Przed odnalezieniem Kropiatki
W legowisku medyczek od pewnego czasu przebywał mały, zabłąkany kocurek, którego Szałwiowe Serce i Wężynowy Splot przywlekli pewnego dnia do obozu. Został nazwany “Szept”, bo tak jak on, był kruchy. Drobny, słabiutki. Całe dnie spędzał wtulony w swoje posłanie, popiskując cichutko, jakby każde tchnienie kosztowało go wysiłku. Jego obecność w lecznicy niemal od razu sprowadziła do niej Nenufarowy Kielich, która bez zawahania się uznała malca za swojego pierworodnego syna. Otoczyła go opieką tak ścisłą, jakby chciała odgrodzić go od całego zła tego świata. Jednak Gąbka… Ona nie była tym zachwycona. Z początku tylko obserwowała małe kociątko z dystansu, marszcząc lekko brwi, gdy przechodziła obok. Coś w tym kociaku budziło w niej niepokój. Biła od niego jakaś dziwna, podejrzana aura. Czuła to gdzieś w głębi swojego serduszka, lecz nigdy nie potrafiła ubrać sensownie w słowa. Nie miała też odwagi, by zrobić cokolwiek otwarcie. Aż do pewnego dnia. Dnia, w którym Szept po raz pierwszy otworzył oczy.
Dwa błękitne ślepka powoli śledziły ściany legowiska. Wyglądały z pozoru normalnie – były niewinne, pełne ciekawości, ale i strachu. Jednak dla Gąbki było w nich coś jeszcze. Zagrożenie. Może nie wyglądały tak samo, jak te, które widziała podczas snu, ale samo podobieństwo w kolorze wystarczyło, by zaczęła jeszcze bardziej go nie znosić.
“Co, jeśli on jest mewim szpiegiem?” – pomyślała. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym więcej znajdowała ‘dowodów’ swojej racji. Jego umaszczenie – jasne, niemal jak mewie pióra. Jego skrzekliwy pisk – jak echo mewich wrzasków. To wszystko składało się na jedną, spójną całość. Gąbczasta Łapa silnie wierzyła w to, że pobratymcy tamtego dnia uratowali wroga. Wroga, który być może czekał tylko na to, by podrosnąć, nabrać sił, a potem… uderzyć. Może śmierć tamtej mewy nie była przypadkiem? Co mogłoby być lepszą przykrywką dla pozornie bezbronnego, zranionego kociaka? Taki był plan – wziąć ich na litość, zabrać szpiega do obozu, a potem wychowywać, karmić, zużywać na niego zasoby. To wszystko po to, by ten któregoś dnia obudził się z żądzą krwi!
Poczuła, że musi działać. Wielka księżniczka Gąbczasta Łapa złapała wreszcie tego tyci szpiega na gorącym uczynku! Teraz pozostało tylko jedno: przekonać resztę, że się nie myli. Bo jeśli jej podejrzenia były słuszne, to każdy dzień mógł znieść na nich katastrofę.
***
Wciąż przed odnalezieniem Kropiatki
Gąbczasta Łapa siedziała w swoim nowym legowisku i uważnie śledziła każdy ruch małego szkraba, który kręcił się po lecznicy. Jak zwykle obok niego czuwała Nenufarowy Kielich, obserwując każdy jego krok, by przypadkiem się nie zranił. To było niedorzeczne! Jak ona mogła tak łatwo zaufać obcemu kociakowi? Z drugiej strony buraska zawsze była taka miła i współczująca. Może jeszcze uda się ją ‘naprawić’ i sprowadzić na właściwą drogę.
— Ja wychodzę! — rzuciła Różana Woń, kierując się ku wyjściu. Dymna od razu dostrzegła w tym szansę. Idealną okazję, by przyjrzeć się nieco bliżej temu małemu ‘szpiegowi’. Ruszyła powoli w stronę Nenufarowego Kielicha, starając się wyglądać zupełnie niewinnie.
— Nena! — zawołała, kładąc łapę na jej barku, jakby znały się od zawsze. Wojowniczka lekko drgnęła, zaskoczona nagłą bliskością ze strony uczennicy. — Lubisz pomagać innym, prawda?
Żółtooka przez chwilę patrzyła na nią bez słowa, po czym na jej pyszczku pojawił się ciepły uśmiech.
— Oczywiście! Dlatego serce mi się rozkleiło, gdy zobaczyłam tego malucha. Tak mi go żal. Musiał opuścić rodzinę w tak młodym wieku… Nie wygląda na starszego niż księżyc, a już przeżył więcej niż niejeden wojownik! — zażartowała. Gąbce nie było jednak do śmiechu, gdy w grę wchodził szpieg. To był poważny temat, a tej latorośli nie można było za bardzo rozpieszczać. Powinni dokładnie ważyć słowa w jego obecności – nigdy nie wiadomo, które z nich sprawi, że mały szpieg poczuje się pewniej w towarzystwie swoich ofiar. Jeśli zacznie brać koty na litość, nadejdzie ich koniec.
— Wszyscy tu przeżyliśmy powódź. Straciliśmy obóz, zapasy… Nie sądzę, żeby porwanie przez mewę było gorsze — mruknęła ponuro z przesadną powagą. Buraska spuściła wzrok, omiatając posadzkę ogonem.
— Tak… masz rację — odparła cicho, kładąc po sobie uszy. Po chwili spędzonej w milczeniu, odchrząknęła, a jej pyszczek się rozpogodził. — A co u ciebie? Chciałaś mnie o coś poprosić? — próbowała zmienić temat. Uczennica medyczki zawahała się na moment, po czym skinęła głową.
— Mogłabyś przynieść mi coś do jedzenia? I może też do picia? — spytała słodkim głosikiem. Musiała sprawiać wrażenie wiarygodnej. — Muszę pilnować składziku i czekać na chorych. Różana Woń wyszła, a jeśli mnie też by tu nie było… Kto wie, może ktoś by umarł! — dodała teatralnie, kładąc łapę na czole, na co Nenufarowy Kielich się uśmiechnęła.
— Nie ma sprawy! Zaraz wrócę, tylko miej oko na Szepta! Nie powinien sprawiać problemów.
Gąbczasta Łapa prychnęła cicho pod nosem, obserwując, jak wojowniczka znika w wyjściu z lecznicy. Idealnie. Różanej Woni nie było, Neny także. Została tylko ona… i ten mały oszust. Gąbczasta Łapa pochyliła się nad kociakiem. Już zdążył zasnąć, jego bok unosił się i opadał powoli, rytmicznie. Odstąpiła od niego na chwilę, po czym sięgnęła po kilka listków macierzanki. To pozwoli mu nieco się odprężyć, a gdy koty czują się bezpieczne, często zdradzają za dużo informacji! W taki sposób wyciągnie z niego całą prawdę. Point wyśpiewa jej wszystkie swoje plany jak z nut! Nawet nie zauważy, gdy Spieniona Gwiazda wyrzuci go z klanu!
— Hej, Szepciku! — zawołała, mrugając niewinnie. Przysunęła listki niemal pod jego nosek. — Zjedz to. To na wzmocnienie! Trafiłeś tu taki słaby, chorowity… — westchnęła, kręcąc powoli głową, jakby faktycznie martwiła się o jego zdrowie. Kocurek wahał się, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Gąbka wepchnęła mu zioło do pyszczka łapą. Gdy przeżuł, wyszczerzyła ząbki.
— Chcesz zostać wojownikiem? — zapytała, przekrzywiając głowę. Musiała wiedzieć, do czego będzie go szkolić Klan. Wojownik? Wtedy mógłby nauczyć się walczyć i stać się zagrożeniem. Ogrodnik? Poznałby trujące rośliny, które łatwo byłoby ukryć w piszczce. Obie rangi były równie zabójcze. Najlepiej byłoby, gdyby młody Szept od początku był w starszyźnie. — Wiesz, są też inne role — mówiła dalej. — Ogrodnik, medyk… ale ty medykiem być nie możesz. To tylko dla kotów z rodu. Dla mnie. Moja babcia była przywódczynią! Nazywała się Srocza Gwiazda… — "O takiej rodzinie mógłbyś tylko pomarzyć" – dodała w myślach, zadzierając dumnie brodę.
— Pewnie chciałbyś być w mojej rodzinie! My rządzimy Klanem Nocy! — zaczęła się przechwalać, kładąc dumnie łapę na klatce piersiowej.
<Mały szpiegu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz