbieranie pożywienia, więc ktoś w końcu musiał je pozbierać. — Masz jeszcze siłę?
— Mhm. — Kropiatka bez zawahania ruszyła prosto za nim, aby wyłowić mokre patyczki.
— Zbierz te z brzegu, a ja wyłowie te tutaj. Potem zabierzemy je razem do środka, w porządku? — zapytał, a koteczka bez słowa sprzeciwu ruszyła do pracy.
— Tak... Świetnie ci poszło. Było głęboko, prawda? — zapytał, a młodsza kiwnęła łebkiem.
— Trochę się bałam.
— Nic dziwnego, woda morze być bardzo straszna, bardzo zabójcza.
— Wiem. To dlatego odbudowujemy obóz. Czy to, co mamy bardzo różni się od tego, który był wcześniej?
— Na razie tak, ale na pewno będziesz miała możliwość obejrzeć go w pełnej okazałości, zwłaszcza jeśli dalej wszyscy będą tak wytrwale pracować. — Zbliżali się do obozu. Nocą znów przeszła nad nimi burza, przez co na mieliźnie i w płytszych zbiornikach nazbierało się sporo mniejszych gałązek. Większość klanu zajęta była zbieranie pożywienia, więc ktoś w końcu musiał je pozbierać. — Masz jeszcze siłę?
— Mhm. — Kropiatka bez zawahania ruszyła prosto za nim, aby wyłowić mokre patyczki.
— Zbierz te z brzegu, a ja wyłowie te tutaj. Potem zabierzemy je razem do środka, w porządku? — zapytał, a koteczka bez słowa sprzeciwu ruszyła do pracy.
Wojownik zanurkował i wykopał kilka witek, które zbyt mocno ugrzęzły w dnie. Kawałki wodorostów zostawały mu w zębach, ale w miarę sprawnie wspólnie udało im się nazbierać pokaźny stosik. Zaczęli napychać je do pyska i kierować się do obozu, gdzie o dziwo nikt nie zajmował się umocnieniami. Natknęli się za to na Mandarynkowe Pióro, która musiała akurat wrócić chwilę przed nimi z treningu. Żmijowiec ogonem wskazał uczennicy miejsce, gdzie ma położyć swój balast, a następnie sam tam podbiegł.
— Robiłaś już to z Trzcinową Łapą, prawda? Dasz sobie rade, zaraz do ciebie dołączę, tylko porozmawiam chwilę z zastępczynią. — Bura kiwnęła łebkiem i od razu zabrała się do pracy. Wplatając giętkie, dalej mokre gałązki między inne, wcześniej już zamocowane byliny i inne rośliny, tworzyła mocną i szczelną ścianę, która potem chronić będzie kocięta przed wiatrem, deszczem, a nawet gradobiciem. Nie długo pozostała sama. Niemal po kilku uderzeniach serca podbiegł do niej Zmierzchająca Łapa, proponując pomocny pazur, który młodsza chętnie przyjęła. Wspólnie praca szła im o wiele, wiele sprawniej. Odwrócił wzrok, kiedy jego oczom ukazała się Wężynka, również zmierzająca w ich kierunku, trzymając w pysku wiązankę bylin i trzciny. Cała jego uwaga przeszła na srebrny pysk.
— Dzień dobry — zaczął spokojnie, aby pozwolić kotce zakończyć wcześniejszą rozmowę z Porywistym Sztormem. Niebieska szylkretka skinęła i sama zajęła się swoimi obowiązkami. Zastępczyni skinęła mu głową — Pływaliśmy dzisiaj. Kropiatka jest całkiem zdolna, ale... mała... Mam wrażenie, że może sobie nie poradzić, zwłaszcza teraz, gdy tyle śniegu i lodu się topi... Nie chce jej stawiać w takich sytuacjach, w jakich ja uczyłem się pływać. Znaczy! Oczywiście, że nie będą tak ekstremalne, ale... Przepraszam... Po prostu chciałem powiedzieć, że nie będę jak Wzlatująca Uszatka. Przysięgam...
Event KN: Umocnienie żłobka twardszymi gałęziami, trzcinami i patykami, Wtoczenie na wyspę pnia, mającego stanowić część nowego legowiska starszyzny
— Robiłaś już to z Trzcinową Łapą, prawda? Dasz sobie rade, zaraz do ciebie dołączę, tylko porozmawiam chwilę z zastępczynią. — Bura kiwnęła łebkiem i od razu zabrała się do pracy. Wplatając giętkie, dalej mokre gałązki między inne, wcześniej już zamocowane byliny i inne rośliny, tworzyła mocną i szczelną ścianę, która potem chronić będzie kocięta przed wiatrem, deszczem, a nawet gradobiciem. Nie długo pozostała sama. Niemal po kilku uderzeniach serca podbiegł do niej Zmierzchająca Łapa, proponując pomocny pazur, który młodsza chętnie przyjęła. Wspólnie praca szła im o wiele, wiele sprawniej. Odwrócił wzrok, kiedy jego oczom ukazała się Wężynka, również zmierzająca w ich kierunku, trzymając w pysku wiązankę bylin i trzciny. Cała jego uwaga przeszła na srebrny pysk.
— Dzień dobry — zaczął spokojnie, aby pozwolić kotce zakończyć wcześniejszą rozmowę z Porywistym Sztormem. Niebieska szylkretka skinęła i sama zajęła się swoimi obowiązkami. Zastępczyni skinęła mu głową — Pływaliśmy dzisiaj. Kropiatka jest całkiem zdolna, ale... mała... Mam wrażenie, że może sobie nie poradzić, zwłaszcza teraz, gdy tyle śniegu i lodu się topi... Nie chce jej stawiać w takich sytuacjach, w jakich ja uczyłem się pływać. Znaczy! Oczywiście, że nie będą tak ekstremalne, ale... Przepraszam... Po prostu chciałem powiedzieć, że nie będę jak Wzlatująca Uszatka. Przysięgam...
<Mandaryno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz