Zaśmiała się delikatnie, lecz szczerze na słowa kociaka.
— Och, słoneczko, dziękuję ci bardzo! A jeśli chodzi o twoje pytanie, cóż — chichotała, choć przez ten chichot przebijała się niepewność co do dobieranych przez siebie słów. Czy Borowik i Kurka wiedzieli, że byli przygarnięci? Czernidłak i Puma im już powiedzieli, czy może jeszcze z tym czekali? Hmm, nie była pewna... W tym rzadkim przebłysku pomyślunku przed powiedzeniem jakiejś głupoty, w końcu zdecydowała się zatrzymać język za zębami. Przynajmniej trochę. — Tak już czasem jest, widzisz! Czajka, Guziczek i Gąska mają mamę i tatę, jak większość kotów, inni mają dwie mamy, jak Jeżyna i Topola, a jeszcze inni dwóch tatów jak ty i twój braciszek. A czasem niektórzy mają tylko mamę, tylko tatę, albo w bardzo przykrych okolicznościach nie mają nikogo. — Posmutniała na pyszczku. Trochę dziwnie było o tym mówić kociakowi. Sam był przecież sierotką. Dobrze, że zostali adoptowani. — Ale każda rodzina jest piękna pomimo tych wszystkich różnic! Masz świetnych rodziców, tak samo, jak i moje kociaki — miauknęła i przypomniała sobie, że trzyma w łapkach na wpół śpiącą Gąskę. Powróciła do delikatnego wylizywania jej futra, by było pachnące, gładkie i lśniące. Ona miała taką śliczną sierść! Krótką, przylegającą i już niezwiastującą żadnych problemów. Pomimo tego, że cała trójka była jeszcze oseskami, po Czajce i Guziczku mogła już poznać, że ten puszek nie zniknie z księżycami. Będą mieć tak problematyczną sierść, jak ona. Oj, ileż to z nimi będzie roboty, jak zaczną biegać i tarzać się w kurzu!
— Och — wydał z siebie malec i już miał coś dodać, gdy Kajzerka go uprzedziła, mówiąc do siebie:
— Na jerzyki i jaskółki, kiedy ty się tak poczochrałeś, co? — wymruczała, przygotowując tym razem do kąpieli Guziczka. Kociak wywijał się spod jej języka, piskliwie miaucząc i pomimo niewielkiej siły próbując za wszelką cenę uciec z uścisku matki. Na marne. Nie uchroni się przed nią tak, jak nie uchronili Czajka i Gąska! — Muszę cię wyszorować, ty brudasku jeden — dodała pomiędzy liźnięciami.
— A kiedy będę mógł się z nimi pobawić? — dopytał Kurka, patrząc uważnie na "bitwę" swojego kolegi karmicielką.
— Jeszcze trochę — zaśmiała się, kończąc mycie syna. — No już, już, daję ci spokój — dodała znów do Guziczka, odstawiając go do swojego brzucha i reszty swego rodzeństwa. Po tym ponownie spojrzała na Kurkę. — Jeszcze nie mają nawet otwartych oczek. Teraz są nieporadne, ale zanim się obejrzysz, już będziesz mógł z nimi ganiać. Może nawet za kilkanaście wschodów słońca? — Jej wzrok z powrotem powędrował na energicznie (przynajmniej na tyle, o ile noworodek mógł być energiczny) poruszającego się Guziczka. Wywołał na jej pyszczku uśmiech. — Wygląda na to, że już się nie mogą doczekać.
— Mogę podejść? — zapytał malec, na co Kajzerka odpowiedziała mu gorliwym skinieniem głowy. Zrobił kilka kroków w jej stronę i nachylił się nad jej puszystym ogonem, by obejrzeć bezradnie czołgające się po ziemi (lub śpiące) kocięta. Patrzyła raz na nie, a raz na niego.
— Widzisz, jakie są drobne? Trzeba być z nimi ostrożnym, bo nawet mały podmuch wiatru jest w stanie je skrzywdzić. Jeszcze trochę i będą takie jak ty — tłumaczyła, nieco przestrzegając młodego kocurka. Nie chciała, by przypadkiem coś zrobił jej kochanym dzieciom! Im dłużej się przypatrywała Kurce, tym bardziej rzucała się jej w oczy plamka na czubku jego głowy. Choć sama nigdy nie należała do czyściochów, skoro już i tak myła swe dzieci, to mogła pójść za ciosem. — Ty też się umorusałeś! Chodź no... — miauknęła i bez ostrzeżenia przyciągnęła malucha do siebie, by porządnie go wylizać do czysta.
<Kurko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz