Śniątko między drzemkami widział, jak mama odciąga Księżyca jakiś czas temu od ciepłej, obślinionej kulki mchu, którą młodziak uznał za innego, mokrego kociaka i z którym rozmawiał przez ostatnie pięć minut. A potem… a potem poszła spać, zostawiając go bez żadnego towarzystwa, wyrzucając na zewnątrz zniszczonego rozmówcę. Księżyc zwrócił więc uwagę ku jednej ze swoich głównych ofiar — ku Śniątku.
— Hej, hej, śpisz? Hej. — Szeptem, po wymacaniu i wyczuciu odpowiedniego kota, zaczął szturchać brata łapą.
Śniątko nie należał do grona aktywnych kociaków, był wręcz ich przeciwieństwem. Podobno już po urodzeniu wykazywał się nadmierną sennością. Mama nawet martwiła się o jego zdrowie, gdy ten ledwo co pił mleko. O wiele bardziej od ochoczego żłopienia mleka wolał spać przytulony do miękkiego brzuszka kotki.
Tak też było tym razem — wygrzewał się w cieple sierści, nie bacząc na wszelakie przeszkody. Nawet szturchający go kociak nie był na tyle interesujący, aby mógł przejmować się otworzeniem swoich ślepek.
— Śniak, wstaaaaaań. Wstań, no weś, choć, chooć. — Podczas próby zachęcenia kocurka do ruszenia kupra, Księżyc zdążył już położyć obie łapki na jego ciele, bawiąc się w tworzenie naleśnika z brata, czy w końcu chwytając młodego za ogon, by pociągnąć w tył.
Kocurek pisnął przeraźliwie, kiedy został pociągnięty. Nie ból był najgorszy, a rozstanie z wygodą maminego brzuszka!
— Zośtaw! — pisnął, zginając się w rogalik, aby dosięgnąć przednimi łapkami swojego brata. Pacnął go raz, drugi, trzeci, aby tylko puścił jego ogonek i pozwolił mu wrócić do futra kotki.
— Nieee — jęknął Księżyc, czy zaprotestował? Kto to wie, może jedno i drugie? — Choć, idziemy lobić dziuly. Folteca, wielka dziula! Bęciemy lobić po-podkopy. Jak te, o, klety.
Śniak uderzył go jeszcze raz, ale... Zmęczył się. Padł tak, jak leżał na ziemię, już nie protestując temu, co robił z nim brat.
— Ale ja nie kce — jęknął przeciągle.
— Ale ty nigdy nie chcesz — zauważył brat, puszczając na moment ogon, bo się zmęczył, próbując znów coś zdziałać za pomocą siły łap. — Jesteś, jesteś jak, jak ślimak! A nafet one coś lobią. A ty nic, tylko się ślinisz i jesteś bszytki.
Tego już było za dużo. Jak on mógł porównywać go do ślimaków?!
— Slimak?! Sam jesteś ślimak! Nie... Jesteś mucha! Komar! Tylko bzy- psycysz nad uchem! — Podniósł głosik Śniątko. — I to ty śmierdzisz! Śmierdzisz jak kupa!!!
— A wcale nie bo ty! — obruszył się Księżyc, tak na poważnie! Wystawił język na krótko na zewnątrz.
Jak on śmie!! Przecież ta zniewaga krwi wymaga. Najeżył swoje srebrne futerko, po czym przystąpił do ataku!
— Nie, bo ty!!! — krzyknął, rzucając się na brata, łapiąc go w swoje objęcia. Uderzając go tylnymi łapkami, próbował go ugryźć.
Pisk rozległ się po żłobku. W napadzie furii, gdy Księżyc wykrył, co go dotyka, otworzył pysk i przejechał obślinionym jęzorem po łapie Śniaka.
— Pupa jesteś!
— Ewww!!! — Puścił brata ze swoich szponów i próbował otrzepać ślinę brata ze swojej łapy. — A ty śliniak!!! — Nastąpiła chwila konsternacji. — Ślimak!!! — poprawił się jękliwym tonem. — Twoja ślina jest jak ślus ślimaka!!!
Jego ślepy brat nawet nie bardzo wiedział jak na to zareagować. Nigdy nie widział ślimaków, w dodatku nie słyszał, by były czymś złym. Stał więc przez chwilę bardzo zmieszany, nie bardzo wiedząc jak zareagować, z coraz gęstszą niezręczną aurą unoszącą się dookoła. W końcu jednak uznał, że i tak właśnie go obrażano, a nie mógł tego puścić płazem. Zaatakował więc potężnym atakiem.
— A kto kogo przesywa ten się tak sam nazyfa!
— Sam się przesywasz!! — Wytknął mu język, choć pewnie jego brat tego nie potrafił zobaczyć. — Nie chce się z tobą bawić!! — Padły najbardziej raniące słowa, które kociak mógł usłyszeć.
Wiadomość spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Nie? Nie?! ... To nie! Stał przez moment, napuszył się i czując gorąco uderzające do pyska, strzelił focha. Nie to nie! To on się też z nim nie będzie bawił.
— Wszystko powiem mamie — powiedział Księżyc jeszcze na odchodne, zanim się okręcił na pięcie i poczłapał agresywnym krokiem w stronę rodzicielki, gdzieś się jeszcze po drodze zataczając, aż w końcu padł przy jej ciele po drugiej stronie, by przypadkiem nie mieć kontaktu ze zdrajcą.
— Skarżypyta!! — Śniak krzyknął za nim, gdy ten odchodził i wystawił mu język. Śmierdziel jeden myślał, że może go zastraszyć. — To ja pierwszy powiem mamie!!! — Podniósł się na cztery łapy, aby krzywym biegiem polecieć w stronę mamy.
<Księżyc?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz