Jakiś czas temu
Kruszynka siedziała skulona przy stosie zwierzyny. Sama nie wiedziała, czemu tam siedziała. Nie była głodna, ale siedzenie i obserwowanie wszystkiego dookoła wciągnęło ją całą. Była pod krzewami i drzewami, ale niepokój nadal rósł w jej sercu. Zerknęła gdzieś za siebie, słysząc szelest.
— Kruszynko. — rozbrzmiał za nią nagły głos.
Gdy do jej uszu dotarł obcy głos, Kruszynka aż podskoczyła, a serce gwałtownie zabiło jej w piersi. Instynktownie przykleiła się do ziemi, wciskając się w trawę, jakby próbowała zniknąć. Dopiero gdy dostrzegła znajomego kota, Czerwca, którego niedawno spotkała i któremu pomogła, rozluźniła się nieco. Ramiona przestały jej drżeć, a oddech wrócił do normalnego rytmu. Powoli podniosła się z ziemi, choć wciąż pozostawała lekko zgarbiona, jakby gotowa w każdej chwili znów się schować. Jej wzrok natychmiast przykuł kwiatek, który kocur trzymał w pysku.
— T-tak? Mogę ci jakoś pomóc? — zapytała cicho, starając się, by jej głos brzmiał spokojnie, choć drżał nieznacznie z napięcia.
Czerwiec spojrzał na nią zakłopotany i trochę wręcz zniesmaczony.
— Spokojnie. — miauknął wyraźnie rozdrażniony.
— Najpierw to się uspokój. Nie lubię gadać ze spiętymi kotami. — prychnął.
Kotka położyła uszy po sobie, sygnalizując niepokój, lecz po chwili je uniosła – może z ostrożnej ciekawości, może z chęci okazania, że jednak nie zamierza uciekać. Usiadła na piaszczystej ziemi, która była ciepła od słońca i rozsypywała się pod jej łapami przy każdym najmniejszym ruchu. Wciąż była zgarbiona – jakby ciężar niewidocznych myśli nie pozwalał jej się wyprostować. Zresztą… rzadko to robiła. Być może nie potrafiła już inaczej. Zerknęła na kocura kątem oka – z mieszaniną ostrożności i lekkiego wstydu. Jej ogon drżał nieznacznie.
— O-okej, bardziej spokojna nie będę — mruknęła cicho.
— Niech będzie. — odparł w końcu Czerwiec i położył pod jej łapami fioletowy kwiat.
— Yhm...to dla ciebie...za pomoc z tym choróbstwem. Znaczy, nie myśl sobie zbyt wiele. Po prostu mogłem szybciej wrócić do treningu. — rzucił i odwrócił łebek nieco w bok.
Kruszynka spojrzała na prezent, który trzymał kocur, a w jej morskich oczach pojawił się cień szoku. Przez krótką chwilę zdawała się zupełnie zdezorientowana, jakby nie dowierzała, że ten drobny gest jest skierowany właśnie do niej. Jej wzrok szybko przesunął się po otoczeniu. Zauważyła, że pobliskie koty odwracały głowy w ich stronę – niektóre z nich szeptały coś sobie do uszu, zerkając ukradkiem z zaciekawieniem, a może i z lekkim rozbawieniem. Spojrzała ponownie na fioletowy kwiatek – delikatny, o drobnych płatkach, które poruszały się na lekkim wietrze. Kąciki jej pyszczka uniosły się delikatnie ku górze w nieśmiałym uśmiechu.
— Dziękuję, to miły gest — odparła cicho. — I nie ma sprawy, to moje zadanie, by pomagać — dodała szybko, spuszczając wzrok, jakby zawstydzona własną reakcją.
Czerwiec w przeciwieństwie do Kruszynki zignorował wszelkie spojrzenia. Pokręcił lekko łebkiem.
— A powiesz mi, dlaczego tak spanikowałaś, jak do ciebie podszedłem? — mruknął po chwili, nie spuszczając z niej żółtych oczu.
— J-ja... — zaczęła cicho, lekko drżącym głosem.
W rzeczywistości nie znała odpowiedź na to pytanie, coś ściskało ją od środka. Strach? Wstyd? Sama nie była pewna, dlaczego tak nagle spanikowała. Kruszynka spuściła wzrok, jakby miała nadzieję, że wtedy pytanie zniknie.
— Nie wiem... jakoś tak... boję się — przyznała w końcu, kuląc się lekko. — Boję się, że coś mi zrobi krzywdę. Wszędzie dookoła jest tyle niebezpieczeństw...
Zamilkła na chwilę, przełykając ślinę. Jej ogon zawinął się ciasno wokół łapek, jakby próbowała ochronić się przed całym światem.
— A koty w moim wieku... — westchnęła ciężko. — Ach, wolę się trzymać od nich z daleka.
W jej głosie brzmiała szczerość, ale też głęboko zakorzeniony smutek. Przed oczami pojawiło się wspomnienie – jak śmiali się z niej, jak odwracali wzrok albo szeptali za plecami. Każde z tych wspomnień było jak cierń, który nie chciał się wyciągnąć. Kruszynka zadrżała lekko, jakby sama obecność tych myśli wystarczyła, by znów poczuć się małą, niewidzialną i słabą.
Kocur spoglądał na nią swoim czujnym spojrzeniem żółtych ślepi. Analizował jej słowa, chociaż nie potrafił ich zrozumieć.
— Co? Z takim podejściem umrzesz szybciej, niż zdołasz powiedzieć ,,mysz” — mruknął i pokręcił łebkiem.
— Mimo wszystko polecam zmienić ci podejście, bo sobie nie poradzisz. Wszak masz leczyć koty, więc musisz być nieco bardziej stanowcza. To ty w sprawie leczenia rządzisz, a nie przypadkowy zwiadowca, stróż czy wojownik — dodał, przekrzywiając łebek. Po czym westchnął.
— Chyba na mnie pora. Odpocznij i poważnie zastanów się nad moimi słowami. Wiem, że potrafisz być odważniejsza. Masz to wprost wypisane w spojrzeniu, chociaż przyćmione niepotrzebnymi zmartwieniami. Trzymaj się Kruszynko — to mówiąc, uśmiechnął się naprawdę delikatnie. Podniósł się i raz jeszcze przyjrzał koteczce.
— Naprawdę w to wierzę, ale to ty najbardziej musisz w to uwierzyć — dodał jeszcze i się oddalił z dumnie uniesionym pyskiem.
Kruszynka patrzyła za nim w milczeniu. W jej oczach zapłonęła delikatna iskierka – tak krucha, a jednocześnie rozpalająca serce nadzieją. Ktoś naprawdę w nią wierzył? To było coś niezwykłego. Owszem, Świergot powtarzała jej to wielokrotnie, ale przecież była jej mentorką. To normalne, że nauczyciel chwali swojego ucznia. Jednak usłyszenie podobnych słów od kogoś w jej wieku… to zaskoczyło Kruszynkę do głębi. Dotąd rówieśnicy budzili w niej głównie negatywne emocje – nieufność, dystans, czasem nawet smutek. A tu nagle słowa Czerwca przebiły się przez tę skorupę jak promień słońca przez gęste chmury. Machnęła ogonem i opuściła spojrzenie na własne łapy, jakby chciała ukryć poruszenie. Lecz słowa, które usłyszała, wbiły się w jej umysł niczym kleszcz w skórę – uparte, niezbywalne, niemożliwe do wyrwania.
<Czerwcu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz