Czerwiec wstał nieco później niż zwykle. Nie przejął się tym. W końcu Figa nigdy nie była na czas, więc teraz pewnie też nie. Jakie też było jego zdziwienie, kiedy dostrzegł czekającą już na niego mentorkę.
— Kąśliwa pchełko? Co tak wcześnie? Czyżby mrówki cię obudziły tupotem małych nóżek? — mruknął i wyszczerzył kiełki w jej stronę, na co ta parsknęła pod nosem.
— Nie zbliżaj się, bo przejdą na Ciebie — odgryzła się. Uśmiechnął się niewinnie i podszedł bliżej.
— Moje futro jest dla nich zbyt czyste — odparł i podszedł jeszcze krok wprzód.
— Pokazuje Ci po prostu, że jestem lepsza we wszystkim, w tym we wstawaniu rano! — dodała chytrze.
— We wstawaniu? Raz wstałaś przede mną i uważasz się za wzór? Niesamowite — rzucił rezolutnie, szczerząc kiełki. Podszedł jeszcze bliżej mentorki. Figa zmarszczyła brwi.
Zaraz jednak posłała mu podstępny uśmieszek.
— Jak Cię dopadnę, to pobrudzę Twoje futro wszystkim, co jest w moim! — zagroziła mu z cwaniackim uśmiechem. Niezbyt przypadła mu do gustu reakcja Figi. Wyglądała jak najwytrawniejszy, chytry lis. Oby jej to bokiem wyszło!
— Tylko spróbuj cwaniaro, a wyczyszczę najpierw twój ogon, który tak misternie przyozdabiasz błotem, ziemią, liśćmi czy innymi tego typu rzeczami — odparował.
— Spróbuj go dotknąć, a odgryzę Ci nos! — odparła bojowo.
— A ja ci ucho i będziemy kwita — odparł zupełnie niezrażony jej słowami.
— Dzisiaj będziesz budować posłania — poinformowała go po chwilce. Słysząc o dzisiejszym zadaniu, żółte oczka mu zalśniły.
— Świetnie, coś nowego. Jednak jak chcesz, to umiesz rozpieszczać innych — rzekł, niewinnie się uśmiechając.
— No, to biegnij w te pędy po świeżutki mech! Zaczniemy od mojego posłania, ha, ha, ha! — zaśmiała się szyderczo. Słysząc jej słowa odnośnie mchu, zaśmiał się.
— Haha, z błota ci posłanie zrobię i z liści dla lepszego efektu — rzekł i faktycznie udał, że idzie po błoto.
— EJEJEJEJ! — złapała go zębami za ogon i pociągnęła ku sobie. Reakcja kotki zdziwiła go. Miała czelność dotknąć jego cudnego ogonka? Tak po prostu? Zerknął na nią.
— Nie denerwuj mnie! Podejdź do tego na poważnie i zrób swojej wspaniałej mentorce wspaniałe posłanie godne mnie! — dodała.
— Ależ będzie! Skoro lubisz błoto czy ziemię i są dla ciebie niezbędne to jaki problem, hm? — mruknął, ale widząc jej minę, westchnął bezgłośnie.
— Dobra, dobra, tylko puść mój ogon! Na jasną chmurę! — mruknął w odpowiedzi. Figa uśmiechnęła się triumfalnie.
— No! Biegnij, ma się za tobą kurzyć! — ponagliła ucznia z uśmiechem. Kocurek widział ten uśmiech i już wiedział co zrobić. Oczywiście poszedł po mech, ale zamiast wrócić normalnie do mentorki, po prostu rzucił się biegiem. Oczywiście mógłby wyhamować, ale plan zakładał zupełnie co innego.
— Uwaga! — krzyknął niby to ostrzegawczo, ale kocica i tak nie miała, jak uskoczyć, więc oba koty wpadły w kałużę. Przy czym Czerwiec wylądował na Fidze, więc nie ubrudził się aż w takim stopniu.
— ŻARTUJESZ?! — krzyknęła, kiedy czekoladowy z niej zlazł. Kocur zerknął na koteczkę, a już po chwili zaniósł się śmiechem. Nie potrafił wziąć żadnego głębszego wdechu, a do tego zaczął go boleć brzuch. Figa wyglądała naprawdę komicznie!
— Ahaha! Kąśliwa pchełka zwana błotną! A to dobre! — wyrzucił z siebie ledwie. — Figo, nic ci nie jest? — rzekł, gdy się w końcu uspokoił.
— Oczywiście, że mi jest! — mówiąc to, wzięła trochę błota z sierści i cisnęła nim gniewnie w ucznia. Ten jednak uchylił się w porę i błoto o wąs go minęło.
— Ej! Ej! Spokojnie, bo zaraz jeszcze siebie obrzucisz przypadkiem! — miauknął.
— Pfff! Nie bądź taki cwany! — burknęła. — Jak już ogarniesz siebie i ten mech, to wejdź na drzewo dla Zwiadowców. Będę tam czekać i wymienisz mi posłanie. Teraz za karę pójdę tam i nabrudzę tym całym błotem! Żebyś miał co sprzątać! — rzuciła.
— Dobrze, to będziesz błotnistą lub niechlujną pchełką. Co ty na to? — miauknął, ale poszedł już po ten mech i wdrapał się na drzewo.
— Dobra, zacznijmy i miejmy to za sobą. Muszę kolekcję dzisiaj wyczyścić — rzekł jeszcze. Figa parsknęła pod nosem na jego wzmiankę o czyszczeniu kolekcji. Jednak kocur nie zwrócił na to większej uwagi. Figa pokazała mu od podstaw, jak ma wyglądać dobrze zbudowane posłanie, a następnie wybrała sobie spośród przyniesionego mchu ten najmiększy.
— Chcę posłanie z tego tu. — Pokazała uczniowi. — Moje miejsce jest tam, na końcu. Chodź. Zaczniesz od niego. — Kocurek prychnął cicho na jej słowa.
— To nie jest koncert życzeń, ale odnoszę wrażenie, że pchełka awansowałaby na pchłę, chcącą mnie zagryźć — odparł niewinnie, a zarazem faktycznie zrobił jej posłanie z wybranego przez nią mchu.
— Proszę, pchełeczko. Kąśliwe posłanie tylko dla ciebie — rzekł i wyszczerzył się. Figa minęła ucznia, ogonem go przesuwając. Od razu weszła na posłanie, by je sprawdzić. Zrobiła dwa kółka i ugniotła je łapkami. Na jej pyszczek wkradł się uśmiech zadowolenia.
— No, no, całkiem względnie, wiewióreczko! — miauknęła z aprobatą. — Będę dzisiaj spać jak liderka, haha! — dodała po chwilce.
— Przynajmniej wiadomo, że teraz nie masz mrówek w posłaniu! — rzucił rezolutnie.
— To były pająki — mruknęła.
— Postaraj się nie przyprowadzić do niego koleżanek i kolegów — dorzucił jeszcze i wyszczerzył kiełki. Figa prychnęła głośno na komentarz ucznia. Zmarszczyła brwi i odwróciła od niego głowę, nieco zniesmaczona.
— Ej, ej! Nie za młody jesteś na takie komentarze?! — wytknęła mu. — A poza tym, co Ci do tego! — dodała.
— A ty nie za stara, by cię to obrzydzało? — mruknął w odpowiedzi i posłał jej rozbrajający nieco kpiący uśmieszek. Fidze chyba żyłka pękła po usłyszeniu pyskówki ucznia. Wysunęła pazury i w mgnieniu oka podniosła się z posłania. Powaliła ucznia na gałąź, na mech, który tamten przyniósł do pozostałych legowisk.
— Ty arogancki mysi móżdżku! — syknęła, przyciskając go do gałęzi. — Zapomniałeś już, z kim rozmawiasz? Jak śmiesz się tak do mnie odzywać, ja jestem Figa! Postrach Owocowego Lasu i Twoja mentorka! A Ty jesteś małym głupim uczniem i nie masz prawa się tak do mnie odzywać. To nie Twoja sprawa z kim i gdzie chodzę, jak na co reaguję — wycedziła w złości. — Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, bo pożałujesz — szepnęła jeszcze, a słysząc jakiegoś kota na dole, zeszła z ucznia by nie było zaraz awantury, że się nad nim znęca. Z kolei kocurek zaśmiał się cicho na jej słowa. Nie uważał jej za postrach. Zresztą raczej się jej nie bał.
— Oj dobra, spokojnie. Jak dla mnie możesz romansować nawet z ropuchą i nie będzie mnie to interesować — odparł między liźnięciami, układając swoje futro, gdy ta go puściła. Nie wyglądał na przerażonego, a raczej rozbawionego sytuacją.
— Ohydny jesteś — burknęła pod nosem. — A Ty sobie romansuj ze swoimi kamyczkami — fuknęła jeszcze. — Idę stąd, nie wytrzymam Twojego towarzystwa ani jedno uderzenie serca dłużej! A Ty masz zostać tutaj i ładnie naprawić wszystkie legowiska — uderzyła go ogonem, niby to przypadkiem, omijając go i schodząc na dół.
— Bardzo chętnie. Kamyki są wdzięczne. Nie to, co pewne kociska — odparował, a gdy ta uderzyła go ogonem, wyszczerzył kiełki. — By ci bokiem nie wyszło — rzucił z przekąsem, a następnie nie uraczył Figi kolejnym spojrzeniem. Po prostu skupił się na tym, co ta mu zleciła. Nie zdołał zrobić nawet dwóch kroków, kiedy to usłyszał wrzask. Odwrócił się i zerknął w dół. Widząc natomiast, jak Figa ogląda swoją łapę, z początku chciał to zignorować. Jednak Jeżyna mówiła mu to i owo, więc ostatecznie zeskoczył i wylądował gładko na ziemi.
— Wiesz, co się mówi? Karma lubi wracać, a ta przybyła wyjątkowo szybko. Cóż za zbieg okoliczności. Może powinienem cię teraz zostawić? Tak, jak chciałaś? Jak myślisz? — prychnął. Spojrzała na niego z wyrzutem, jakby to była wina ucznia.
— Spadaj na drzewo banany prostować! — odparowała. — Rób, co chcesz — warknęła, znowu sycząc z bólu, próbując samej wyjąć kolec. Usiadł sobie obok i elegancko owinął ogon wokół łap. Obserwował przez moment bezcelowe starania Figi, które w jakiś sposób zakłuły go w serce.
— Wiesz? Nie powinnaś sama tego wyjmować — rzekł beznamiętnie. Zaraz, jednak westchnął cicho. Podniósł się i szturchnął pyskiem delikatnie bok mentorki. — Idziemy do Świergot. Ona ci pomoże — rzekł po chwili.
— Skoro muszę... — mruknęła, pokornie idąc za uczniem do medyczki. — Jeszcze trochę i by mi się udało go wyjąć — mruknęła z przekonaniem.
— A nawet jeśli, by ci się udało, to co zrobisz, gdy zakażenia dostaniesz? Pomyślałaś o tym? — mruknął, tym razem bez najmniejszego cienia kpiny. Zerknął do tyłu. Widząc, jak bardzo ta kulała, zwolnił. Podparł ją, by ograniczyć stąpania na tę łapę.
— Pfff, nie boję się zakażeń... — odparła.
— A powinnaś. Słyszałem, że łapę można stracić od czegoś takiego — rzucił w odpowiedzi.
— Nie myśl sobie, że potrzebowałam Twojej pomocy! — miauknęła, nie patrząc na ucznia.
Zbliżali się do legowiska Świergot, z daleka słysząc, jak kotka sobie nuci coś pod nosem, układając zioła. Kiedy starsza ponownie się odezwała, Czerwiec machnął delikatnie ogonem.
— A ty nie myśl, że robię to dla ciebie. Nie chcę stracić treningów. Zresztą mama mówiła, że pomagać trzeba — rzekł po prostu. Również nie uraczył jej spojrzeniem. Dotarli do celu. Czerwiec odsunął się od kocicy. — Poczekam na zewnątrz — burknął i się wycofał. Figa odwróciła teatralnie głowę. Weszła do Świergot, a kotka widząc Zwiadowczynię z kolcem w łapie, natychmiast przystąpiła do pomocy. W tym samym czasie kocurek myślał o tym, by sobie nie pójść. Jednak nie lubił kłamać, więc ostatecznie porzucił ten pomysł. Usiadł gdzieś na boku i zaczekał na Figę. Dostrzegł ją, ale nie poruszył się. Po prostu czekał. Gdy Figa dotarła do ucznia, usiadła obok niego, ale w bezpiecznej odległości.
— Hej — zaczęła. Upłynęła długa chwila ciszy, nim Zwiadowczyni odezwała się ponownie. — Dzięki — mruknęła. Z początku nie odezwał się, po prostu śledził ruchy kocicy swoim żółtym spojrzeniem. Czy miał jej trochę za złe poprzednią sytuację? Może, chociaż sam chyba nie popisał się najlepiej. Zastrzygł uchem na jej podziękowania. Chwila? Czy ona mu podziękowała?
— Nie ma sprawy. Powinniśmy się wspierać — mruknął cicho w odpowiedzi. Przecież stanowili jedno. Kotka spojrzała na pajęczyny na łapie. Słysząc odpowiedź, podniosła na niego wzrok.
— Powinniśmy? — zapytała, szczerze.
— Tak, Figo. — Skinął główką. — Możemy się nie lubić nawzajem, dokuczać sobie czy unikać. Jednak cały Owocowy Las jest jedną wielką rodziną. Grupą kotów, które żyją razem i choć czasem jest trudno, to tkwimy w tym wszystkim razem. Jesteśmy gotowi pomóc sobie nawzajem, gdy zajdzie taka potrzeba. No, a przynajmniej takie jest moje zdanie — rzekł cicho i uśmiechnął się ciepło, a to u niego była rzadkość. — Kocham Owocowy Las i koty do niego należące pomimo wszystko. Dlatego ci pomogłem, bo jesteśmy jednością. Tylko nie mów tego innym, bo mnie zjedzą — dodał z błyskiem w oczku na koniec. Słysząc prośbę ucznia, Figa zaśmiała się cicho.
— Nie powiem nikomu — szepnęła. — To będzie nasz sekret. — Zawiał delikatny wiatr, a kotka odwróciła od ucznia wzrok, patrząc w wysokie korony drzew. — Skąd wiesz, czy kochasz Owocowy Las? Czy to nie jest bardziej z poczucia obowiązku wobec współklanowiczów? — dopytała, a Czerwiec uśmiechnął się ciepło.
— Wiesz Figo? Niektóre rzeczy są trudne do wytłumaczenia... — zaczął, a chwilę później podniósł się. Podszedł do Figi i dotknął delikatnie swojego futerka dokładnie tam, gdzie biło serduszko. — Nie wiem, ja po prostu to czuję. Czuję miłość do tej grupy kotów. Czuję to w sercu. Nie potrafię ci tego wytłumaczyć, ale nie chodzi tu z pewnością o poczucie obowiązku. To raczej szczere uczucie, które rośnie wraz z kolejnymi księżycami mojego życia — wyjaśnił łagodnie, a następnie usiadł obok Figi. — Jednak każdy z nas może czuć to inaczej, a ja jedynie przedstawiam swój punkt widzenia — dodał jeszcze, nim umilkł.
<Figo?>
[1816 słów]
Wyleczeni: Figa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz