Poruszyła wąsami, siadając gdzieś z tyłu. Szczerze mówiąc chciała się jak najbardziej wtopić w tłum i uniknąć dziwnych, niezręcznych pytań dotyczących chociażby jej wyłysiałych boków czy innych rzeczy - najlepiej w ogóle uniknąć jakichkolwiek rozmów, jeśli łaska. Nieszczególnie również interesowała ją sytuacja w klanie, dlatego też jej zdziwienie nie miało końca, gdy pośród kotów wybranych do oddelegowania Żmii, usłyszała również swoje przeklęte imię:
— Klanie Wilka; jak zapewne dobrze wiecie, Muszlowa Łapa, najważniejsze ogniwo, zwieńczenie naszego sojuszu z Klanem Nocy, zaginęła kilka księżyców temu. Na zgromadzeniu miałam okazję porozmawiać ze Sroczą Gwiazdą, kiedy to ustaliłyśmy, jakie podejmiemy działania — Sosnowa Gwiazda przerwała na moment, lustrując zebrane koty wzrokiem. — Jadowita Żmija, wraz z wybranymi przeze mnie kotami, wyruszy nazajutrz do Klanu Nocy, aby przedyskutować dalsze warunki sojuszu. Na patrol udadzą się następujące osoby: Borsucza Puszcza, Iskrząca Nadzieja, Rysi Trop i Lamentująca Toń.
Z gardła wojowniczki uciekło ciche westchnienie. Nie miała nawet najmniejszej ochoty ruszać się z obozu i chodzić gdzieś po terenach tych śmierdzących rybojadów. Dlaczego więc musieli ją wybrać? Żenada.
Po chwili wraz z resztą kotów oddaliła się od miejsca przemówień, chowając się w spowitym mrokiem legowisku.
Powoli przemierzali zalesione połacie terenu, kryjąc się w cieniu drzew i bezszelestnie brnąc dalej, z każdym krokiem przybliżając się do Klanu Nocy. Lament zaczęła zastanawiać się, czy gdyby rzeczywiście do czegoś doszło, ruszyłaby na pomoc zastępczyni. A może wykorzystałby okazję i uciekła, zaczynając nowe życie jako zwykła przybłęda, pałętająca się po niczyich terenach? Starająca się wiązać koniec z końcem, walcząca o nawet najmniejszy skrawek mięsa… Nie, nie mogła tak nisko upaść. Nie miała wyboru. Musiałaby rzucić się w obronie Jadowitej Żmii.
Zbliżyli się do granicy z Klanem Burzy oraz Klanem Klifu. Zastępczyni, która szła na czele delegacji, jako pierwsza postawiła łapę poza znajomymi im terenami; do nozdrzy wojowniczek dotarł nieprzyjemny zapach klifiaków.
Nie szli zbyt długo. Ciągle utrzymywali te same, żwawe tempo, nie robiąc żadnych, nawet krótkich postojów, toteż dotarcie do Klanu Nocy nie zajęło im wiele czasu. Na wstępie zostali powitani przez kilka kotów o intensywnym, rybnym zapachu. Wraz z Jadowitą Żmiją zamienili kilka zdań i nocniaki zaprowadziły ich do wskazanego wcześniej miejsca, gawędząc cicho między sobą o jakichś nieistotnych sprawach.
Czekali. Wszyscy siedzieli w milczeniu; poprzednie rozmowy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły, i teraz ciszę przerywały tylko chrapliwe oddechy zebranych kotów lub szelest liści poruszanych przez figlarny wiatr. Lament przejeżdżała pazurem po ziemi, żłobiąc w niej jakieś infantylne wzory; cóż innego miała do roboty? Szczerze mówiąc, nie czuła żadnych większych uczuć związanych z tym zadaniem. Gdyby tylko mogła się nieco lepiej wyspać… Nie narzekałaby aż tak bardzo. Po chwili oderwała łapę od ziemi, jednym, zdecydowanym ruchem niszcząc cały niezgrabny rysunek, a jej pysk powędrował do boku - tym razem nie pozbył się kolejnej kępki futra, a wręcz przeciwnie - zaczęła powoli czyścić swoją dymną sierść.
Wreszcie w zasięgu ich wzroku pojawiła się rodzina królewska: Srocza Gwiazda, Spieniony Nurt, jakaś inna, czarno-biała księżniczka ze znakiem lotosu na głowie oraz, będąca nieco z tyłu, obstawa.
— Witajcie. — Głos liderki Klanu Nocy był spokojny i dumny, a jednocześnie nie zuchwały.
Lament wraz z resztą kotów Klanu Wilka skinęła łbem na przywitanie, robiąc miejsce zastępczyni, która wyszła na przód. Córka Topielcowego Lamentu posłała szybkie spojrzenie siostrze. W powietrzu wisiało coś dziwnego. Atmosfera była wyjątkowo napięta, wręcz namacalna, jak gdyby zaraz miało dojść do walki.
— Jadowita Żmijo — Sroka zwróciła się do czarnej kotki. — Mogę prosić cię na bok?
Niebieskooka nie dostrzegła nawet, gdy ich zastępczyni już nie było przy nich. Wstała; odrobina przywiązania do rodzimego domu oraz lojalności kazała jej upewnić się, iż Żmii nic się nie stanie. Kątem oka wojowniczka zauważyła, że reszta kotów zrobiła dokładnie to samo, z kamiennymi wyrazami pysków bacznie lustrując oddaloną kotkę.
Lamentująca Toń widziała, jak po chwili rozmowy liderka nocniaków przyzwała do siebie Spieniony Nurt oraz tamtą inną arlekinkę; zapewne potrzebowała ich pomocy. Phi.
Nie wiedziała, ile czasu tak właściwie stali w bezruchu, wpatrzeni w jeden punkt niczym posłuszne maszyny, nie zdolni nawet do wykonania najprostszego ruchu. Musieli wykonać zadanie, czyż nie? Tak właśnie chcieli, aby się zachowywali. Aby bezmyślnie wykonywali powierzone im zadania nawet bez cienia refleksji czy zawahania; w końcu to utrudniłoby liderce rządzenie.
Na moment oderwała wzrok od rozmawiających kotek, kierując swe ślepia ku górze; słońce chyliło się już ku zielonym łanom trawy, praktycznie że stykając się z nimi. Wyglądało to, jakby chciało je ucałować czule na dobranoc, niczym kochająca matka żegnając się ze swoją pociechą. Pomarańczowe smugi światła powoli ustępowały figlarnym cieniom, wesoło harcującym po drzewach. Chłodniejszy wiatr uderzył w bok kotki, przemykając między szarymi kosmykami jej sierści.
Wreszcie negocjacje dobiegły końca. Jadowita Żmija rzuciła jakieś słowa na pożegnanie, obracając się i dając znak reszcie wilczaków, aby podążyli za nią. Tak też uczynili, kierując się z powrotem na swoje tereny.
Sojuszniczy miot! Sojuszniczy miot!
OdpowiedzUsuń