Słońce, które przez cały dzień ogrzewało tereny klanów, już dawno skryło się za ciemnymi chmurami. Niektóre gatunki ptaków odleciały już do cieplejszych stron świata, a tylko spóźnione osobniki dopiero co wylatywały. Gryzonie gromadziły ostatnie resztki pożywienia w norkach, by wychodzić jak najrzadziej, gdy spadnie śnieg. Drapieżniki coraz częściej wyruszały na łowy, próbując upolować najmniej uważne piszczki. W końcu z mrocznych kłębków chmur na ziemię zaczęły spadać białe płatki śniegu. Najpierw powoli, ledwie muskając trawę, a potem coraz gęściej i mocniej. Był to dopiero początek Pory Nagich Drzew, a puch już zdążył pokryć najniżej położone warstwy ziemi. Gdy prószenie w końcu ustało, a zza chmur wyjrzało słońce, Czereśniowa Łapa miała odbyć swój ostateczny test. Powinna była przejść go już dawno, lecz los sprawił, że przyszło jej to zrobić później niż młodsze od niej księżniczki i książęta.
Stała przy wyjściu z obozu, spokojnie obserwując wodę przed sobą. Jej futro falowało na wietrze niczym wzburzone morskie fale. Nie obawiała się testu – wiedziała, że zda go dobrze i że Biedronkowe Pole w końcu będzie miała powód do dumy z jej umiejętności. Ostatnie wydarzenia w Klanie Nocy spowodowały opóźnienia we wszelkich zadaniach. Koty często chodziły smutne lub przestraszone, a na patrolach pojawiało się więcej gęb, niż przewidywała ustawa. Czereśniowej Łapie to nie odpowiadało. Wolała polować sama lub w mniejszej grupie – im więcej kotów, tym częściej wpadali na siebie i przeszkadzali sobie nawzajem. W jej opinii mniejsze grupy łatwiej ukrywały się w zaroślach i unikały potencjalnych wrogów. Liczniejsze patrole tylko hałasowały i pozostawiały więcej śladów swojej obecności. Niestety, nie była przywódczynią, więc nie miała na to żadnego wpływu. Po śmierci Sroczej Gwiazdy zastanawiało ją jednak, czy pozycje księżniczek i książąt nadal będą istnieć. Może Spieniona Gwiazda dostrzeże w końcu, jak głupie to jest, i sprawi, że wszyscy będą sobie równi?
Dookoła panował chaos, lecz cisza, którą Czereśniowa Łapa stworzyła sobie w głowie, nie trwała długo. Ktoś ją przerwał. Biedronkowe Pole stanęła obok niej i lekko trąciła ją nosem. Tak delikatny gest wystarczył, by uczennica natychmiast skupiła na niej całą swoją uwagę. Stała u boku mentorki, przewyższając ją o kilka centymetrów. Wyrosła na wysokiego kota o długich, szczupłych łapach – gotowych do biegu, skoków i polowania. Nauczycielka zmierzyła ją uważnym spojrzeniem, po czym, nie mówiąc ani słowa, ruszyła przed siebie, lekko machając dwukolorowym ogonem. Ich relacja nigdy nie wykraczała poza to, co konieczne. Były sobie niemal obojętne. Czereśniowa Łapa potrzebowała nauczyciela, a Biedronkowe Pole chciała przyczynić się do rozwoju uczniów w Klanie Nocy. Tylko tyle i aż tyle. Prawda była taka, że gdy szkolenie dobiegnie końca – a stanie się to dzisiaj – kotki zapewne więcej się do siebie nie odezwą. Może zdarzy się, że trafią na ten sam patrol i będą przez chwilę iść obok siebie, ale czy zamienią choć jedno słowo? Wszyscy w to powątpiewali.
Nie czas było rozmyślać o przyszłości ani tkwić w przeszłości – liczyła się tylko teraźniejszość. Obie kotki przekroczyły rzekę, opuszczając obóz i wchodząc na tereny Klanu Nocy. Czereśniowa Łapa zatrzymała się na cienkiej warstwie śniegu, czując, jak zimno przenika przez poduszki jej łap, wprawiając nerwy w nieprzyjemne mrowienie. Chciała ruszyć dalej, nie znosiła bezczynności, jednak jej mentorka nawet nie drgnęła.
— Czas na twój ostateczny test — oznajmiła, a jej głos wybrzmiał wyraźnie w uszach uczennicy. — Zobaczę, jak polujesz, walczysz i wykorzystujesz wszystkie zdobyte umiejętności. Potem cię ocenię i jeśli zdasz, jeszcze dziś zostaniesz wojowniczką.
Jej słowa były proste i rzeczowe, pozbawione zbędnych szczegółów. Następnie uniosła łapę i ruszyła naprzód. Każdy jej ruch Czereśniowa Łapa dostrzegała jak w zwolnionym tempie – doskonale wychwytując każde drganie podłoża i każdy podmuch powietrza.
Kotki dotarły nad dobrze im znaną rzekę, leżącą tuż obok lasku, przed Zrujnowanym Mostem. Czereśniowa Łapa nie potrzebowała żadnych wyjaśnień – wystarczył jeden gest mentorki, by zrozumieć, co ma robić. Musiała udowodnić swoje umiejętności w łowieniu ryb. To była łatwizna, choć wymagająca cierpliwości. Schyliła się nad wodą i spojrzała w jej toń, gdy nagle drgnęło jej prawe ucho, wychwytując świst powietrza. Kotka bez wahania odskoczyła w bok, prostując łapy w gotowości do walki. Nie wysunęła jednak pazurów ani nie zjeżyła futra. Nie było takiej potrzeby – doskonale wiedziała, kto próbował ją zaatakować. Biedronkowe Pole uśmiechnęła się z dumą i lekkim zaskoczeniem.
— Chciałam wrzucić cię do wody, ale mimo niewygodnej pozycji udało ci się uniknąć ataku. To dobra cecha — pochwaliła ją, po czym usiadła na trawie i ruchem pyska wskazała na rzekę. Czereśniowa Łapa spojrzała na nią jeszcze przez chwilę, zaskoczona niespodziewaną pochwałą. Czyżby jednak pod koniec szkolenia ich więź miała się zacieśnić? Szylkretowa kotka trwała w bezruchu nad brzegiem, cierpliwie obserwując wodę. Ryby przemykały tuż obok, ale wiedziała, że te konkretne są zbyt szybkie i pozostają poza jej zasięgiem. Nagle jednak pojawiła się większa, wolniejsza sztuka. Ryba zbliżyła się do brzegu i nim zdążyła się zorientować, już leżała na śniegu. Czereśniowa Łapa szybko pozbawiła ją życia, nie chcąc, by cierpiała. Wiedziała, że koty nie potrafią oddychać pod wodą – i rozumiała, jak straszne musi być to uczucie. Dla ryb powierzchnia była tym, czym dla kotów głębiny.
— Już wystarczy. Przepłyń teraz na drugą stronę i wróć — przerwała ciszę Biedronkowe Pole. Czereśniowa Łapa położyła uszy po sobie. Nagły, donośny głos mentorki zawsze drażnił jej zmysły. Westchnęła jednak, nie zamierzając się sprzeciwiać. Spojrzała na rzekę, której nurt był dziś wyjątkowo spokojny. Ostrożnie zanurzyła jedną łapę, potem drugą, aż w końcu cała znalazła się w wodzie. Od razu poczuła, jak prąd delikatnie pcha ją w stronę obozu. Zmarszczyła nos, po czym zaczęła energicznie machać łapami, by przedostać się na drugi brzeg. Nie sprawiło jej to większego problemu, choć na pyszczku wciąż malowało się niezadowolenie. Wyskoczyła na trawę i porządnie się otrzepała – zupełnie bez sensu, bo doskonale wiedziała, że zaraz znowu zanurzy się w wodzie. Cóż, jej ciało działało instynktownie, próbując pozbyć się wilgoci z futra. Nie zwlekając dłużej, ponownie weszła do rzeki i szybko wróciła na stronę, gdzie czekała już na nią Biedronkowe Pole.
— Nie będziemy tu spędzać więcej czasu. Umiesz pływać i łowić ryby. Teraz jednak czas na wspinaczkę i polowanie wśród drzew — oznajmiła Biedronkowe Pole, podnosząc się na cztery łapy. Machnęła ogonem i ruszyła w stronę lasku. Wąsy Czereśniowej Łapy drgnęły z ekscytacji. Uwielbiała czuć korę pod pazurami i spoglądać na świat z wysoka. W koronach drzew czuła się o wiele swobodniej niż w wodzie. Gdy wkroczyły do lasku, jej krok nabrał lekkości. Poruszała się niczym łania, ledwo muskając trawę. Można by powiedzieć, że wręcz unosiła się nad ziemią. Stawiała łapy ostrożnie, prawie nie poruszając ostatnich opadłych liści, a śnieg cicho chrzęścił pod jej ciężarem. Nagle jej uwaga skupiła się na szeleście wśród krzewów. Machnięciem prawego ucha dała znać mentorce o obecności wróbla. Cicho, niemal niezauważalnie, opadła na lodowatą ziemię i ruszyła naprzód, lekko stawiając łapy, by nie zdradzić swojej obecności. Chwilę później stała dumna z siebie, trzymając ptaka w pysku. Ostrożnie odłożyła go pod jeden z pni i zakopała, by ukryć zdobycz przed drapieżnikami.
— Dobrze, jednak teraz wejdź na drzewo. Spotkamy się tu za parę chwil. Postaraj się złapać jak najwięcej zdobyczy i nie schodzić z drzew zbyt często — mruknęła Biedronkowe Pole, po czym liznęła się po piersi, usilnie starając się wygładzić niesforne futerko. Czereśniowa Łapa uniosła wzrok na wysokie drzewo i już po chwili siedziała na jego najwyższej gałęzi. Machnęła ogonem w stronę mentorki na pożegnanie, a następnie odbiła się od miejsca, w którym chwilę wcześniej spoczywała, i ruszyła w drogę przez korony drzew. Czuła się tak dobrze, że na jej pyszczku pojawił się delikatny uśmiech – rzadkość, którą najczęściej rezerwowała dla Szałwiowej Łapy. To on od zawsze rozgrzewał jej serce jak ciepły promień słońca. Uważała go za przyjaciela, a w głębi duszy traktowała jak część rodziny. Zwinnie odbijała się od gałęzi, wprawiając je w ruch. W końcu gwałtownie się zatrzymała, a jej długi ogon pomógł jej bez trudu złapać równowagę. Spojrzała w dół i dostrzegła królika poszukującego ostatnich źdźbeł trawy. Bezszelestnie zsunęła się z drzewa. Zwierzę natychmiast wyostrzyło czujność, poruszając uszami i zerkając w stronę jej kryjówki. Oboje zamarli – Czereśniowa Łapa wiedziała, że wystarczy najmniejszy ruch, by królik rzucił się do ucieczki. On z kolei czuł, że jeśli się ruszy, to zginie. Podmuch wiatru poruszył jego uszy, a to jedno delikatne drgnięcie było sygnałem do ataku. Kotka wystrzeliła z kryjówki, dopadając do zwierzyny i chwytając ją za kark. Zabiła szybko i sprawnie. Podniosła zdobycz, czując satysfakcję, po czym ukryła ją pod gęstymi krzewami, które wciąż trzymały na sobie ostatnie liście.
Ruszyła dalej, z gracją pokonując przewrócone drzewa i ostre, kłujące liście. Zwierzyny było coraz mniej – wszystko, co żyło, szukało schronienia przed nadchodzącą Porą Nagich Drzew. Każdy jej krok wyłapywał subtelne dźwięki lasu – trzepot skrzydeł, cichy tupot małych łapek. Mimo wyostrzonych zmysłów i mistrzowskich umiejętności, znalezienie zdobyczy graniczyło z cudem. Nawet najlepsi wojownicy zmagali się z trudami polowania w tym okresie. Po dłuższym czasie do Czereśniowej Łapy dołączyła Biedronkowe Pole. Mentorka również miała trudności – wróciła z pustymi łapami. Uczennica poczuła jednak pewną satysfakcję, że udało jej się upolować przynajmniej królika. Razem pokonały resztę lasu i dotarły na Kolorową Łąkę, gdzie na chwilę przysiadły, dając sobie moment wytchnienia.
— Pozostał nam ostatni punkt testu — powiedziała Biedronkowe Pole, wstając z ziemi. Czereśniowa Łapa przerwała mycie futra i zerknęła na nią z ukosa. Od razu dostrzegła, jak napięte są mięśnie mentorki. Ta jednak nie drgnęła, tylko obserwowała zachowanie młodszej kotki. Po kilku sekundach Biedronkowe Pole odwróciła się i skoczyła w stronę gardła terminatorki. Czereśniowa Łapa sprawnie umknęła jej łapą, lądując delikatnie na mokrej od roztopionego śniegu trawie. Nie wysunęła pazurów ani nie nastroszyła futra. Zrozumiała, że to jest ostatni punkt testu – walka. Całe przedstawienie trwało stosunkowo krótko. Biedronkowe Pole atakowała, a Czereśniowa Łapa zgrabnie unikała każdego jej ciosu, nie atakując w zamian. W końcu wojowniczka zatrzymała się, prychnęła pod nosem.
— W prawdziwych walkach będziesz musiała atakować! — burknęła srebrna kocica, siadając na trawie i spoglądając w stronę Klanu Klifu. Siedziała tak przez dłuższą chwilę, znikając we własnych myślach. W tym czasie Czereśniowa Łapa obserwowała teren dookoła, również rozmyślając o wszystkim, co tylko przyszło jej do głowy. Wiatr delikatnie wplatał się w jej futerko, wprawiając je w ruch. Ostatnie chłodne promienie słońca muskały jej gładki pyszczek, a dźwięki z okolicy wpadały do jej uszu.
W końcu Biedronkowe Pole wstała z ziemi i ruszyła bez słowa w stronę obozu. Czereśniowa Łapa od razu ją dogoniła. Nie potrzebowała, by mentorka wydawała jej polecenia za każdym razem. Wystarczyło jedno machnięcie ogonem czy ruchem ucha, by terminatorka wiedziała, co robić. Taka forma komunikacji była jej znacznie bliższa niż wymiana pustymi słowami. Gesty, ciało i oczy zdradzały o wiele więcej niż dźwięki wydobywające się z pyska.
ఌ
Kotki wróciły do obozu w ciszy i spokoju. Przekroczyły szuwary i od razu się rozdzieliły. Biedronkowe Pole pognała do legowiska liderki, a Czereśniowa Łapa przysiadła przy legowisku uczniów. Nie musiała długo czekać, by znów dojrzeć nauczycielkę, tym razem u boku przywódczyni. Spieniona Gwiazda wskoczyła na miejsce przemówień i zwołała klan. Uczennica od razu się podniosła i podeszła jak najbliżej mogła. Normalnie usiadłaby z boku, jednak wiedziała, że i tak będzie musiała podejść.
— Czereśniowa Łapo, wystąp — odezwała się liderka. Gdy terminatorka zrobiła kilka kroków w jej stronę, kontynuowała: — Ja, Spieniona Gwiazda, przywódczyni Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam ją wam jako kolejną wojowniczkę. Czereśniowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan, nawet za cenę życia?
— Przysięgam — odpowiedziała, patrząc jej w oczy, oczekując na dokończenie ceremonii. Spieniona Gwiazda nie miała zamiaru dłużej czekać. Tak jak inni, cieszyła się z nowej wojowniczki!
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Czereśniowa Łapo, od tej pory będziesz znana jako Czereśniowy Pocałunek. Klan Gwiazdy ceni twój spokój i spostrzegawczość, oraz wita cię jako nową wojowniczkę Klanu Nocy! — kotka zeskoczyła na ziemię i podeszła do szylkretowej. Dotknęła pyszczkiem głowy wojowniczki, a ta dotknęła jej barku. Następnie do Czereśniowego Pocałunku podeszli inni członkowie klanu, głośno gratulując jej nowej rangi. Dotykali jej boku, aby okazać gratulacje.
Potem świeżo mianowana wojowniczka odeszła i przysiadła przy wyjściu z obozu. Teraz, aż do ranka następnego dnia, miała siedzieć w ciszy, pilnując obozu. Nie było to dla niej trudne — często to robiła. Może nie było po niej widać, bo jej pysk jak zwykle nie okazywał żadnych szczególnych emocji. Jednak cieszyła się, i to bardzo! W końcu otrzymała rolę, na której jej zależało. Wypuściła spokojnie powietrze z pyszczka i uśmiechnęła się do samej siebie, spoglądając w wodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz