Przeszłość
Siedzieli w obozie, między wydeptanymi ścieżkami i miejscami, gdzie w porannym słońcu wysuszały się mokre liście. Rysi Trop wylegiwała się na kępie miękkiego mchu, ogon owijając wokół łap, a jej oczy leniwie śledziły ruchy innych kotów, które sprawdzały zapasy lub gładziły futro w słońcu. Kosaciec, jak zwykle z lekkim uśmiechem, przemykał między nimi, przyglądając się pobratymcom, aż w końcu zatrzymał się przy Rysim Tropie i przeciągnął leniwie.
— Ryś… — zaczął, głos niosąc się przez poranne światło. — Mogę z tobą wyjść na spacer? Chcę się trochę rozprostować. — Rysi Trop podniosła brew i spojrzała na niego spod powiek.
— Oczywiście — mruknęła w końcu, przeciągając się. — Ale pamiętaj, że jeśli uciekniesz w ściółkę, nie będę cię gonić.
Kosaciec uniósł ogon w triumfalnym geście, jakby to była najważniejsza zgoda w jego życiu, i ruszył za nią, kiedy wychodzili z obozu w gęstwinę drzew. Słońce przedzierało się przez liście, tworząc plamy światła na mchu i korze drzew, a w powietrzu unosił się zapach wilgoci i świeżo opadłych liści. Pod ich łapami trawa była jeszcze mokra od porannej rosy, a kilka wiewiórek uciekło z gałęzi, wydając ciche piski.
— No dobrze, Ryś — zaczął Kosaciec, rozglądając się na boki. — Powiedz mi, że nie mówisz wszystkim kotom w obozie, że ja zawsze robię dziwne miny.
— Nie mówisz sam? — prychnęła kotka, unosząc lekko brew. — Ja tylko obserwuję.
— W takim razie jesteśmy kwita. — Uśmiechnął się półgębkiem i przestąpił z łapy na łapę, zerkając na nią w sposób, który można było odczytać tylko jako „przygotuj się na gadkę bez końca”. Przez kolejne minuty wędrowali w milczeniu, przerywanym jedynie drobnymi komentarzami: Kosaciec wskazywał na ptaka przelatującego nad głowami, Rysi Trop komentowała nierówną ściółkę albo przewracające się gałązki. Śmiali się z siebie nawzajem, przekomarzali, prowadzili drobne żarty, które wypełniały las energią i lekką atmosferą dziecięcej zabawy.
— Pamiętasz, jak próbowałeś skoczyć przez strumień i wpadłeś prosto do wody? — prychnęła Rysi Trop, uśmiechając się kątem ust.
— Och, Ryś, tamto było celowe! — protestował Kosaciec, machając łapą, jakby chciał odgonić niewidzialnego oskarżyciela. — Próbowałem pokazać, że mogę skakać… dynamicznie i stylowo. Woda… no cóż, czasem jest zdradliwa. — Śmiali się jeszcze przez chwilę, aż w końcu dotarli do małej polanki, gdzie trawa była miękka i sucha, a promienie słońca tworzyły złote plamy między drzewami. Koty usiadły naprzeciw siebie, ogony powoli owijając wokół łap. Kosaciec przeciągnął się i spojrzał na Rysi Trop.
— Wiesz… — zaczął powoli, jakby ważąc każde słowo. — Chciałem ci coś powiedzieć. Coś, co może cię zainteresować. — Rysi Trop podniosła brew, gotowa do ucieczki, jeśli okaże się, że to kolejny żart.
— No? — mruknęła. Kosaciec uśmiechnął się, tym razem nie figlarnie, a lekko poważniej.
— Pamiętasz naszą rozmowę o Klanie Gwiazdy? — spytał. Rysi Trop skinęła głową.
— Tak, pamiętam — syknęła zirytowana.
— Uh, jak to powiedzieć — kontynuował Kosaciec. — Należę do grupy kotów, którą sam Klan Gwiazdy wybrał, żeby nawrócić Klan Wilka. Nie… nie walczyć z nimi ani nie atakować, tylko pokazać im inną drogę. Pomóc im, jeśli potrafimy. — Rysi Trop przesunęła ogonem po ziemi i spojrzała na niego uważnie.
— Tak? — mruknęła. — I ty w tym uczestniczysz?
— Tak — odparł Kosaciec, prostując się i przeciągając. — Ale nie od razu wszystko, wiesz… stopniowo. Dlatego chciałem się z tobą przejść, pogadać, pośmiać się. Wiesz, zanim zacznę ci opowiadać o wszystkich szczegółach. Bo to nie jest lekka sprawa, a dobrze jest zacząć od czegoś prostego. — Rysi Trop prychnęła cicho, nieco zaskoczona.
— No dobrze, Kosaciec. Jeśli ufasz, że dam radę słuchać, to powiedz mi więcej.
Kosaciec uśmiechnął się, lekko przesuwając łapą po trawie, jakby chciał zaznaczyć powagę chwili, choć wciąż z błyskiem żartu w oku.
— Grupa, do której należę — zaczął. — Ma za zadanie… no wiesz, powiedzmy, że jesteśmy jak… — urwał. — Jesteśmy jak posłańcy Klanu Gwiazdy — wybełkotał. Rysi Trop siedziała cicho, wpatrując się w promienie słońca odbijające się w mchach.
— Ciekawe, a powiedz mi “Posłańcu Klanu Gwiazdy” kto jest w tej waszej grupie? — zapytała. Las wokół nich był spokojny, pełen drobnych dźwięków: trzepot liści, cichy śpiew ptaków i szum wiatru w koronach drzew.
Kosaciec parsknął, ogon powoli machając.
— No właśnie… Nie chcę od razu zasypywać cię wszystkim, co wiem. Ale obiecuję, że jeśli dasz radę wytrzymać ze mną dzień, dowiesz się wszystkiego, co ważne — wyjaśnił. Rysi Trop prychnęła i przeciągnęła się jeszcze raz, ogon powoli owijając wokół łap.
— Dobrze, Kosaciec. Ale pamiętaj — jeśli mnie zanudzisz albo zaczniemy gadać głupoty, przysięgam, że zostawię cię w tym lesie i pójdę dalej sama.
— Och, Ryś… — odpowiedział Kosaciec, mrugając. — Nie wątpię, że damy sobie radę.
I ruszyli dalej, wśród drzew i słońca, śmiejąc się, żartując i rozmawiając, a powoli, krok po kroku, Kosaciec wprowadzał ją w świat Klanu Gwiazdy i swojej grupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz