Kotka miała racje. Nie może tylko narzekać, zamartwiać się słabymi stronami uczennicy. Musi coś z nimi zrobić, bo będą stawać się tylko jeszcze bardziej... doskwierające. Każdy trening, w którym skupiają się tylko na tym, co niezbędne, aby stała się przyzwoitą wojowniczką, a nie wystawia ją na nowe doświadczenia, w których chce, aby pokonywała swoje słabości, sprawia, że przepaść między tym, jaka jest, a jaka może się stać, jeśli wykorzysta swoje możliwości w stu procentach.
— Tak, tak... To dobry pomysł. Tak... Zrobimy to, ale może jutro. Chciałbym pójść na patrol, dawno nie byłem, jeśli oczywiście nie masz już wybranego składu. — Przekręcił łeb, w międzyczasie biorąc porządnego gryza mięsa. Świeża zwierzyna rozpływała się w pysku, wypełniając go krwistym sokiem. — Nie. Możesz przewodzić. Weźmiesz Kropiatkową Łapę ze sobą; wytrzymałość to siostra siły. Poinformujesz sam Kuni Strumyczek i Latającą Rybę, żeby poszły z tobą. Potrzebuję silnych wojowników do pracy w obozie.
— Mam wrażenie, że to wszystko z obozem nigdy się nie skończy... — zaśmiał się sucho, nie odrywając wzroku od leżącej, do połowy zjedzonej już piszczki. — Jedynie rośliny przy źródełku zdają się nieustannie wzrastać. — Obejrzał się. Praca przy źródełku wrzała. Czasami zastanawiał się, czy ogrodnicy sypiali, czy może babranie łap w ziemi było tak satysfakcjonujące, że wybierali to na rzecz odpoczynku. Chociaż musiał przyznać, że była to jedna z łatwiejszych prac, przy których wojownik mógł pomagać. Sam Żmijowiec pewnie znacznie częściej ukrywałby się tam, rzucając komentarze w stronę Lulkowego Ziela, który nie mógłby go wyrzucić, gdyż każda łapa była cenna w tych ciężkich czasach. Brud był jednak zbyt dużą przeszkodą. Teraz, między Pierzastą Kołysanką, a jego bratem kręciła się Rosiczkowa Kropla. Ona również lubiła niszczyć pracę swojego języka i wykopywać dziury, zakopywać ziarenka, podlewać je mokrym mchem... Bury mlasnął językiem z obrzydzenia. Lulek przyklepywał grządki, a ciemna breja oblepiała mu całe łapy; zdawał się być niemal jednolity...
— Nie sądzę, by każdy zdawał z siebie tyle, ile może. Co nie znaczy, że starania idą na marne.
— Nie każdy wie, jakie powinien mieć priorytety.
— Priorytetem jest zawsze Klan Nocy, zapamiętaj to, nieważne co. — Srebrna kocica wstała i pozostawiając Żmijowca z tymi słowami, odeszła, aby zająć się czymś innym. Zielonooki wojownik westchnął i wziął ostatniego kęsa, aby zaraz potem otrzepać się i wyruszyć na poszukiwania towarzyszy swojego patrolu.
— Mam wrażenie, że to wszystko z obozem nigdy się nie skończy... — zaśmiał się sucho, nie odrywając wzroku od leżącej, do połowy zjedzonej już piszczki. — Jedynie rośliny przy źródełku zdają się nieustannie wzrastać. — Obejrzał się. Praca przy źródełku wrzała. Czasami zastanawiał się, czy ogrodnicy sypiali, czy może babranie łap w ziemi było tak satysfakcjonujące, że wybierali to na rzecz odpoczynku. Chociaż musiał przyznać, że była to jedna z łatwiejszych prac, przy których wojownik mógł pomagać. Sam Żmijowiec pewnie znacznie częściej ukrywałby się tam, rzucając komentarze w stronę Lulkowego Ziela, który nie mógłby go wyrzucić, gdyż każda łapa była cenna w tych ciężkich czasach. Brud był jednak zbyt dużą przeszkodą. Teraz, między Pierzastą Kołysanką, a jego bratem kręciła się Rosiczkowa Kropla. Ona również lubiła niszczyć pracę swojego języka i wykopywać dziury, zakopywać ziarenka, podlewać je mokrym mchem... Bury mlasnął językiem z obrzydzenia. Lulek przyklepywał grządki, a ciemna breja oblepiała mu całe łapy; zdawał się być niemal jednolity...
— Nie sądzę, by każdy zdawał z siebie tyle, ile może. Co nie znaczy, że starania idą na marne.
— Nie każdy wie, jakie powinien mieć priorytety.
— Priorytetem jest zawsze Klan Nocy, zapamiętaj to, nieważne co. — Srebrna kocica wstała i pozostawiając Żmijowca z tymi słowami, odeszła, aby zająć się czymś innym. Zielonooki wojownik westchnął i wziął ostatniego kęsa, aby zaraz potem otrzepać się i wyruszyć na poszukiwania towarzyszy swojego patrolu.
* * *
— Mam coś pod paszką — powiedziała nagle Kropiatka, kiedy wygrzebała się spomiędzy krzaków, w które przypadkowo wpadła, próbując złapać mysz. Kocur obrócił się i uważnie obserwował ruchy podopiecznej. Latająca Ryba uprzedziła go jedna i jako pierwsza podbiegła do najmłodszej, każąc jej usiąść i podnieś łapkę.
— To tylko kleszcz. Nie ma co się martwić. Jak wrócimy, mogę zaprowadzić cię do Różanej Woni. Wyciągnie go — powiedziała spokojnie, a uczennica skinęła łebkiem. Wrócili do swoich obowiązków, przyśpieszając znacznie, aby nie dawać pajęczakowi zbytnio rozgościć się w cieple, które generowało ciałko koteczki. W końcu dotarli do obozu. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, tworząc na niebie płomieniste smugi. Żmijowcowa Wić odprawił starsze kotki. Odprowadził wzrokiem Kropiatkową Łapę i Latającą Rybę, które wspólnie zniknęły w końcu we wciąż nieskończonym legowisku medyka. Nie było dnia, w którym ktoś nie pracował nad jego ścianami. Tym razem padło na dość sporą grupę kotów, której wydawała się przewodzić sama Spieniona Gwiazda, sama jednak nieangażująca się fizycznie. Kota wyglądała słabo, wątle, ale jej doświadczony wzrok i delikatny głos sprawiał, że koty ze skupieniem oddawały się obowiązkom. Wężynowy Kieł rozmawiała z burą córką, obie jednak co kilka chwil przerywały, aby zębami przytrzymać sobie jakąś niesforną gałązkę lub trzcinkę. Kilka kroków dalej siedział Lśniąca Ikra, przytrzymując większy kawałek drewna, kiedy jego brat próbował przymocować go mniejszymi, roślinnymi wstęgami. Wszystko zaczynało nabierać jakiegoś kształtu, ale do dawnej świetności jeszcze wiele mu brakowało. Być może faktycznie Mandarynkowe Pióro miała rację... Może gdyby matka i siostra więcej pracowały, niż rozmawiały, gdyby Kijankowe Moczary bardziej się starał i szybciej przebierał łapami, gdyby Lśniąca Ikra miał twardszy, silniejszy grzbiet, wszystko byłoby już gotowe?
O wilku mowa!
— Kropiatkowa Łapa jest u medyczki. — Zastępczyni wyłoniła się zza niego. Jej kroki słyszalne, ale nie ciężkie. Nie skradała się, nie miała po co.
— To tylko kleszcz. Nie ma co się martwić. Jak wrócimy, mogę zaprowadzić cię do Różanej Woni. Wyciągnie go — powiedziała spokojnie, a uczennica skinęła łebkiem. Wrócili do swoich obowiązków, przyśpieszając znacznie, aby nie dawać pajęczakowi zbytnio rozgościć się w cieple, które generowało ciałko koteczki. W końcu dotarli do obozu. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, tworząc na niebie płomieniste smugi. Żmijowcowa Wić odprawił starsze kotki. Odprowadził wzrokiem Kropiatkową Łapę i Latającą Rybę, które wspólnie zniknęły w końcu we wciąż nieskończonym legowisku medyka. Nie było dnia, w którym ktoś nie pracował nad jego ścianami. Tym razem padło na dość sporą grupę kotów, której wydawała się przewodzić sama Spieniona Gwiazda, sama jednak nieangażująca się fizycznie. Kota wyglądała słabo, wątle, ale jej doświadczony wzrok i delikatny głos sprawiał, że koty ze skupieniem oddawały się obowiązkom. Wężynowy Kieł rozmawiała z burą córką, obie jednak co kilka chwil przerywały, aby zębami przytrzymać sobie jakąś niesforną gałązkę lub trzcinkę. Kilka kroków dalej siedział Lśniąca Ikra, przytrzymując większy kawałek drewna, kiedy jego brat próbował przymocować go mniejszymi, roślinnymi wstęgami. Wszystko zaczynało nabierać jakiegoś kształtu, ale do dawnej świetności jeszcze wiele mu brakowało. Być może faktycznie Mandarynkowe Pióro miała rację... Może gdyby matka i siostra więcej pracowały, niż rozmawiały, gdyby Kijankowe Moczary bardziej się starał i szybciej przebierał łapami, gdyby Lśniąca Ikra miał twardszy, silniejszy grzbiet, wszystko byłoby już gotowe?
O wilku mowa!
— Kropiatkowa Łapa jest u medyczki. — Zastępczyni wyłoniła się zza niego. Jej kroki słyszalne, ale nie ciężkie. Nie skradała się, nie miała po co.
— Tak, ale to tylko kleszcz. Granicę są czyste, tylko przy Starej Łódce zauważyliśmy bobry. Nie podchodziliśmy zbyt blisko, wyglądały na głodne. Pewnie dopiero co zbudziły się po Porze Nagich Drzew — zaraportował, a potem dodał: — Jutro planuję ten trening siłowy. Czy dołączycie się do nas z Trzcinową Łapą?
<Mandarynko?>
Event KN: Odbudowa ścian lecznicy, Zasadzenie wraz z ogrodnikami roślin wokół źródełka
Wyleczeni: Kropiatkowa Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz