Czasy uczniowskie
Stokrotkowa Łapa wślizgnęła się przez tunel do obozu, niosąc w pysku zapach wilgotnego mchu i liści. Poranny trening skończył się później, niż się spodziewała. Śnieżne Wspomnienie uparł się, by ćwiczyli skradanie aż do pełnej ciszy, a łapy bolały ją od ciągłego napinania mięśni. Gdy odkładała wiewiórkę na stos zdobyczy, zauważyła znajomy srebrny ogon. Mandarynkowa Łapa siedziała przy wejściu do legowiska uczniów, liżąc starannie futro na piersi. Słońce odbijało się w jej oczach, przez co wyglądały jak dwa bursztyny w rosie. Mimo zmęczenia, kotka trzymała się prosto jak na ważnej uroczystości.
– Też dopiero wróciłaś? – zapytała Stokrotkowa Łapa, otrzepując z łap pył.
– Wreszcie – westchnęła Mandarynkowa Łapa teatralnie. – Ten trening był koszmarny. Jak mam wyglądać jak wojowniczka, kiedy każą mi czołgać się przez błoto? – Przesunęła językiem po łapie, a potem przeczesała nią wąsy.
– A ty? Wyglądasz, jakby ktoś wytarzał cię w paprociach. – prychnęła. Stokrotkowa Łapa parsknęła cicho, choć bez złości.
– Lepiej wyglądać jak paproć, niż spłoszyć każdą zdobycz w lesie.
Położyła się na brzuchu obok i zaczęła czyścić futro, skrupulatnie rozplątując mech między palcami.
– Ćwiczyliśmy skradanie aż do samego strumienia. Mentor mówi, że wreszcie zaczynam się ruszać cicho.
– Och, proszę cię – Mandarynkowa Łapa wywróciła oczami. – Moje czołganie było równie dobre. Gdyby tylko ta wstrętna mucha nie ugryzła mnie w nos w najgorszym momencie!
Stokrotkowa Łapa uśmiechnęła się pod nosem. Z Mandarynkową Łapą każdy trening zamieniał się w przedstawienie.
– A jak poszło ci polowanie? – spytała ostrożnie, wiedząc, że przyjaciółka nie znosiła pytań, które mogłyby zabrzmieć jak ocena.
– Złapałam mysz – oznajmiła Mandarynkowa Łapa, unosząc brodę. – No, prawie złapałam. – Jej głos złagodniał na moment, ale zaraz znów nabrał pewności siebie. – I tak wszyscy mówili, że świetnie się spisałam. – mruknęła. Na środku obozu rozległo się wołanie starszej wojowniczki. Mandarynkowa Łapa natychmiast poderwała się na łapy, wyprostowała ogon i rozpromieniła, jakby zaraz miała wejść na scenę.
– Chodź, pokażmy się – szepnęła, a jej pomarańczowe oczy błyszczały z podniecenia. – Niech widzą, że wróciłyśmy z treningu jak prawdziwe wojowniczki.
Stokrotkowa Łapa zawahała się. Wolała po prostu zjeść i odpocząć, ale zanim zdążyła zaprotestować, Mandarynkowa Łapa już maszerowała przez środek obozu, machając ogonem z przesadną gracją. Starsze koty wymieniły kilka słów z uczennicami, chwaląc ich za wytrwałość. Mandarynkowa Łapa odpowiadała głośno i pewnie, opowiadając o treningu tak, jakby to ona prowadziła patrol. Stokrotkowa Łapa stała obok, cicha, przytakując co jakiś czas. Była przyzwyczajona, że przyjaciółka zawsze musi błyszczeć w centrum uwagi. Kiedy wreszcie usiadły przy świeżym stosie zdobyczy, Mandarynkowa Łapa nachyliła się konspiracyjnie.
– Widzisz, jak wszyscy na mnie patrzą? – szepnęła z triumfem. – Już wiedzą, że będę najlepszą wojowniczką w całym klanie. A może nawet zastępczynią. – powiedziała z podekscytowaniem.
Stokrotkowa Łapa uniosła brwi.
– Wojowniczka powinna przede wszystkim chronić klan, nie tylko zbierać spojrzenia. – Kremowa przewróciła oczami.
– A nie można robić obu rzeczy naraz? – Mandarynkowa Łapa puściła jej oczko, po czym z zadowoleniem ugryzła kawałek świeżego wróbla.
– Pamiętaj, Stokrotko, trzeba mieć plan.
Stokrotkowa Łapa uśmiechnęła się blado. Lubiła energię Mandarynkowej Łapy, ale czasem miała wrażenie, że przyjaciółka widzi świat jak wielkie widowisko, a nie jak prawdziwe życie. A Stokrotka… ona chciała czegoś prostszego. Pomagać, uczyć się, być użyteczna.
***
Słońce przesunęło się wyżej, rozgrzewając grzbiety starszyzny wylegującej się przed ich legowiskiem. W obozie unosił się zapach świeżej zdobyczy i żywicznego lasu. Obie kotki jadły w milczeniu przez chwilę, a Stokrotkowa Łapa poczuła znajome ciepło, mimo wszystkich różnic między nimi, cieszyła się, że wróciły do obozu razem. Jeszcze wtedy nie wiedziała, jak kruche okażą się te wspólne chwile.
– Wiesz… – zaczęła ostrożnie, przeżuwając ostatni kęs – …Śnieżne Wspomnienie powiedział, że jeśli tak dalej pójdzie, mogę wkrótce pójść na prawdziwy patrol, nie tylko na trening. – pisnęła pręgowana.
Mandarynkowa Łapa uniosła uszy i uśmiechnęła się szeroko, jakby to była jej własna pochwała.
– Widzisz? Mówiłam, że będziemy najlepsze w całym klanie. A ja… – pochyliła się bliżej, jakby wyjawiała wielką tajemnicę – …słyszałam, że Sumowa Płetwa szuka uczniów, którzy potrafią nie tylko walczyć, ale i mówić. Wyobrażasz sobie? Może kiedyś poprowadzę patrol sama! – krzyknęła. Stokrotkowa Łapa mrugnęła.
– A myślałam, że wolisz polować, niż rozkazywać innym.
– Och, polowanie jest dobre na trening – prychnęła srebrna.– Ale nie po to uczymy się całymi dniami, żeby ktoś nami rządził na zawsze. Musisz myśleć o przyszłości. – Wzdrygnęła się. Nie zdążyła odpowiedzieć, bo z legowiska starszyzny wychyliła się Pszczela Duma, wołając:
– Hej, wy dwie! Macie jeszcze siły? Nasze posłania są całe w błocie. Wymienicie nam je? – zapytała. Kremowa uczennica natychmiast poderwała się na łapy.
– Jasne, zaraz to zrobimy! – miauknęła z uśmiechem na pyszczku. Mandarynkowa Łapa zawahała się, ale gdy przyjaciółka wstała, również podniosła się z udawaną ochotą.
– No dobrze, ale niech to nie trwa wieczność – mruknęła półgłosem do Stokrotki. – Właśnie wypolerowałam sobie futro. – syknęła. Przyniosły świeży mech i suche liście, cierpliwie usuwając kłujące gałązki z posłania starszyzny. Stokrotkowa Łapa pracowała w skupieniu, ciesząc się, że może pomóc. Mandarynkowa Łapa co chwilę przerywała, by otrzepać łapy albo poprawić sobie sierść, ale starsze koty i tak były zadowolone.
– Dobra robota – mruknęła Pszczela Duma, zerkając na Stokrotkę dłużej niż na Mandarynkę. – Zawsze można na ciebie liczyć.
Stokrotkowa Łapa poczuła, jak duma rozlewa się po jej piersi. Mandarynkowa Łapa wzruszyła ramionami, jakby nie zależało jej na pochwałach, ale jej ogon poruszył się szybciej niż zwykle. Gdy wracały na polanę, Mandarynkowa Łapa odezwała się chłodniejszym tonem:
– Nie rozumiem, czemu ty zawsze tak się cieszysz z takich rzeczy. To tylko sprzątanie. – Przewróciła oczami
– Bo starszyzna też jest częścią klanu – odparła spokojnie Stokrotkowa Łapa. – Kiedyś my też będziemy potrzebować pomocy. – odpowiedziała.
– Och, proszę cię, ja nigdy nie będę potrzebować pomocy – prychnęła Mandarynkowa Łapa, ale w jej głosie zabrzmiało coś jak cień niepewności. Nim zdążyły powiedzieć coś więcej, na polanę wbiegł Poranny Ferwor – młody wojownik, wciąż jeszcze pełen uczniowskiej energii.
– Hej, wy dwie! Zbierają się koty na patrol graniczny. Może pójdziecie z nami? Mentorzy muszą się zgodzić, ale… to tylko sprawdzenie znaków zapachowych. – mruknął. Mandarynkowa Łapa natychmiast się wyprostowała, a jej oczy rozbłysły.
– Słyszysz, Stokrotko? Prawdziwy patrol!
Stokrotkowa Łapa poczuła, jak serce zaczyna bić szybciej. Wiedziała, że Śnieżne Wspomnienie mówił o patrolu w najbliższych dniach, ale nie sądziła, że tak szybko. Spojrzała na przyjaciółkę, podekscytowaną, prawie drżącą z niecierpliwości.
– Idziemy – zdecydowała, choć trochę ścisnęło ją w brzuchu na myśl o tym, że to już coś poważniejszego niż zwykły trening.
***
Baśniowa Stokrotka wróciła z patrolu, czując, jak zapach lasu przykleja się do futra niczym mgła. W obozie panował spokój, koty jadły, starszyzna drzemała, a kocięta bawiły się przy kępie paproci. Wszystko wyglądało tak zwyczajnie, a jednak powietrze było ciężkie. Ciężkie od milczenia. Mandarynkowe Pióro siedziała po drugiej stronie polany, odwrócona plecami. Jej srebrzyste futro lśniło w słońcu, ale Stokrotka wiedziała, że to światło nie ociepla jej spojrzenia. Od tygodni nie rozmawiały. Ani słowa. Tylko wymijające spojrzenia, tylko krótki ruch ogona, kiedy los zmuszał je do wspólnej warty. Stokrotka zacisnęła szczęki, próbując odgonić wspomnienie tamtej nocy: burzy, krzyku, zapachu śmierci. Śmierci jej córek… Niebieskie oczy wojowniczki znowu powędrowały w kierunku zastępczyni. Niespodziewanie ta też się na nią patrzyła, a jej pomarańczowe oczy nieco się zmrużyły.
<Mandi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz