*przed śmiercią Pajęczej Lilii*
Nie pamiętał kiedy ostatni raz widział tak zdenerwownego "kuzyna". Jeśli wierzyć słowom Pajęczej Lili, ostatni raz było to wówczas, gdy jego ojciec stracił jedno z dziewięciu żyć. Teraz sytuacja było podobna, sprawa również dotyczyła jego ojca, jednak tym razem również jego zmarłej matki. Gdy w legowisku wojowników powstała plotka na temat złamania przez byłą medyczke kodeksu, do którego przyczynił się Królicza Gwiazda, sam Słoneczny Fragment z niezadowoleniem przysłuchiwał się ich treścią.
– Dziwny ten wasz Klan Gwiazdy. – mruknął Burzowe Chmury. – Nie potrafię zrozumieć dlaczego związek dwóch kotów miałby być zakazany tylko przez zakaz posiadania partnera związany z pełnieniem funkcji medyka, a ich potomstwo obarczone "klątwą" skoro oboje się kochali i tworzyli zdrową relację?
– Sam tego do końca nie rozumiem. To chyba jedna z kwestii, w której do końca nie zgadzam się z Gwiezdnymi. – wymruczał. – Nawet jeśli to prawda, chociaż szczerze wątpię, to uważam, że nie powinno się tworzyć plotek na temat zmarłych. Ktoś odowiedzialny za nie jest jeszcze gorszym kotem niż koty, o których plotkuje! – Nie przejmował się podniesionym tonem głosu, jak i faktem, że spoczęło na nim pare spojrzeń innych wojowników przebywających w legowisku. Jedno z nich należało do Norniczego Śladu.
– To co, robimy własne śledztwo, znajdujemy tego, który szarga pamięć twojej zmarłej ciotki oraz lidera i się go pozbywamy? – Mówiąc to rozejrzał się po innych posłaniach. – Może zacznijmy od tych, którzy nie przepadali za twoim wujostwem... Ał!
Czy był ktoś taki? Z pozoru wydawać by się mogło, że Klan Burzy pod rządami Króliczej Gwiazdy jest bezpiecznym miejscem, który był w stanie zjednoczyć wszystkich, mimo burzliwych przeszłości, za które w głównym stopniu odpowiadały koty z rodziny, przez którą został przygarnięty. Nie chciało mu się wierzyć, że w klanie, a może i nawet właśnie w tej chwili tuż obok niego w legowisku wojowników znajdował się kot, który nie przepadał za liderem, dlatego też wymyślił te krzywdzące plotki. Co jeśli razem udawali się na patrole, jedli, a może i nawet dzielili języki? Fala gniewu zalała kremowego kocura. Rozejrzał się po wojownikach, starając się wytypować sprawcę odpowiadającego za rozprzestrzenianie się plotek.
– Szukamy, ale nie pozbywamy. – rzucił, po tym jak przycisnął łapą końcówkę ogona niebieskiego kocura. – Przynajmniej na razie...
~~~
Stał nad dokładnie tą mogiłą, o której mówione było w klanowej plotce. Faktycznie, była ona mała i widać było, że była dość stara. Mimo tego, ktoś wciąż przychodził i dbał o nią, tak jak dbano o inne groby wojowników, którzy dołączyli na Srebrzystą Skórę. Kocur zastanawiał się czy faktycznie, pod ziemią, te kilkadziesiąt księżyców temu, przed jego narodzinami spoczeło zmarłe w wieku kocięcym starsze rodzeństwo Zawodzącego Echo i Kruczego Tańca. Na razie wszystko wskazywało na to, że w plotce znajdowało się ziarno prawdy. Królicza Gwiazda z nie wiadomych przyczyn nie zabrał głosu w tej sprawie, nie decydując się na potwierdzenie, ani również zaprzeczenie plotki, co tylko przyczyniło się do eskalowania ich.
– No proszę, kogo ja widzę. – Zaskoczony obrócił głowę, by wbić spojrzenie w pysk głównej medyczki, która zmierzała w jego kierunku. – Coraz więcej kotów decyduję się odwiedzić ten mały, niepozorny grób w celu potwierdzenia plotki... Z tobą również tak jest?
– Tak. Prowadzę małe śledztwo z przyjacielem i uznałem, że uda mi się znaleźć coś tutaj, co pomoże nam w śledztwie. I wcale nie chodzi o jej potwierdzenie czy zaprzeczenie. Chciałabym wiedzieć, kto jest za to odpowiedzialny... Za rozsiewanie tych paskudnych plotek. Nie wiesz czyj to grób? – Pajęcza Lilia podkręciła głową, zajmując miejsce tuż obok przybranego bratanka
– Nie wiem, ale wiem jedno. Margaretkowy Zmierzch z ogromną czułością dbała o tę małą mogiłkę, najprawdopodobniej kocięcia. Nie ważne czy deszcz, czy śnieg, czy grzało słońce, bądź wiał wiatr, ona zawsze znajdywała czas, aby odwiedzić ten grób i zadbać o niego. Kilkukrotnie pomogłam jej wyrywać chwasty, jednak zbywała mnie ilekroć starałam się dowiedzieć nad czyj grób tak przychodzi. Najczęściej sama, jednak tuż przed swoją śmiercią widziałam jak razem z Króliczą Gwiazdą odwiedzają go i o czymś dość długo rozmawiają. – urwała kocica, przenosząc spojrzenie z mogiły na przewodnika. W umyśle kocura zrodził się pewien scenariusz ich rozmowy. Co jeśli, Margaretkowy Zmierzch wyznała w tamtym momencie niczemu nieświadomemu Króliczej Gwieździe, że właśnie tutaj został pochowany ich potomek? – Skoro jesteśmy w okolicy innyc grobów, chcesz udać się nad grób twojego ojca?
Nie spodziewał się, że tym pytaniem kocica zburzy jego spokój duszy, który udało mu się w miarę wypracować. Odkąd dowiedział się, że w żaden sposób nie jest z kocurem spokrewniony dziwnie się czuł chodząc na jego grób. W końcu całkowite zaprzestał.
– Tak. Dawno go nie odwiedzałem... – wymamrotał niemrawo podnosząc się z mokrego podłoża, po czym ruszył za kocicą w kierunku cmentarzu
Zatrzymał się przed mogiłą należącą do Nagietkowego Wschodu, a jego umysł wypełniły wspomnienia z pogrzebu starszego. Tak jak i teraz, było zimno. Chcąc się trochę ogrzać, tulił się do ciotki, która wówczas nie odmówiła kociakowi ciepła. Teraz siedział w ciszy obok rudej kocicy ze spojrzeniem utkwionym na uschnięty kwiat nagietka, leżący wśród warstw śniegu. Wciąż pamiętał jak mocno przeżył utratę ojca, który w tamtym momencie był dla niego drugim najważniejszym kotem w życiu.
– Pajęcza Lilio... – odezwał się, wiedząc, że zbyt długo zatajał prawdę. Postanowił ją wyznać chociaż jednemu kotu, mając nadzieję, że ten go zrozumie, a ich relacja zbudowana na przestrzeni księżyców na tym nie ucierpi. – Ja... Muszę ci coś powiedzieć. Podczas mojej wyprawy do Sadzawki, w celu akceptacji przez przodków na koniec kontaktu spotkałem pewnego kota. Początkowo myślałem, że to był "tata", jednak różniła ich kolor sierści. Jak się później dowiedziałem wypytując starszyznę i kronikarzy, mógł być to syn Piaskowej Gwiazdy, Drżąca Ścieżka. Gdy dotknął się ze mną czołem, moją głowę zalały przeróżne wizję... Jego wspomnienia za czasów panowania Piasek i jej końca... – Przełknął śline, gdy przypomniał sobie rychły koniec przodkini medyczki. – Nim jednak pokazał mi przeszłość, wyznał mi, że nie jestem synem Nagietkowego Wschodu... – Mówiąc to jego głos się łamał, by już po chwili ponownie być w stanie mówić normalnie. Nie był w stanie spojrzeć w pysk Pajęczej Lili, z obawą czy w związku z wyznaniem kotka obrzuci go spojrzeniem, którego nie chciałaby z jej oczu nigdy doświadczyć. Nie byli rodziną. Był samotnikiem, znajdą, podrzutkiem, która tylko dzięki dobrej woli zmarłego starszego dołączyła do ich rodu, tylko dlatego, że posiadał porządane cechy, w tym kolor futra, które były przez Nagietka akceptowalne. Jednak to nie mógł być jedyny powód.
– Wiem to. Wiedziałam o tym od dawna.
– C-co?! – wypalił spanikowany decydując się na spojrzenie ciotce w oczy. Faktycznie, nie wyglądała na zaskoczoną na zasłyszane informacje. No może przynajmniej te, wskazujące na jego prawdziwe pochodzenie. – J-jak to... S-skąd... Czy to Klan Gwiazdy...
– Nie. – Wypuściła powietrze, przenosząc spojrzenie na grób. – Znałam doskonale Nagietkowy Wschód, na tyle dobrze, aby wiedzieć, że nie związał by się z pierwszą lepszą kotką, tylko dlatego, że w jej futrze znajduje się ruda plamka. Był doprawdy wybredny podczas swoich poszukiwań partnerki, mogącej dać mu potomstwo godne dziedzictwa naszych przodków. Na swoje nieszczęście miałam okazję jeden jedyny raz kiedyś widzieć jak wyzywa jakąś biało-rudą samotniczkę na granicy... Bidulka, pewnie ktoś jej naopowiadał niestworzonych bajek i postanowiła spróbować swoich sił w zdobyciu względów jednego z moich braci, ale się przeliczyła... – Westchnęła. – Nawet jeśli twoją matkę zdobiła ognista sierść to dla Nagietkowego Wschodu była po prostu wciąż za mało ruda. Poza tym, miał jakąś dziwną niechęć do błękitnych oczu, mimo że sam je posiadał... Nadal nie wiem czemu zdecydował się ciebie uznać za syna, gdy mógł całkowicie się wyprzeć zapewnieniom twojej matki i uznać ją za wariatkę, jedną z wielu, które odesłał. Niestety już się tego nie dowiemy, bo z księżyca na księżyc coraz bardziej upewniam się w tym, że nie trafił do Klanu Gwiazdy... Zarówno on, jak i moja matka... – Mówiąc to, podnosiła się znad grobu. W ciszy pozostawiła samego sobie kremowego kocura, który zwlekał z wstaniem. Nim ruda kocica skierowała się z powrotem do obozu, obrzuciła spojrzeniem pozostałe groby, te które należały do zmarłych kociąt Ognistej Piękności i Płomiennego Ryku. – Na co czekasz? Wracamy. – Dopiero po tych słowach kocur podnosił się i ruszył za medyczką w kierunku obozu
~~~
– Hej, Klanie Gwiazdy! – wykrzyknął stojąc niedaleko przełęczy. – Zamiast może karać koty i ich potomstwo, które decydują się do złamania kodeksu w imię miłości, zaczniecie karać tych, którzy porzucają własne kocięta, bądź krzywdzą inne koty! W Klanie Burzy mamy kilku takich gagatków, którzy co prawda nie mordują, ale swoim zachowaniem raczej przeczą waszym naukom i kodeksowi! I mają się bardzo dobrze! – Gdy wykrzykiwał te słowa, zimny wiatr z każdym uderzeniem serca wzmagał się, rozwiewając we wszystkie strony jego długą sierść. Czy mógł sobie tłumaczyć ten wiatr gniewem przodków i swego rodzaju ostrzeżeniem, aby zważał na słowa? W końcu jako przewodnik powinien kroczyć tą samą ścieżka, która dotyczy również wiary w Klan Gwiazdy. Ale czy jako przewodnik nie miał być tym, który wskazuje drogę innym kotom. Nawet tym, które znajdowały sie na Srebrzystej Skórze. – Czyżby niektóre koty były równiejsze od innych?! Czy zainterweniujecie dopiero wtedy, gdy znowu dojdzie do tragedii?! Klan Burzy już od dawien dawna nie miał tak wspaniałego lidera, jakim jest mój wujek, Królicza Gwiazda! I nie pozwolę, aby oszczerstwa jego, czy to słuszne czy też nie wpłynęły na cały klan! – Mówiąc to uderzył ogonem o podłoże, spoglądając w niebo. Dopiero, gdy do jego uszu doszedł szelst, gdzieś z tyłu, spiął się cały. Miał nadzieję, że jego krzyki się nie sprawdziły do niego jakiegoś wygłodniałego większego zwierza. – Och, przestraszyłaś mnie... – miauknął na widok koleżanki – Patrol?
– Patrol. I to ty mnie przestraszyłeś... Nie mów, że tak codziennie ucinasz sobie jednostronne rozmowy z Klanem Gwiazdy... – W jej głosie brzmiało rozbawienie, ale również i poirytowanie – Swoimi krzykami przepłoszyłeś całą zwierzynę z okolicy. W tym i swoją racje. Ciesz się, że to ja do ciebie przyszłam, a nie Kminkowy Szum czy Ruda Lisówka... Dostałbyś od nich w łeb.
– Wybacz. – miauknął podchodząc w jej stronę, widząc, że tak naprawdę kocica nie jest na niego zła. – W ramach przeprosin służę wam pomocą w polowaniu. – mówiąc to, ruszył za kocicą, która oznajmiła, że wszystko zależy od humoru Lisówki i obietnicy, że kremowy nie będzie się już tak wydzierał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz