— Tataa! Pomóś! — Do jego uszu dotarł piskliwy głosik. Spojrzał w dół. Przy jego łapach skakała mała puchata kulka, wpatrująca się w niego wielkimi, niebieskimi oczkami.— Co się stało, maleńka? — Zapytał delikatnym tonem, z miłością wpatrując się w swoją córeczkę.
— Policyć mi pomóś. — Mała kulka imieniem Aster, wskazała Pochmurnemu Płomieniowi na kupkę piór najróżniejszych ptaków. — Pani Cmi Ksienszyc i Pani Wiecne Zaćmienie mi dały! — dodała z niemałą dumą w głosie.
— No, to pokaż mi, co ty tutaj masz. — Położył się przy córeczce, tak by mieć pyszczek nieco bliżej niej. Przyjrzał się piórom. — No to może policzymy twoje piórka razem, co Kruszyno?
— Taaak! — pisnęła szylkretka, wdrapując się ojcu na grzbiet, by z niego przedostać się na jego ojcowską głowę.
— Jeden… — zaczął liczyć Pochmurny Płomień, odsuwając na bok jedno pióro. Krucze.
— Dwa! — wykrzyknęła Aster. — I Tzy też! — Wierciła się, gniotąc łapkami sierść burego, który w tym czasie odsunął dwa kolejne pióra.
— Cztery — powiedział. Miał zamiar przesunąć czwarte, sójcze pióro, jednak Aster go wyprzedziła. Sturlała się po grzbiecie ojca na ziemię i sama przesunęła czwarte pióro z takim impetem, że wszystkie pozostałe wzbiły się w powietrze i poczęły powoli opadać. Kotka widząc to, zaczęła podskakiwać, próbując je złapać, na początku zmartwiona faktem, że mogą się zgubić, jednak potem odnajdując w tym dosyć przyjemną zabawę. Pochmurny Płomień przyglądał się jej poczynaniom, tłumiąc śmiech. Ten widok był jednocześnie bardzo zabawny, jak i uroczy. Bał się, że jak zacznie się śmiać, urazi tym koteczkę.
***
Od pewnego czasu miał wszystko, czego mogło mu dotychczas brakować w życiu. Miał dom, swą piękną żonę Mamrok, dwoje ślicznych, kochanych dzieci (Co prawda jednemu w łeb słoneczko mocniej przygrzało i mały Jeżyn poszedł sobie do Klanu Wilka, ale Pochmurny Płomień nie jest specjalnie zdziwiony tym, na co wpadają jego najukochańsze pociechy, on w ich wieku miał duuuuużo głupsze pomysły). Jeszcze teraz śnieg spadł i można się pobawić, A fakt, iż Judaszowcowa Gwiazda stał się liderem, w zabawie mu nie przeszkodzi, może trochę zrzęda, ale spoko z niego gość. Nie jak ten obsrany Srakosz. W sumie… Na patrolu już dzisiaj był, rano, jak zwykle. Więc pora pokazać jego małej Aster jak się bawi w śniegu. Tylko najpierw go przetestuje. Wyszedł z obozu, pozornie spokojnym krokiem, po czym w paru susach dostał się na najniższą półkę klifu i rzucił z niej wprost na gigantyczną bielutką zaspę. W Porze Nowych Liści w tym miejscu znajdowała się świeża, zielona trawa, ale tak jest o wiele zabawniej. Przetoczył się po ziemi, jego ciemną sierść pokryły drobne, białe płatki śniegu. To sprawiło, że jego futro przypominało rozgwieżdżone niebo. Podniósł się, otrzepał i udał na poszukiwanie swojej córki, by pobawić się z nią w śniegu. Miał wrażenie, że ostatnio przestała tak mieć mu za złe to, że Jeżynek odszedł, ale dlaczego wciąż nie wiedział. Dla niego również była bolesna utrata jego jedynego syna, jednakże bardziej bolało go to, że Aster go o to obwiniała. Pochmurny Płomień starał się, by być dobrym ojcem tak bardzo, jak tylko mógł, ale Jeżynek, a raczej obecnie Wilcza Łapa z tego, co obiło mu się o uszy, sam tak zadecydował, a on szanuje decyzje swoich dzieci. Skoro to daje mu szczęście, niech będzie jednym z wilczych dzieci. I tak nie ma czystych Klifiackich korzeni, w sumie ani Mamrok, ani Pochmurny Płomień nie pochodzili z Klanów. On był z miasta, a Mamrok pochodziła z bagien. Obecnie są tułaczami na tym świecie, co chcą się gdzieś osadzić. Dopiero jego wnuki będą mogły powiedzieć, że urodziły się jako dumne dzieci Klanów, o ile Aster czy Wilczek nie zdecydują, że ich przyszłość wiąże się z ziemiami z dala od Klanów. Tak właściwie Pochmurny Płomień dosłownie żył życiem tułacza, niebędącego związanym z żadną grupą czy rodem. Urodził się jako potomek pieszczoszki i samotnika, z tego, co było mu wiadomo. Przyniesiono go tutaj. Potem sam próbował odnaleźć swoje miejsce, swoje korzenie, poznać swoją matkę. Po wygnaniu żył w mieście, żył z dnia na dzień, starając się przetrwać w niesprawiedliwym świecie. Teraz się osiadł w jednym miejscu, jednak nie łączy go z tym miejscem nic, poza paroma, niewiele znaczącymi relacjami. Czasem nie rozumiał już czy nazywać Klan Klifu domem, czy miejscem, w którym jest jedynie imigrantem.
***
Siedział już od dłuższego czasu w obozie, bacznie przyglądając się kotom przemieszczającym się między legowiskami, wchodzącym, oraz opuszczającym obóz. Wreszcie zobaczył w wejściu znajomą szylkretkę, przypominającą jego Mamrok, jednak mającą inne pręgowanie na futrze i oczy błękitne niczym woda. To była jego córka.
— Heeej, Kruszynko! Jak tam trening? — zagadnął Aster, witając ją u wejścia.
— Dobrze Tato — odpowiedziała mu szylkretka. — Nie uczyłam się dziś niczego nowego, zwyczajny trening.
— Muszę Cię kiedyś nauczyć moich technik wspinaczki na drzewa i walki na nich. Uwierz mi, słyszałem od kogoś, że twój ojciec jest mistrzem w tej dziedzinie. A ja mam wiarygodne źródła informacji.
— Z chęcią! — odpowiedziała z uśmiechem Astrowa Łapa.
— Aster, Córeczko. Chciałbym spędzić dziś z tobą trochę czasu. Ostatnio nie mamy go dla siebie zbyt dużo. Mam wrażenie, że trochę się od siebie oddalamy… Chciałbym też z tobą trochę porozmawiać.
— No… Dobrze — odpowiedziała niepewnie, niezbyt wiedząc, o co może chodzić Pochmurnemu Płomieniowi.
Pochmurny Płomień podszedł do sterty zdobyczy, biorąc z niej tradycyjnie ptaka, pokazując córce, by zrobiła to samo i poszła za nim. Aster usiadła razem z nim w kącie obozu, Buremu nie umknęło, że ona również wzięła ptaka. On od zawsze gustował w ptactwie, najwyraźniej jego dziecię odziedziczyło po nim tę namiastkę ptasiego łowcy. Może na drzewach też będzie sobie dobrze radzić... W sumie to dosyć prawdopodobne. Jak nie… to trudno. Może znajdzie coś innego, w czym będzie najlepsza w całym lesie i na równinach. Choć dla niego już jest najlepsza.
— No więc... — zaczął. — Chciałbym cię przeprosić, moje dziecko, że nie zatrzymałem twojego brata w klanie. Wiem, że miałaś mi to za złe… Jednak to była jego wola, a my nie zabronimy mu żyć, tak, jak on tego chce. Sam mieszkałem w wielu miejscach, czasem trzeba zamieszkać gdzie indziej, odchodzić z wielu miejsc, by odnaleźć ten prawdziwy dom. Jak jest tam szczęśliwy, niech tam pozostanie, a nam pozostało jedynie życzyć mu szczęścia.
— Chyba zaczęłam to rozumieć, gdy ostatnio spotkałam go przy okazji wojny… To było trochę straszne widzieć go pośród wrogów, jednak skoro faktycznie jest mu tam tak dobrze, to chyba to akceptuję. Staram się to zaakceptować. — Kotka zamyślona wpatrywała się w przestrzeń.
— A tak zmieniając temat, słoneczko, jak pewnie wiesz, spadł nam śnieg. A więc Astrowa Łapo, wyzywam cię na śnieżny pojedynek!
Nie czekając na odpowiedź, wystrzelił kłusem z obozu, wpadł w śnieg i zaczął formować względnie kształtne pociski, by mieć czym walczyć.
— To... — Astrowej Łapie nie było dane dokończyć zdania, gdyż pocisk Pochmurnego Płomienia zdążył skutecznie ją wyciszyć, trafiając prosto w jej pyszczek.
— To niesprawiedliwe! — wrzasnęła oburzona. — Nie byłam gotowa! Jeszcze ci pokażę…
Pochmurny Płomień zaśmiał się serdecznie, wysłuchując gróźb szylkretki, jednak dał jej chwilę na przygotowanie się do walki. Spojrzał w górę, by przypatrzeć się ptakom na klifie powyżej. To gołębie? A może jednak jaskółki… Nie widział, są za daleko…
— Ha! — Usłyszał chwilę po tym, jak z transu wyrwała go celnie rzucona w jego kierunku kulka uformowana przez Astrową Łapę.
— Moja krew! — odpowiedział na to Pochmurny Płomień, odwracając głowę, by puścić córce oczko.
Przez dłuższy czas obrzucali się pociskami, o zazwyczaj bliżej nieokreślonym kształcie, bądź jak to robił Pochmurny Płomień, gdy znudziła mu się tradycyjna metoda i zechciał zaskoczyć swoją przeciwniczkę nową taktyką, obsypywać śniegiem bez zbędnego przygotowywania pocisku. Po prostu kopał tylnymi łapami, które zresztą miał dosyć silne z taką intensywnością, że śnieg leciał w stronę Aster, zasypując ją od razu w całości.
W pewnym momencie w środek ich pola bitwy wkroczyło dwoje małych szeregowych.
— Proszę pani, co robicie? — spytało się jedno z kociąt, które nie wiadomo kiedy przydreptało w środek pola bitwy i zaintrygowała je zabawa starszych kotów. Mała, czarno-biała koteczka wpatrywała się w Aster, czekając na odpowiedź.
— Bawimy się w wielką bitwę na śnieg — odpowiedziała córka Pochmurnego Płomienia.
— My też możemy? Ja też chce! I Foczka. — Rozentuzjazmowana koteczka zaczęła skakać w śniegu, błagając o zgodę. Tu już musiał wtrącić się Pochmurny Płomień.
— Hej, mała! Chodź do mnie. Razem będziemy walczyć przeciw Astrowej Łapie! — zaproponował i nie musiał o tym dwa razy wspominać, parę sekund później kotka była już u jego boku.
— Jestem Psotka! A pan jak się nazywa? — spytała rozemocjonowana Psotka.
— Nazywam się Pochmurny Płomień — przedstawił się młodej kotce. — A teraz proponuję zacząć budować fort. Wiesz, taką dużą zaspę, za którą będzie można się schować. Z takim treningiem to Ty chyba zostaniesz najlepszą wojowniczką w Klanie Klifu! — zagadnął czarną koteczkę. Kątem oka zauważył, że Aster podążając za zasadą: “Nie ma głupich”, zaprosiła do swej drużyny małą Foczkę.
Chwilę zajęło im zbudowanie fortu, Pochmurny Płomień specjalnie dobudował wieżyczkę ze stopniami, po których mogła się do niej dostać Psotka, by mieć lepszy widok i zasięg do ciśnięcia śniegiem w ich przeciwniczki. Rozejrzał się dookoła. Aster z Foczką chyba też już skończyły.
— No to chyba zaczynamy — powiedział Pochmurny Płomień, mając zamiar już zacząć obsypywać swe dziecię śniegiem, ale coś, a raczej ktoś mu w tym przeszkodził.
— Psotko, Foczko — odezwał się ojciec kotek, Mysi Postrach. — Co wy tutaj robicie? — Najwyraźniej maluchy wymknęły się ukradkiem, korzystając z nieuwagi ojca, nieco skonsternowanego pojawieniem się córek w tym miejscu.
— Bawimy się z Pochmurnym Płomieniem i Astrową Łapą w bitwę śnieżną!
— Tato chodź, my też się pobawimy! — pisnęła koteczka, która przyszła za Mysim Postrachem, najwyraźniej siostra dwóch pozostałych urwisów.
— No chodź, tato! — zawtórowały jej Foczka z Psotką. W tym czasie trzecia kotka przybiegła do Psotki i Pochmurnego Płomienia, który już zaczął budować dla niej drugą wieżyczkę. W końcu Mysi Postrach za namową Foczki i Aster przyłączył się do ich drużyny. Czego nie zrobi się dla własnych córek…
<Astrowa Łapo, córeczko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz