Kiedyś
Brukselkowa Zadra siedziała przy wyjściu z obozu, wypatrując swojego ucznia, Wilczej Łapy. Czekoladowy kocur wrócił prędko, a gdy tylko wszedł do obozu, od razu dostrzegł Brukselkę kręcącą się przy wejściu. Próbował ją ominąć, ale nie miał szans. Liliowa zagrodziła mu drogę swoim cielskiem.
— Gdzieś ty był! Wiesz, jak się martwiłam?! Myślałam, że Klifiacy cię ukradli! — podniosła głos, krzycząc na młodego ucznia. Ten wiedział doskonale, że może mieć przechlapane.
— Przepraszam Brukselkowa Zadro... potrzebowałem... samotności, chciałem poukładać myśli! — rzucił najprostszą wymówkę. Liliowa kotka skinęła głową, ale jej wzrok wyraźnie mówił: “Nie rób mi tego więcej, bo obedrę cię ze skóry!”. Jej ostre spojrzenie mówiło samo za siebie. Wilcza Łapa westchnął i udał się do swojego legowiska, a Brukselka została sama. Po chwili ruszyła w stronę żłobka, by odwiedzić Wrotyczową Szramę.
— Hej — mruknęła, wchodząc powoli do środka.
Horyzont, Sen i Gwiazdnica smacznie spali, a liliowa wojowniczka czuwała nad nimi, obserwując ich powoli unoszące się i opadające boki. Brukselka podeszła do niej i musnęła ją językiem po policzku, na co Wrotycz zapiekły uszy, a przynajmniej tak wydawało się Brukselce.
— Jak się czujesz? Kociaki są grzeczne? — spytała, przenosząc wzrok na trzy puchate kulki futra.
— Tak… tak. Nie broją za bardzo, więc ani ja, ani ty nie musimy się o nic martwić. Ale by było, gdyby któreś z nich uciekło z oboz–.
Nie zdążyła dokończyć, bo Brukselka uciszyła ją łapą.
— Tylko tego nie wykrakaj! Jeszcze by im się coś stało… — westchnęła, kręcąc głową. — Nie zasługują na to, tym bardziej nie po tym, jak ich własna matka je porzuciła.
Wrotyczowa Szrama uśmiechnęła się ciepło.
— Dobrze, że mają nas.
Brukselkowa Zadra spojrzała na nią poważnie i skinęła głową.
— Tak, dobrze…
***
Zgromadzenie
Gdy Wilczy Skowyt dostrzegł w tłumie Brukselkową Zadrę, od razu ruszył w jej stronę, by się przywitać. Wciąż był od niej trochę mniejszy.
— Kiedyś cię przerosnę, staruszko — zachichotał, spoglądając na swoją byłą mentorkę. Brukselkowa Zadra stała wyprostowana, martwiąc się o stan swojej matki, która została w obozie. Gdy podszedł do niej Wilczy Skowyt, niemal podskoczyła.
— Nie strasz mnie tak! — zachichotała i podniosła łapę, by rozczochrać mu futro na głowie. — Chciałbyś! Nie pozwolę na to, niziołku.
Po chwili czekoladowy odrzucił jej łapę i na nowo ułożył futro na głowie.
— Aj tam! Jeszcze kilka księżyców i będę większy od ciebie! — uniósł głowę do góry, próbując pokazać kotce, że są niemal tego samego wzrostu. Potem uśmiechnął się do siebie. — Wyjdziemy może niedługo na wspólne polowanie? Od mojego mianowania jeszcze nie byliśmy razem poza obozem! — chrząknął oburzony.
Brukselkowa Zadra zmrużyła oczy, udając, że się zastanawia. Faktycznie, odkąd czekoladowy kocur został wojownikiem, nie rozmawiali ze sobą zbyt często.
— No jasne! Musisz się pochwalić, jak świetnie sobie radzisz na nowej randze! — mruknęła. — A wiesz, czyja to zasługa?
— Oczywiście, że twoja zasługa, Brukselkowa Zadro! Bez takiej cudownej mentorki nie zostałbym wojownikiem — zaśmiał się lekko, a ton jego głosu był przyjazny. Lubił rozmawiać ze swoją mentorką, tym bardziej na zgromadzeniach. Brukselka pokiwała głową z uznaniem. Potem spojrzała na swojego byłego ucznia, dostrzegając, że zaczyna on delikatnie machać ogonem z podekscytowania.
— O czym tak myślisz? — zapytała, unosząc jedną brew. Następnie uśmiechnęła się zadziornie. — Masz już kogoś na oku, prawda? Musisz mieć! Nie pytam się ciebie o to na każdym zgromadzeniu po nic! — przewróciła oczami. Ciekawe, w kim młody Wilczak mógłby się zakochać.
Wilczy Skowyt szybko oderwał się od swoich myśli, gdy głos Brukselki przerwał jego rozważania.
— Aaa, ja no... Mam kogoś na oku! Wreszcie mogę ci powiedzieć, że mam! — uśmiechnął się, jego uśmiech był szeroki, a ogon nerwowo stukał o ziemię. Brukselkowa Zadra zastanowiła się przez chwilę, czy kocur mówił prawdę, czy skłamał, by nie wracała do tego tematu.
— Powiedzmy, że ci wierzę... Jest z Klanu Wilka? To kotka? — zaczęła dopytywać. Nawet jeśli Wilczy Skowyt zakochałby się w kimś z obcego klanu, nie miałaby z tym problemu, dopóki byłby szczęśliwy – choć wolałaby, by nie mieszał się w związki międzyklanowe. Są dosyć ryzykowne.
— Eee... no, jest to kotka, ale nie z Klanu Wilka... tak jakby — zawahał się przed wypowiedzeniem ostatnich słów. Może było to trochę ryzykowne, lecz mówił Brukselce wszystko. Liliowa zdziwiła się nieco, gdy usłyszała te wieści.
— No proszę! A kiedy mi ją przedstawisz? — zamrugała kilka razy. — Nie wiedziałam, że zadajesz się z kotami z innych klanów! Jest z Klanu Klifu? Czy Klanu Burzy? — mruknęła, ostatnie słowa wypowiadając szeptem. — Uważaj na siebie, młody... Nie chcę, byś miał problemy!
Wilczy Skowyt uśmiechnął się niepewnie, nie chcąc dokładnie zdradzać szczegółów dotyczących kotki.
— Ach... no, przedstawię ci ją może kiedyś... — Na pytanie dotyczące klanu już jej nie odpowiedział, nie wiedział, jak zareaguje.
— Nie narobię sobie problemów! Przecież mnie znasz...
— No dobrze, dobrze. Będę czekać w takim razie.
Brukselka zauważyła, że kocur nie odpowiedział jej na pytanie o klanie, ale nie zamierzała tego drążyć. Jeśli nie chciał rozmawiać o tym, to nie musiał.
— To prawda... Nieczęsto pakujesz się w tarapaty. A szkoda! Byłoby ciekawiej — zażartowała. — Może znalazłbyś w końcu jakichś znajomych w Klanie Wilka... Nie widzę, byś rozmawiał z innymi zbyt często.
— Nie wiem, czy byłoby ciekawiej! A z innymi nie potrzebuję za dużo rozmawiać, wystarczy, że mam Mew... moją koleżankę! I ciebie, oczywiście! — zaczął wylizywać swoje łapy z zakłopotania.
— Mew? — powtórzyła. — Chyba mi się nie przesłyszało, kim jest Mew? To ten twój obiekt westchnień?
Jej końcówka ogona drgnęła.
— Nie musisz mówić, oczywiście. Tylko ten Mew nie brzmi jak klanowe imię... Czy to jakiś samotnik?
— A niee... myślałem o swojej siostrze i się przejęzyczyłem — zatrzymał powietrze w płucach, wyczekując na odpowiedź Brukselki. Nastawił uszy, po chwili głośno wypuścił powietrze z ust. Wojowniczka wpatrywała się w niego przez moment ze zmrużonymi oczami, a potem westchnęła i poprawiła swoją pozycję.
— Aha, no jasne — wzruszyła ramionami. — Nie pamiętam... O czym ona ostatnio ci mówiła? W sensie twoja siostra.
— A mówiła, że nic nie rozumie, dlaczego nie wróciłem do nich i takie tam... że mam wrócić i nikomu nie powie, że wróciłem. Ale nie chcę wracać! Wolę zostać z tobą i z Mewą! — przez przypadek wymsknęło mu się imię białej kotki. Lekka wtopa... ale już nic nie zrobi.
— No i tyle z tego wyszło... jak co, to nic nie słyszałaś!
Brukselka zachichotała.
— Ach! Świetnie ci idzie w trzymaniu języka za zębami — zażartowała. Więc jego wybranka miała na imię Mewa? Czy była samotniczką? — To dobrze, że... chcesz zostać z nami. Znaczy, wiesz, ja cię tu nie trzymam, ale... tutaj się wychowałeś. W Klanie Klifu może ciężej byłoby ci się odnaleźć... — wzruszyła ramionami.
— Racja, ale chyba wygodniej mi zostać tutaj... tym bardziej już po wojnie... — westchnął, po czym wstał, aby rozprostować nogi. — Może przejdziemy się po wyspie? — zaproponował.
— No jasne!
***
Brukselkowa Zadra siedziała przed legowiskiem starszyzny, a obok niej przysiadła Wrotyczowa Szrama. Ogon pręgowanej kotki nerwowo uderzał o ziemię, wystukując niespokojny, nierówny rytm.
— Brukselko, wszystko w porządku? — zapytała dymna, opierając głowę na jej barku. Pręgowana lekko drgnęła pod jej naciskiem. — Wyglądasz na zaniepokojoną. Coś się stało? Czy chodzi o twoją matkę? A może o Pokrzywowego Wąsa? — wyszeptała troskliwie.
— Nie… tym razem nie o to chodzi. Myślę o Wilczym Skowycie i… sama wiesz o czym — odparła Brukselka, ostrzej niż zwykle. Nie można jej było jednak winić. Od dawna źle spała, prawie nie jadła, a stres nie opuszczał jej ani na chwilę.
— Nie rozumiem? — Wrotycz zmarszczyła lekko brwi.
Brukselka spojrzała na nią, jakby patrzyła na głupca. Ten wzrok ukuł dymną w serce i sprawił, że jej oczy zasnuły się smutkiem. Dopiero wtedy pręgowana spuściła wzrok.
— Chodzi o… wiarę — mruknęła pod nosem. — Będę musiała z nim o tym porozmawiać. Choć nie sądzę, żeby miało to być takie trudne. W końcu wychował się w Klanie Klifu… w normalnym klanie.
Wrotycz kiwnęła głową, przyznając jej rację. Przez chwilę obie siedziały w milczeniu.
— To czemu nie zrobisz tego teraz? — odezwała się w końcu dymna. — Jest twoim byłym uczniem, jesteś mu bliska, na pewno cię zrozumie. — Po chwili zawahała się, po czym dodała nieco niepewnie: — M-mogę nawet pójść z tobą… jeśli potrzebowałabyś wsparcia. — Uśmiechnęła się ciepło.
— Może to wcale nie jest taki głupi pomysł. Tylko boję się, że kiedy nas nie będzie, coś stanie się z Kwitnącym Kalafiorem… a ja dowiem się dopiero wtedy, gdy będzie już za późno — westchnęła Brukselka. Jej mięśnie napięły się ze stresu. Strach towarzyszył jej bez przerwy, odbierając resztki radości z życia, ale… to przecież Klan Wilka. Nikt nie spodziewał się, że życie tutaj będzie szczęśliwe. Dobrze, że chociaż miała Wrotycz.
— Och, Brukselko… nie możesz pozwolić, żeby choroba twojej matki całkiem cię opanowała…
— Wiem — ucięła ostro, jej głos był zimny jak lód. — Słyszałam to już nie raz, ale… to nie jest takie proste. Nie potrafię tak po prostu przestać się martwić. Te myśli krążą po mojej głowie jak wygłodniałe sępy, dniem i nocą. To strasznie męczące — przyznała, a jej skórę przeszedł dreszcz. Nie była przyzwyczajona do otwartego zwierzania się ze swoich problemów. Zazwyczaj ich po prostu nie miała. — Może skończmy już mówić o mnie? Słyszałam, że Senna Łapa cię unika. Wyjaśnisz mi, co się między wami stało? — zapytała, a jej ton zabrzmiał pretensjonalnie. Nie miała jednak tego na myśli.
— Ja… — Wrotycz urwała, biorąc głęboki wdech. — Ja nie wiem… Opowiedziałam mu trochę o swojej przeszłości. Byłam szczera, a on… przestał się do mnie odzywać. Nie rozumiem, co się z nim stało. Ja… naprawdę nie wiem! — wymamrotała, a w jej oczach zabłysły łzy. Wtuliła nos w gęste futro Brukselki. — Te wspomnienia bolą, a jego reakcja sprawia, że… czuję się winna. Jakby to, że los cały czas dawał mi kłody pod nogi, było moją winą. A przecież… to bez sensu! — wyrzuciła z siebie drżącym głosem.
— Nawet tak nie myśl! — Brukselka westchnęła ciężko. — Porozmawiam z nim, jak tylko się nadarzy okazja.
Podniosła głowę i w tej samej chwili dostrzegła znajomą, czekoladową sylwetkę.
— Szybko, chodź! — szepnęła do Wrotycz, która uniosła uszy i także spojrzała w tamtym kierunku. Obie kotki zerwały się na łapy i ruszyły w stronę wojownika.
— O! Hej, Brukselko! — Wilczy Skowyt uśmiechnął się lekko, widząc nadchodzącą kotkę. — I Wrotyczowa Szramo… — dodał z uprzejmością. — Coś się stało?
Brukselka zawahała się. Jej spojrzenie uciekło ku legowisku starszyzny, potem zatrzymało się na Wrotyczowej Szramie, aż w końcu wróciło do czekoladowego wojownika.
— Chcesz przejść się na spacer? — zapytała.
Wilczy Skowyt patrzył na nią przez kilka uderzeń serca, po czym kiwnął głową.
— Jasne! O czym chcesz porozmawiać?
— Powiem ci po drodze — mruknęła, wychodząc z obozu.
Czekoladowy ruszył za nią. Tuż przy wyjściu Brukselka nagle poczuła, że powinna obejrzeć się za siebie. Tak zrobiła – a tam, w tym samym miejscu co wcześniej, stała Wrotyczowa Szrama.
— Wrotycz! Chodź z nami! — zawołała. Uszy dymnej od razu się uniosły, a na pysku pojawił się pogodny uśmiech. Nieśmiało dołączyła do nich.
Gdy szli lasem, Wilczy Skowyt w końcu odezwał się z lekkim niepokojem:
— To co? Coś się dzieje? Las się pali?
Brukselka pokręciła głową.
— Gorzej, synku, gorzej! — zachichotała, ale zaraz spoważniała i przełknęła ślinę. — Słuchaj, bo… — zaczęła cicho, przenosząc wzrok na Wrotycz. — Rozglądaj się, czy nikt nas nie podsłuchuje, dobrze?
Dymna skinęła głową.
— Dobrze… — Brukselka westchnęła. — Wilczy Skowycie, chodzi o to, że w Klanie Wilka są dwie wiary. Wiem, że nigdy nie wspominałeś mi o swojej, ale zakładam, że nadal wierzysz w Klan Gwiazdy. I chcę, żebyś wiedział jedno…
Czekoladowy nadstawił uszu, wsłuchując się uważnie.
— Tutaj większość czci Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd. Wiem, że dla ciebie to może brzmieć dziwnie… ale tak jest. — Zawahała się. Mogłaby powiedzieć mu więcej – o kulcie, przepowiedniach, misjach – ale wiedziała, że to zbyt wiele, jak na jedną rozmowę. — Chcę tylko, żebyś zawsze pamiętał, że to gwiezdni przodkowie są prawdziwi. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
<Wilczku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz