— Mama często chodzi do medyków... Chyba boli ją brzuszek... — miauknęła, przenosząc spojrzenie na cynamonową kocicę, u której boku siedziała. — Jest chora?
Nawet jeśli Brzęczkowy Trel w tamtym momencie coś wiedziała, to zachowała tę informację tylko dla siebie, nie chcąc zamartwiać albinosków stanem matki. W zaledwie chwilę udało jej się odwrócić uwagę, decydując się na opowiedzenie Wróżce oraz jej braciom jedną z historii Klanu Burzy.
Dlatego, gdy brat zaproponował udanie się do Łapkowa, z trudem była w stanie powstrzymać przypływ radości, który wręcz wstrząsnął jej małym ciałkiem. Szeroki uśmiech pojawił się na jej pysiu, gdy wyobraziła sobie, jak wskakuje do basenu wypełnionego pierzem ptactwa, o którym tyle słyszała z opowieści uczniów, chociażby Skrzypiącej Łapy.
— A co z Białym? On też idzie z nami? A jak my tam sami trafiamy, przecież nie znamy drogi, a to poza obozem... — spytała, przenosząc spojrzenie na śpiącego brata, który na dźwięk własnego imienia przez sen wymamrotał coś niespokojnie, by już po chwili przekręcić się na drugi bok. — Chwila, nie powinniśmy iść do Łapkowa sami. Mama będzie się martwić, a tata będzie zły... — oznajmiła, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie powinni za nic w świecie opuszczać sami kociarni. W szczególności, gdy na zewnątrz świeciło słońce, które było ich Piętą Achillesa. Mogła im się stać krzywda, i to nie tyle, co ze strony ognistej kuli świecącej nad ich głowami. Wciąż pamiętała, jak tata mówił, że poza obozem są złe koty, które mogłyby ich porwać. W szczególności te, które czciły Mroczną Puszczę.
Lotos wydawać by się mogło, że nie był zadowolony z odpowiedzi siostry, jednak jego duma, być może cząstka Klanu Gwiazdy, a może dziedzictwo bycia felidae nie pozwoliła mu na jawną krytykę siostry.
— Nie pójdziemy sami — oznajmił nagle, dokładnie w tym samym momencie, w którym do kociarni zajrzał Skrzypiąca Łapa. Jej drugi przyjaciel, zaraz po Oskrzydlonej Łapie. Biały kocurek z gracją, na swych niedużych łapkach zbliżył się do burego vana, z którym po tym, jak się przywitał, wymienił kilka słów. Skrzyp przez cały czas ich rozmowy miał utkwione spojrzenie we Wróżce. Z jego pyska padało co jakiś czas krótkie "hm, hm". Wróżka przekrzywiła główkę, zastanawiając się, o czym tak zaciekle rozmawiają, jednak jak wskazywało grzeczne wychowanie, nie zdecydowała im się przeszkodzić. Do czasu, aż Lotos skinieniem głowy nie przywołał jej do siebie. Dopiero wtedy podniosła się i podeszła do kocurów, grzecznie pytając się, o co chodzi. — Skrzypiąca Łapa zaoferował nam swoją pomoc w bezpiecznym dotarciu do Łapkowa. Ochroni nas przed słońcem oraz innymi zagrożeniami, a przede wszystkim wskaże nam drogę. Będzie naszym...
— Ochroniarzem.
Wróżka przeniosła spojrzenie na vana. W jej fioletowych oczkach dało się dostrzec gwiazdki radości. Była wdzięczna kocurowi, że zaoferował im swoją pomoc. W innym przypadku musieliby sami błądzić po jeszcze im nieznanych terenach, będąc zdani tylko na siebie i przychylność Gwiezdnych. Co, jeśli coś by ich zjadło? Albo ktoś by ich porwał i historia taty stałaby się prawdą?! Co prawda, istniała jeszcze możliwość kontaktu z Klanem Gwiazdy i zapytanie o drogę, ale... na ten moment koteczka cieszyła się, że może spędzić czas z uczniem wojownika.
— Niech Klan Gwiazdy ma cię w opiece! — miauknęła, po czym skinęła główną w stronę kocura, pozdrawiając go, na co odpowiedział jej tym samym. — Prowadź, Gwiezdny strażniku — wymyśliła ma poczekaniu przydomek dla burego ucznia, jednak sądząc po jego wyrazie pyska, przypadł mu do gustu.
<Bratku? Masz pachoła, któremu możesz wciskać kit, bo wyznawca z niego klanu gwiazdy na 102 jest. Ale bądź dla niego miły, bo Wróżka stanie się wredną Pixy i pokąsa. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz