BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdki w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdka w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 sierpnia 2025

Od Brukselkowej Zadry CD. Wilczej Łapy (Wilczego Skowytu)

Kiedyś

Brukselkowa Zadra siedziała przy wyjściu z obozu, wypatrując swojego ucznia, Wilczej Łapy. Czekoladowy kocur wrócił prędko, a gdy tylko wszedł do obozu, od razu dostrzegł Brukselkę kręcącą się przy wejściu. Próbował ją ominąć, ale nie miał szans. Liliowa zagrodziła mu drogę swoim cielskiem.
— Gdzieś ty był! Wiesz, jak się martwiłam?! Myślałam, że Klifiacy cię ukradli! — podniosła głos, krzycząc na młodego ucznia. Ten wiedział doskonale, że może mieć przechlapane.
— Przepraszam Brukselkowa Zadro... potrzebowałem... samotności, chciałem poukładać myśli! — rzucił najprostszą wymówkę. Liliowa kotka skinęła głową, ale jej wzrok wyraźnie mówił: “Nie rób mi tego więcej, bo obedrę cię ze skóry!”. Jej ostre spojrzenie mówiło samo za siebie. Wilcza Łapa westchnął i udał się do swojego legowiska, a Brukselka została sama. Po chwili ruszyła w stronę żłobka, by odwiedzić Wrotyczową Szramę.
— Hej — mruknęła, wchodząc powoli do środka.
Horyzont, Sen i Gwiazdnica smacznie spali, a liliowa wojowniczka czuwała nad nimi, obserwując ich powoli unoszące się i opadające boki. Brukselka podeszła do niej i musnęła ją językiem po policzku, na co Wrotycz zapiekły uszy, a przynajmniej tak wydawało się Brukselce.
— Jak się czujesz? Kociaki są grzeczne? — spytała, przenosząc wzrok na trzy puchate kulki futra.
— Tak… tak. Nie broją za bardzo, więc ani ja, ani ty nie musimy się o nic martwić. Ale by było, gdyby któreś z nich uciekło z oboz–.
Nie zdążyła dokończyć, bo Brukselka uciszyła ją łapą.
— Tylko tego nie wykrakaj! Jeszcze by im się coś stało… — westchnęła, kręcąc głową. — Nie zasługują na to, tym bardziej nie po tym, jak ich własna matka je porzuciła.
Wrotyczowa Szrama uśmiechnęła się ciepło.
— Dobrze, że mają nas.
Brukselkowa Zadra spojrzała na nią poważnie i skinęła głową.
— Tak, dobrze…

***

Zgromadzenie

Gdy Wilczy Skowyt dostrzegł w tłumie Brukselkową Zadrę, od razu ruszył w jej stronę, by się przywitać. Wciąż był od niej trochę mniejszy.
— Kiedyś cię przerosnę, staruszko — zachichotał, spoglądając na swoją byłą mentorkę. Brukselkowa Zadra stała wyprostowana, martwiąc się o stan swojej matki, która została w obozie. Gdy podszedł do niej Wilczy Skowyt, niemal podskoczyła.
— Nie strasz mnie tak! — zachichotała i podniosła łapę, by rozczochrać mu futro na głowie. — Chciałbyś! Nie pozwolę na to, niziołku.
Po chwili czekoladowy odrzucił jej łapę i na nowo ułożył futro na głowie.
— Aj tam! Jeszcze kilka księżyców i będę większy od ciebie! — uniósł głowę do góry, próbując pokazać kotce, że są niemal tego samego wzrostu. Potem uśmiechnął się do siebie. — Wyjdziemy może niedługo na wspólne polowanie? Od mojego mianowania jeszcze nie byliśmy razem poza obozem! — chrząknął oburzony.
Brukselkowa Zadra zmrużyła oczy, udając, że się zastanawia. Faktycznie, odkąd czekoladowy kocur został wojownikiem, nie rozmawiali ze sobą zbyt często.
— No jasne! Musisz się pochwalić, jak świetnie sobie radzisz na nowej randze! — mruknęła. — A wiesz, czyja to zasługa?
— Oczywiście, że twoja zasługa, Brukselkowa Zadro! Bez takiej cudownej mentorki nie zostałbym wojownikiem — zaśmiał się lekko, a ton jego głosu był przyjazny. Lubił rozmawiać ze swoją mentorką, tym bardziej na zgromadzeniach. Brukselka pokiwała głową z uznaniem. Potem spojrzała na swojego byłego ucznia, dostrzegając, że zaczyna on delikatnie machać ogonem z podekscytowania.
— O czym tak myślisz? — zapytała, unosząc jedną brew. Następnie uśmiechnęła się zadziornie. — Masz już kogoś na oku, prawda? Musisz mieć! Nie pytam się ciebie o to na każdym zgromadzeniu po nic! — przewróciła oczami. Ciekawe, w kim młody Wilczak mógłby się zakochać.
Wilczy Skowyt szybko oderwał się od swoich myśli, gdy głos Brukselki przerwał jego rozważania.
— Aaa, ja no... Mam kogoś na oku! Wreszcie mogę ci powiedzieć, że mam! — uśmiechnął się, jego uśmiech był szeroki, a ogon nerwowo stukał o ziemię. Brukselkowa Zadra zastanowiła się przez chwilę, czy kocur mówił prawdę, czy skłamał, by nie wracała do tego tematu.
— Powiedzmy, że ci wierzę... Jest z Klanu Wilka? To kotka? — zaczęła dopytywać. Nawet jeśli Wilczy Skowyt zakochałby się w kimś z obcego klanu, nie miałaby z tym problemu, dopóki byłby szczęśliwy – choć wolałaby, by nie mieszał się w związki międzyklanowe. Są dosyć ryzykowne.
— Eee... no, jest to kotka, ale nie z Klanu Wilka... tak jakby — zawahał się przed wypowiedzeniem ostatnich słów. Może było to trochę ryzykowne, lecz mówił Brukselce wszystko. Liliowa zdziwiła się nieco, gdy usłyszała te wieści.
— No proszę! A kiedy mi ją przedstawisz? — zamrugała kilka razy. — Nie wiedziałam, że zadajesz się z kotami z innych klanów! Jest z Klanu Klifu? Czy Klanu Burzy? — mruknęła, ostatnie słowa wypowiadając szeptem. — Uważaj na siebie, młody... Nie chcę, byś miał problemy!
Wilczy Skowyt uśmiechnął się niepewnie, nie chcąc dokładnie zdradzać szczegółów dotyczących kotki.
— Ach... no, przedstawię ci ją może kiedyś... — Na pytanie dotyczące klanu już jej nie odpowiedział, nie wiedział, jak zareaguje.
— Nie narobię sobie problemów! Przecież mnie znasz...
— No dobrze, dobrze. Będę czekać w takim razie.
Brukselka zauważyła, że kocur nie odpowiedział jej na pytanie o klanie, ale nie zamierzała tego drążyć. Jeśli nie chciał rozmawiać o tym, to nie musiał.
— To prawda... Nieczęsto pakujesz się w tarapaty. A szkoda! Byłoby ciekawiej — zażartowała. — Może znalazłbyś w końcu jakichś znajomych w Klanie Wilka... Nie widzę, byś rozmawiał z innymi zbyt często.
— Nie wiem, czy byłoby ciekawiej! A z innymi nie potrzebuję za dużo rozmawiać, wystarczy, że mam Mew... moją koleżankę! I ciebie, oczywiście! — zaczął wylizywać swoje łapy z zakłopotania.
— Mew? — powtórzyła. — Chyba mi się nie przesłyszało, kim jest Mew? To ten twój obiekt westchnień?
Jej końcówka ogona drgnęła.
— Nie musisz mówić, oczywiście. Tylko ten Mew nie brzmi jak klanowe imię... Czy to jakiś samotnik?
— A niee... myślałem o swojej siostrze i się przejęzyczyłem — zatrzymał powietrze w płucach, wyczekując na odpowiedź Brukselki. Nastawił uszy, po chwili głośno wypuścił powietrze z ust. Wojowniczka wpatrywała się w niego przez moment ze zmrużonymi oczami, a potem westchnęła i poprawiła swoją pozycję.
— Aha, no jasne — wzruszyła ramionami. — Nie pamiętam... O czym ona ostatnio ci mówiła? W sensie twoja siostra.
— A mówiła, że nic nie rozumie, dlaczego nie wróciłem do nich i takie tam... że mam wrócić i nikomu nie powie, że wróciłem. Ale nie chcę wracać! Wolę zostać z tobą i z Mewą! — przez przypadek wymsknęło mu się imię białej kotki. Lekka wtopa... ale już nic nie zrobi.
— No i tyle z tego wyszło... jak co, to nic nie słyszałaś!
Brukselka zachichotała.
— Ach! Świetnie ci idzie w trzymaniu języka za zębami — zażartowała. Więc jego wybranka miała na imię Mewa? Czy była samotniczką? — To dobrze, że... chcesz zostać z nami. Znaczy, wiesz, ja cię tu nie trzymam, ale... tutaj się wychowałeś. W Klanie Klifu może ciężej byłoby ci się odnaleźć... — wzruszyła ramionami.
— Racja, ale chyba wygodniej mi zostać tutaj... tym bardziej już po wojnie... — westchnął, po czym wstał, aby rozprostować nogi. — Może przejdziemy się po wyspie? — zaproponował.
— No jasne!

***

Brukselkowa Zadra siedziała przed legowiskiem starszyzny, a obok niej przysiadła Wrotyczowa Szrama. Ogon pręgowanej kotki nerwowo uderzał o ziemię, wystukując niespokojny, nierówny rytm.
— Brukselko, wszystko w porządku? — zapytała dymna, opierając głowę na jej barku. Pręgowana lekko drgnęła pod jej naciskiem. — Wyglądasz na zaniepokojoną. Coś się stało? Czy chodzi o twoją matkę? A może o Pokrzywowego Wąsa? — wyszeptała troskliwie.
— Nie… tym razem nie o to chodzi. Myślę o Wilczym Skowycie i… sama wiesz o czym — odparła Brukselka, ostrzej niż zwykle. Nie można jej było jednak winić. Od dawna źle spała, prawie nie jadła, a stres nie opuszczał jej ani na chwilę.
— Nie rozumiem? — Wrotycz zmarszczyła lekko brwi.
Brukselka spojrzała na nią, jakby patrzyła na głupca. Ten wzrok ukuł dymną w serce i sprawił, że jej oczy zasnuły się smutkiem. Dopiero wtedy pręgowana spuściła wzrok.
— Chodzi o… wiarę — mruknęła pod nosem. — Będę musiała z nim o tym porozmawiać. Choć nie sądzę, żeby miało to być takie trudne. W końcu wychował się w Klanie Klifu… w normalnym klanie.
Wrotycz kiwnęła głową, przyznając jej rację. Przez chwilę obie siedziały w milczeniu.
— To czemu nie zrobisz tego teraz? — odezwała się w końcu dymna. — Jest twoim byłym uczniem, jesteś mu bliska, na pewno cię zrozumie. — Po chwili zawahała się, po czym dodała nieco niepewnie: — M-mogę nawet pójść z tobą… jeśli potrzebowałabyś wsparcia. — Uśmiechnęła się ciepło.
— Może to wcale nie jest taki głupi pomysł. Tylko boję się, że kiedy nas nie będzie, coś stanie się z Kwitnącym Kalafiorem… a ja dowiem się dopiero wtedy, gdy będzie już za późno — westchnęła Brukselka. Jej mięśnie napięły się ze stresu. Strach towarzyszył jej bez przerwy, odbierając resztki radości z życia, ale… to przecież Klan Wilka. Nikt nie spodziewał się, że życie tutaj będzie szczęśliwe. Dobrze, że chociaż miała Wrotycz.
— Och, Brukselko… nie możesz pozwolić, żeby choroba twojej matki całkiem cię opanowała…
— Wiem — ucięła ostro, jej głos był zimny jak lód. — Słyszałam to już nie raz, ale… to nie jest takie proste. Nie potrafię tak po prostu przestać się martwić. Te myśli krążą po mojej głowie jak wygłodniałe sępy, dniem i nocą. To strasznie męczące — przyznała, a jej skórę przeszedł dreszcz. Nie była przyzwyczajona do otwartego zwierzania się ze swoich problemów. Zazwyczaj ich po prostu nie miała. — Może skończmy już mówić o mnie? Słyszałam, że Senna Łapa cię unika. Wyjaśnisz mi, co się między wami stało? — zapytała, a jej ton zabrzmiał pretensjonalnie. Nie miała jednak tego na myśli.
— Ja… — Wrotycz urwała, biorąc głęboki wdech. — Ja nie wiem… Opowiedziałam mu trochę o swojej przeszłości. Byłam szczera, a on… przestał się do mnie odzywać. Nie rozumiem, co się z nim stało. Ja… naprawdę nie wiem! — wymamrotała, a w jej oczach zabłysły łzy. Wtuliła nos w gęste futro Brukselki. — Te wspomnienia bolą, a jego reakcja sprawia, że… czuję się winna. Jakby to, że los cały czas dawał mi kłody pod nogi, było moją winą. A przecież… to bez sensu! — wyrzuciła z siebie drżącym głosem.
— Nawet tak nie myśl! — Brukselka westchnęła ciężko. — Porozmawiam z nim, jak tylko się nadarzy okazja.
Podniosła głowę i w tej samej chwili dostrzegła znajomą, czekoladową sylwetkę.
— Szybko, chodź! — szepnęła do Wrotycz, która uniosła uszy i także spojrzała w tamtym kierunku. Obie kotki zerwały się na łapy i ruszyły w stronę wojownika.
— O! Hej, Brukselko! — Wilczy Skowyt uśmiechnął się lekko, widząc nadchodzącą kotkę. — I Wrotyczowa Szramo… — dodał z uprzejmością. — Coś się stało?
Brukselka zawahała się. Jej spojrzenie uciekło ku legowisku starszyzny, potem zatrzymało się na Wrotyczowej Szramie, aż w końcu wróciło do czekoladowego wojownika.
— Chcesz przejść się na spacer? — zapytała.
Wilczy Skowyt patrzył na nią przez kilka uderzeń serca, po czym kiwnął głową.
— Jasne! O czym chcesz porozmawiać?
— Powiem ci po drodze — mruknęła, wychodząc z obozu.
Czekoladowy ruszył za nią. Tuż przy wyjściu Brukselka nagle poczuła, że powinna obejrzeć się za siebie. Tak zrobiła – a tam, w tym samym miejscu co wcześniej, stała Wrotyczowa Szrama.
— Wrotycz! Chodź z nami! — zawołała. Uszy dymnej od razu się uniosły, a na pysku pojawił się pogodny uśmiech. Nieśmiało dołączyła do nich.
Gdy szli lasem, Wilczy Skowyt w końcu odezwał się z lekkim niepokojem:
— To co? Coś się dzieje? Las się pali?
Brukselka pokręciła głową.
— Gorzej, synku, gorzej! — zachichotała, ale zaraz spoważniała i przełknęła ślinę. — Słuchaj, bo… — zaczęła cicho, przenosząc wzrok na Wrotycz. — Rozglądaj się, czy nikt nas nie podsłuchuje, dobrze?
Dymna skinęła głową.
— Dobrze… — Brukselka westchnęła. — Wilczy Skowycie, chodzi o to, że w Klanie Wilka są dwie wiary. Wiem, że nigdy nie wspominałeś mi o swojej, ale zakładam, że nadal wierzysz w Klan Gwiazdy. I chcę, żebyś wiedział jedno…
Czekoladowy nadstawił uszu, wsłuchując się uważnie.
— Tutaj większość czci Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd. Wiem, że dla ciebie to może brzmieć dziwnie… ale tak jest. — Zawahała się. Mogłaby powiedzieć mu więcej – o kulcie, przepowiedniach, misjach – ale wiedziała, że to zbyt wiele, jak na jedną rozmowę. — Chcę tylko, żebyś zawsze pamiętał, że to gwiezdni przodkowie są prawdziwi. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

<Wilczku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz