— Dzień dobry, Oskrzydlona Łapo — przywitała się ze starszym kocurem, z uśmiechem spoglądając to na rudego, to na śpiącą mamę i rodzeństwo. Starała się mówić cicho, aby nie obudzić ich, jednak na tyle głośno, aby uczeń ją wyraźnie słyszał. — Słyszałam, że zostałeś uczniem wojownika! — pochwaliła się wiedzą, zasłyszaną od ojca, który brał udział w ceremonii kociąt Sójki, jak i samej Sójki. — Gratulację! Jestem pewna, że ty i twoje siostry szybko zostaniecie mianowani na wojowników.
— Oczywiście, ojciec nie pozwoliłby, żebyśmy zostali jakimiś kretami — odpowiedział, szybko wracając do panowania nad ciałem. Mówił również cicho, nie chciał mieć na głowie matki i dwójki kociąt — Na pewno szybko mi pójdzie trening, to tylko błahostki, wszystko jest tak łatwe, że aż nudne. Kocię by się potrafiło nauczyć.
— Naprawdę? — spytała, przerzucając łapki za krawędź posłania. — Koty ze starszyzny mówiły co innego, kiedy rozmawiałam z nimi o ceremonii i treningu... Podobno najgorsze są biegi długodystansowe, przynajmniej na początku, a dla kotów o jasnej sierści, takiej jak moja, walki w tunelach... — Położyła łapki na puchatym futrze i spojrzała na przyniesioną przez kocura zwierzynę. — Ten królik jest prawie taki jak ja. Nie ma mowy, abym była go w stanie teraz udźwignąć, a tym bardziej upolować. Spójrz na moje łapki, a twoje... — Mówiąc to, wyślizgnęła się z legowiska i stanęła obok kocura, wyciągając jedną z łapek w jego kierunku. Różnica w ich wielkości mimo małej różnicy księżyców na ten moment była diametralna. — Myślisz, że zostanę wojownikiem czy może jednak medykiem, skoro posiadam w sobie cząstkę Klanu Gwiazdy i białego pawia?
Nie wspominała ani słowem o roli, jaką ojciec chciał, aby pełniła razem z braćmi. Zresztą, sądząc po jego zachowaniu ostatnim czasy wydawać, by się mogło, że Królicza Gwiazda nie poparł pomysłu byłego pieszczocha i nie chciał mieć Wyroczni w swoim klanie. Mimo to, gdy tata opowiadał im, co by wtedy na takim stanowisku robili, jak by mogli pomagać kotom, z którymi mieszkali, na jej pysku gościł uśmiech. W końcu po to się urodzili. Po to zostali zesłani ze Srebrzystej Skóry, aby żyć wśród zwyczajnych kotów.
Mogła pomóc również Oskrzydlonej Łapie! I wtedy na pewno z jego pyska w końcu padłoby słowo "przyjaciółka", którego to ona byłaby adresatem.
— Właściwie... Nie wiem, czy chciałabym być wojownikiem. — Padło z jej pyszczka, nim kocur zdołał odpowiedzieć na jej pytanie. — Nie chcę... Nie powinnam odbierać innym życia.
Jej śnieżnobiałe łapki nie powinny zostać nigdy splamione krwią. Zarówno kotów, jak i innych istot. Nie była stworzona do walki. Lotos i Biały również nie byli. Mieli inne zadanie, które spadło na ich barki z chwilą ich narodzin. Jednak, gdy skończą sześć księżyców, to lider zadecyduje o ich losie i przyszłej funkcji, która będą musieli pełnić. Nawet jeśli nie spodoba się ona jej, jej bracią, ojcu i Klanu Gwiazdy.
<Synu płomieni z wybujałym ego?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz